czwartek, 14 maja 2015

Rozdział 7

Lily Potter
Rano obudził mnie budzik, który nastawiłam na godzinę 7:00, a wszystko przez to, że do Dubaju mieliśmy się teleportować już o ósmej. Nie wiem dlaczego tak wcześnie umyślili sobie wyjazd moi rodzice, ale jakoś to przeżyje. Może...
Zwlokłam się powoli z łóżka i poszłam do łazienki by móc odhaczyć poranną toaletę z listy rzeczy do zrobienia (...której tak naprawdę nie ma). Potem poszłam do garderoby w której wyszukałam jakieś ubrania.

Postanowiłam, że nie będę robić dzisiaj jakiegoś bardzo widocznego makijażu więc tylko usta lekko pociągnęłam błyszczykiem, a rzęsy wytuszowałam. Wzięłam z garderoby białą – całkiem dużą – torbę do której wpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy – takie jak telefon.
Gdy już się uszykowałem była dopiero godzina 7:36 więc miałam jeszcze sporo czasu. Zostawiłam torbę przy walizce i wyszłam ze swojego pokoju. Słyszałam jak Ginny krząta się po domu sprawdzając czy przypadkiem czegoś nie zapomniała oraz Harry'ego, który znowu szukał swoich okularów aż w końcu musiał się zdecydować na założenie soczewek.
Bez pukania weszłam do pokoju gościnnego, który zajmował Ed i zobaczyłam, że blondyn jeszcze śpi. Westchnęłam z dezaprobatą i zaczęłam go budzić. Wymamrotał coś pod nosem i przekręcił się na drugi bok. Musiałam użyć różdżki żeby w końcu ściągnąć go z łóżka, gdy tylko powiedziałam mu która jest godzina z prędkością światła pognał do łazienki. Po piętnastu minutach był już gotowy, jeżeli można było to tak nazwać. Włosy miał tak samo rozczochrane jak Albus albo Malfoy, a koszulka którą na siebie założył była kompletnie pognieciona. Jeden plus był taki, że McCullough był już spakowany – gdy do nas przyjechał w ogóle się nie rozpakowywał. Jednym ruchem różdżki sprawiłem, że jego koszulka wyglądała jakby wcale nie była wciśnięta w jakiś kąt, a potem ułożyłam jego włosy tak jak wyglądały zawsze. Edward założył jeszcze czapkę z daszkiem i był gotowy.
- Dzięki. - mruknął z lekkim uśmiechem.
- W ramach wdzięczności mógłbyś znieść moją walizkę na dół. - powiedziałam robiąc słodką minkę.
Ed chwycił swoją torbę, a potem poszliśmy do mojego pokoju po moje rzeczy. Gdy zeszliśmy na dół nie był tam tylko Jamesa, który chwilę później zleciał szybko po schodach i do nas dołączył. No i teraz wszyscy byliśmy już w komplecie. A właśnie zapomniałabym o tym, że moi bracia zaprosili dwie dziewczyny. Albus zaprosił Grace Ignoratio, a James Jessice Hopkins. Oczywiście Grace znałam, ale Jessica była kolejną nieznajomą mi dziewczyną. Albus z Ignoratio zaczął już chodzić w Hogwarcie.
Grace Ignoratio

Jessica Hopkins
Mój tata machnięciem różdżki pozbył się naszych bagaży i powiedział:
- Skoro wszyscy już jesteśmy gotowi to możemy się teleportować. Pamiętacie jaki adres wam podałem. - Wszyscy kiwnęliśmy głowami. Skupiłam się i teleportowałam w wyznaczone miejsce. Dom który przed sobą zobaczyłam był piękny.




- Jest to jeden z domów dubajskiego ministra magii więc błagam was nie zniszczcie niczego. - Gdy moja mama to powiedziała zastanowiła mnie jedna rzecz. Ginny mówiła o tym tak jakby sama z Harrym nie miała tu mieszkać. - Chodźcie pokażemy wam część domu.
- Wy tu nie zostajecie? - spytał w końcu James.
- Nie. My z Harrym mamy dużo rzeczy do zrobienia. Przyjedziemy dzień przed ślubem i dzień po ślubie wyjedziemy. Wy możecie zostać tutaj do 4 stycznia. Chociaż lepiej by było gdyby Lily wróciła wcześniej bo w końcu w niedziele masz już jechać do Hogwartu więc dobrze by było gdybyś pojawiła się w domu chociaż trzeciego. - wytłumaczyła moja matka.
- Taa... Jasne. - mruknęłam pod nosem. - Chodźmy już oglądać ten dom.
Moja mama pokazała nam kuchnie jadalnie i salon, a potem kazała sobie wybrać pokój – każdy miał garderobę i łazienkę. Ja swój pokój wybrałam ze względu na to, że miał taras i łatwo było przy tym wyjść do ogrodu, a ogród był naprawdę piękny.




pokój Lily

taras przy pokoju Lily
Gdy tylko weszłam do swojego pokoju zaczęłam wypakowywać rzeczy – za pomocą różdżki. Wszystkie ubrania, buty, torebki, biżuterie wysłałam do garderoby, a kosmetyki do łazienki. Walizkę postawiłam w kącie garderoby.
W chwili gdy miałam sięgnąć po swoją torbę do pokoju wszedł... Edward. Od razu usiadł na moim łóżku, spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem, ale ten dopiero po chwili przypomniał sobie o czym miał mi łaskawie powiedzieć.
- Może pójdziemy do Malfoy'ów. Podobno mieszkają nie daleko. A wiesz nie chce iść sam więc może pójdziesz ze mną. Przy okazji poznasz narzeczoną Aarona, ja zresztą też...
- Wiesz tym ostatnim argumentem mnie skusiłeś. - wzięłam swoją torbę i zarzuciłam sobie na ramię. - Jak mam tam iść to chodź. - pogoniłam go ruchem ręki.
- A nie możemy się teleportować. - mruknął cicho, ale nie za cicho żebym usłyszała.
- Czy ty myślałeś, że ja mam zamiar tam iść? - spytałam lekko się uśmiechając. - Wiesz gdzie to jest? - Kiwnął głową, a ja złapałam go za ramię. - No to teleportuj się ja przecież nie wiem gdzie to jest.
Po chwili staliśmy już na podwórku na którym zauważyłam Scorpiusa i Aarona. Zdziwiłam się trochę widząc ich, ale przemknęło mi przez głowę, że może to Ed napisał do swojego kumpla informując go o tym, że się pojawimy. Aaron podszedł do mnie i zamknął w uścisku.
- Lily jak ja cię dawno nie widziałem! - powiedział z słyszalnym entuzjazmem w głosie.
- Jak widać wystarczająco długo, żeby się zaręczyć. - zaśmiałam się cicho. Blondyn nie zdążył mi odpowiedzieć ponieważ usłyszeliśmy damski głos którego nie znałam. Należał on do brunetki, która dopiero co pojawiła się na podwórku.
Margaery Marshall


Aaron Malfoy
- Aaron mógłbyś mi powiedzieć kto to jest? - Próbowała ukryć emocje, ale nie była w tym dobra w jej głosie było słychać zdenerwowanie, a gdy na nią spojrzałam na pierwszy rzut oka widać było, że jest zazdrosna. Wyplątałam się z uścisku Aarona i odsunęłam o krok.
- Nazywam się Lily Potter dla twojej wiadomości. - rzuciłam bez żadnego wyrazu na twarzy. - Bardzo mi smutno, że nikt o mnie nie wspominał.
- Właśnie wspominali. - Margaery zmrużyła oczy, a ja zwróciłam tylko uwagę na to, że użyła liczby mnogiej.
- A kto był tak miły?
- Państwo Astoria i Draco oraz Aaron i Scorpius. - No i w tym momencie zaczęłam kaszleć próbując zamaskować atak śmiechu. Szybo się uspokoiłam i podeszłam do Scorpiusa.
- Nie wiedziałam, że aż tak bardzo ci się podobam, że opowiadasz o mnie wszystkim. - szepnęłam mu do ucha.
- Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć opowiadałem o tobie same złe rzeczy. - warknął cicho, choć ja go usłyszałam reszta nawet gdyby chciała nie mogłaby tego zrobić z jednego prostego powodu zagłuszyła go Astoria, która wypadła na dwór i ogłosiła:
- Lilyanne jak miło cię widzieć. Chce ci tylko powiedzieć, że miło by było gdybyś pomogła Margaery wybrać suknie ślubną. - Po pierwsze wiedziałam, że jest jedna zasad nigdy nie sprzeciwiaj się Astori Malfoy, bo zaczną się pytania, po drugie mam ochoty uderzyć w twarz osobnika, który stoi koło mnie uśmiecha się z satysfakcją, a po trzecie właśnie wpadł mi do głowy genialny pomysł.
- Oczywiście z miłą chęcią to zrobię. - posłałam jej uśmiech, a ona zniknęła w głębi domu. - Scorpius szykuj się jedziesz z nami.
- Że co? - miał kompletnie zdezorientowaną minę, ale nagle dostał olśnienia i przypomniał sobie dlaczego musi z nami iść. - Tak... Jasne, ale Ed idzie z nami jak chcesz chociaż ja i tak już będę musiała się z nim długo użerać.


Scorpius Malfoy

- Mam nadzieję, że masz prawo jazdy. - Potter spojrzała na Margaery, ale ta tylko pokręciła przecząco głową, a rudowłosa uniosła oczy ku niebu. - Przez to, że ty nie tolerujesz teleportacji będziemy musieli pojechać taksówką, co nie? - zapytała się retorycznie Lily.
- Nie wiem jakim cudem Aaron mógł z tobą wytrzymać. - mruknęła pod nosem przyszła żona mojego brata.
- Wiesz wtedy była jeszcze grzeczną dziewczynką. - zaśmiał się Ed za co dostał od Potter delikatnie z łokcia. Mógłbym się założyć o wszystko, że gdybym ja coś takiego powiedział już dawno rzuciłaby we mnie Cruciatusa, ale jakoś to przeboleje.
- Ma ktoś numer dubajskiej taksówki? - zapytała Margaery. Ludzie jaka idiotka. Oczywiście, że nie przecież my tu nie mieszkamy!
- Mógłby nas podrzucić James... - zaczęła Potter, ale jej przerwałem.
- James wziął ze sobą auto. Czy on nigdy nie może nie mieć ze sobą ani jednego swojego auta. A po drugie jak on to zrobił? - spytał McCullough.
- Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. - odpowiedziała. Nie mogła wpaść na ten pomysł wcześniej. Westchnąłem i ruszyliśmy w kierunku domu w którym mieszkali obecnie Potterowie.
Z jednej rzeczy mogłem być zadowolony... Mój brat na swój ślub wybrał koniec grudnia a w tym miesiąc w Dubaju nie panowały jakieś okropne upały. Średnia temperatura to było około 20 stopni.
Gdy po kilkunastu minutach doszliśmy do domu w którym mieszkali Potterowie zastaliśmy najstarszego z Potterów na tarasie z jakąś laską siedzącą mu na kolanach. Lily chrząknęła, a jej brat zwrócił wzrok w naszą stronę.
- Jim pożycz mi swój samochód. Bardzo ładnie proszę. - James Potter nie miał zbyt zadowolonej miny, ale rzucił siostrze kluczyki i poinformował, że auto jest w garażu.
- Mam nadzieję, że potrafisz tym jeździć. - zwróciłem się do Lily, która siadała już za kierownicą czarnego mercedesa-benza (cabrioleta).
- To, że jeszcze nie mam prawa jazdy nie oznacza, że nie potrafię jeździć samochodem. - prychnęła. Ja usiadłem z przodu obok Lily, a Ed i Marshall musieli się zadowolić tyłem samochodu. Miałem coś powiedzieć, ale nagle usłyszałem paniczny głos Margaery:
- A co jeśli złapie nas policja.
- Nie złapią. - Potter machnęła ręką. - Gdzie chcesz jechać po te suknię ślubną. - widziałem po wyrazie jej twarzy, że nie ma ochoty użerać się z narzeczoną jej byłego i jej suknią, ja zresztą też nie miałem na o ochoty. - Słyszałam, że jest tu największa galeria handlowa na świecie więc moglibyśmy tam pojechać.
- Dobrze. - przytaknęła Marshall.
- Jak ja się cieszę, że James wziął GPS'a. - mruknęła pod nosem Lily i zaczęła wpisywać dane do urządzenia przymocowanego pomiędzy nami. Potem założyła okulary przeciw słoneczne i ruszyliśmy w drogę.
Wbrew pozorom droga do tej galerii nie trwała aż tak długo, ale znalezienie jakiegoś miejsca parkingowego już tak. Gdy nagle Potter dodała gazu z zaskoczenia złapałem się drzwi. Okazało się, że po prostu zobaczyła wolne miejsce i nie chciała żeby je ktoś zajął. Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do wejścia do galerii.
Lily i Margaery były dziwnym połączeniem, bynajmniej jeżeli chodzi o wygląd. Potter nie była wysoką osobą i nawet na bardzo wysokich obcasach sięgała mi do połowy głowy – zważając na to że jest wysoki – ale bez butów sięgałaby mi ledwo do brody, była ubrana w krótkie spodenki, T-shirt i żakiet, a na ręce trzymała torbę. Marshall była za to tak wysoka, gdyby założyła jedno z par butów rudowłosej wyglądałaby przekomicznie dlatego gdy chciała założyć buty na obcasie musiały być one niskie, była ubrana w długą – sięgającą jej kostek - zwiewną sukienkę i do tego założyła sandałki, przez ramię przewiesiła sobie torebkę w której zmieścił jej się zapewne tylko portfel i telefon. Lily swoje włosy rozpuściła – zresztą jak zawsze – Margaery za to związała swoje w koka.
- Czemu się na mnie patrzysz? - spytała Potter przekrzywiając lekko głowę i mrużąc oczy ponieważ zdjęła już swoje okulary i teraz spoczywały one na jej włosach.
- Dla twojego dobra lepiej żebyś w to nie wnikała. - mruknąłem. Ona tylko wzruszyła ramionami i weszła do galerii z uśmiechem na twarzy mówiącym To będą wspaniałe zakupy ja przetłumaczyłem to jako To będą męczące zakupy i wszedłem za nią do środka.


Edward McCullough

Gdy w końcu przestałem wpatrywać się w ogromne akwarium, które znajdowało się w samym środku Dubaj Mall, a w środku tego akwarium pływały najprzeróżniejsze rodzaje stworzeń morskich w tym rekinów mogliśmy w końcu ruszyć dalej. Wchodziliśmy prawie do każdego sklepu, bo Lily która była zakochana w zakupach nagle przypomniała sobie, że zabrała do Dubaju bardzo mało ubrań. Pff...
Zresztą z Margaery nie było lepiej razem z Potter latała po sklepach i oglądała różne rzeczy. Najgorzej jednak było gdy weszliśmy do sklepu w którym były suknie wieczorowe. Marshall nie mogła się zdecydować, którą suknie ślubna wybrać, a gdy Lily jej jakieś pokazywała albo je przymierzała albo odrzucała. W końcu rudowłosa usiadła między mną, a Scorpiusem. A właśnie wspominałem, że mój kumpel nosił wszystkie zakupy Potter.
- Ta dziewczyna jest najbardziej niezdecydowaną osobą jaką w życiu widziałam. - warknęła z irytacją i odrzuciła swoje włosy do tyłu.
- Gdyby była tobą to wykupiłaby wszystkie suknie, które jej się podobają i potem zrobiłaby na radę ze wszystkimi kobietami w jej rodzinie, które pomogłyby wybrać jej którą w końcu ma założyć. - mruknął Scor.
- Mała poprawka ja nie doradzałabym się wszystkich, a gdyby się doradzała to i tak bym się ich nie posłuchała. - poprawiła go.
- A tak zapomniałam dwa inne charaktery. Posłuszna mugolka i buntownicza czarownica. - zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne...
Nagle usłyszałem głos Marshall, która mówiła żebyśmy do niej podeszli, bo chyba wybrała już odpowiednią suknie. Nie wiem co ja ze Scorpiusem mieliśmy do tego, ale dla świętego spokoju podeszliśmy tam.
- No i jak podoba wam się? - spytała, ale ja nawet nie zwracałem na nią uwagi tylko rozglądałem się po całym sklepie bez najmniejszego zainteresowania. Gdy usłyszałem dźwięk, który ogłosił, że Margaery wraca do przebieralni spytałem Scorpiusa z nadzieją:
- Powiedz mi, że ona już skończyła.
- Tak, na szczęście myślałem już że zostaniemy tu na noc. Wiesz żałuje jednak, że ona nie kupiła sobie kilku sukni. Niech sobie naciąga mojego brata. Nie mój interes. - odpowiedział.
- Och jak ty dbasz o jego pieniądze. - mruknąłem z sarkazmem. - Teraz wracamy już do domu co nie?
- Chyba tak. - powiedział jednak nie było to zbyt przekonujące. - Lily jedziemy już do domu?
- No tak mi się wydaję. Mam nadzieję, że Marshall ma chociaż resztę i przyszliśmy tu tylko po suknie. Zakupy z nią są męczące nawet dla mnie. - zaśmiała się, ale w tym śmiechu nie było ani trochę rozbawienia. Po kilku minutach podeszła do nas Margaery z uśmiechem, ale my tylko zapytaliśmy równocześnie:
- Jedziemy już do domu?
- Nie. - cała moja nadzieja właśnie się ulotniła. - Muszę jeszcze kupić kilka rzeczy. - wywróciłem oczami. Zapewne ona znała zupełnie inną definicję słowa kilka rzeczy.


Lily Potter

- W końcu do domu. - usłyszałam westchnięcie Malfoy'a i zaśmiałam się pod nosem. Usiadłam za kierownicą samochodu mojego brata, włączyłam radio i zaczekałam aż wszyscy wsiądą do środka, a potem ruszyłam. Widziałam w lusterku, że Margaery siedziała obok Ed'a z promiennym uśmiechem zadowolona za zakupów, blondyn za to miał naburmuszoną minę. A Malfoy siedziała obok mnie z twarzą nie wyrażającą żadnych emocji czyli tak jak zawsze.
Jechaliśmy w stronę naszego tymczasowego domu a przed nami widać było, że słońce za niedługo zajdzie. Nie zdziwiłam się widząc to ponieważ kilka rzeczy Marshall było kilkunastoma rzeczami. Często spędzałam dużo czasu chodząc po sklepach, ale nigdy nie cały dzień... No ale co zrobić skoro w Dubaj Mall jest tyle sklepów.
Z lekkim uśmiechem na ustach zahamowałem przed domem Malfoy'ów z piskiem opon tak, że zobaczyłam jak głowa Astori wygląda przez okno, a Aaron który kąpał się w basenie obrócił się w naszą stronę. Wyskoczył z niego i podszedł do furtki ociekając wodą.
- Nie wiedziałem, że masz prawo jazdy. - zwrócił się do mnie.
- Nie musiałeś wiedzieć, bo wcale go nie mam. - zaśmiałam się. - Zabieraj zakupy swojej narzeczonej, bo my spadamy.
- Zabierasz Scorpiusa? - zapytał z nadzieją.
- A czemu miałabym go zabierać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie i uniosłam brwi.
- Wiesz chce się mnie pozbyć. - prychnął młodszy z Malfoy'ów i wysiadł z samochodu prawie od razu na jego miejscu pojawił się Ed.
- No to pa! - rzuciłam i odjechałam. Wystarczyło kilka minut, a my już wysiadaliśmy z auta Jamesa. Włożyłam kluczyki do kieszeni. - Ed pomożesz mi z zakupami? - blondyn kiwnął głową i podzieliliśmy się torbami. Wrzuciliśmy je do mojej garderoby, a ja poszłam poszukać Jamesa. Nigdzie gdzie to tej pory szukałam go nie było więc poszłam do jego pokoju. Wolałam wcześniej zapukać, bo znając mojego brata mogły się tam dziać różne rzeczy. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi uchyliłam lekko drzwi i okazało się, że leżał na swoim łóżku i słuchał muzyki.

Miał zamknięte oczy więc mnie nie zauważył dopiero gdy ściągnęłam mu słuchawki z uszu łaskawie na mnie spojrzał. Podał mu kluczyki, a on wsadził je sobie do kieszeni.
- Ile czasu można spędzić na mieście? - spytał.
- Jeżeli wybierasz się do największej galerii handlowej na świecie i zabierasz ze sobą niezdecydowaną przyszłą pannę młodą może tam spędzić nawet kilka dni. - mruknęłam bez entuzjazmu.
- Jak dobrze, że jestem facetem i nie mam takich problemów.
- Ale jesteś facetem zakochanym w swoich samochodach, który ma dylemat jaki model kupić kolejny. - uchyliłam się przed lecącą w moją stronę poduszką. - No to ja już sobie pójdę.
- O tak, tak będzie o wiele lepiej. - James znowu nałożył na uszy słuchawki a ja wyszłam z jego pokoju. Niestety przed drzwiami spotkałam się z kolejną laską mojego brata Jessicą Hopkins. Ominęłam ją szerokim łukiem i zeszłam do kuchni, bo nagle przypomniałam sobie, że prawie nic dzisiaj nie jadłam.
Na początku trochę się zdziwiłam, że lodówka jest prawie całkowicie zapełniona i nie ma tam ani jednego miejsca wolnego gdzie można by było coś wcisnąć, ale wpadło mi do głowy, że pewnie to moja matka wypakowała tak tą lodówkę. Poszperałam po różnych szafkach próbując sobie wbić do głowy gdzie co się znajduję. Postanowiłam zrobić sobie spaghetti ponieważ był najprostsze do zrobienie.
Przygotowanie jedzenia nie zajęło mi dużo czasu. Nałożyłam je sobie na talerz i poszłam do jadalni. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Już z daleka usłyszałam zbliżające się kroki, a wszystko przez to, że w domu panowała nienaturalna cisza. Nie musiałam nawet podnosić wzroku żeby zorientować się, że w jadalni pojawił się Ed. Usiadł koło mnie a ja poczułam intensywny zapach spaghetti, proszku do prania i jego perfum – dziwne połączenie.
- Czy ty masz aż tak dobry węch, że wyczuwasz jedzenie nawet za zamkniętymi drzwiami? - spytałam odwracając wzrok w jego stronę i patrząc jak pochłania przygotowane przeze mnie jedzenie.
- No jak widać tak. Byłbym nie złym zwierzakiem. - zaśmiał się.
- Chyba tchórzofretką... - podsunęłam mu.
- To wcale nie było śmieszne. - mruknął niby urażonym tonem.
- Było. Zostań animagiem mogę się założyć, że będziesz się przemieniał właśnie w to zwierzę.
- Taa... Wiesz nie spodziewałem się, że pierwszy dzień pobytu w Dubaju będzie taki...
- Nudny?
- Bardziej męczący. To chodzenie po sklepach było cholernie nudne fakt, ale nie nazwałbym tego dnia zupełnie nudnym. Po prostu chodzenie po tych sklepach wcale nie było jak spacer po parku zważająca na to, że spędziliśmy tam prawie dzień.
- Fakt. Właściwie to jaka panna młoda robi zakupy na ostatnią chwilę?
- Mnie o to pytasz jestem facetem ja nie muszę wybierać sukienek tylko odpowiedni kolor krawatu lub koszuli. - zaśmiał się i puścił mi oczko.
***
Gdy usłyszałam irytujący dźwięk budzika, który nastawiłam sobie w telefonie od razu miałam ochotę wyrzucić tą przeklętą maszynę. Jednak wiedząc, że nie mam dziś zbyt dużo czasu na wylegiwanie się w łóżku wstałam z łóżka i od razu poszłam do łazienki. Wzięłam gorący prysznic i umyłam zęby. Jednym machnięciem różdżki wysuszyłam swoje włosy i w szlafroku wyszłam z łazienki przenosząc się do garderoby. Zasiadłam przy toaletce i zabrałam się za robienie makijażu, który bo moich długich staraniach wyglądał tak: http://zszywka.pl/p/idealnie--11092757.html Z fryzurą jednak nie próbowałam się nawet męczyć ponieważ nigdy nie wychodziła mi taka jaka miała być. Związanie ich w kucyka lub zrobienie koka, okay reszta jednak nie była dla mnie. Wyobraziłam sobie fryzurę jaką chciałabym mieć na głowię i skierowałam różdżkę w stronę moich włosów wypowiadając zaklęcie:
- Mutationes prodisse
Po chwili na mojej głowie pojawiła się odpowiednia fryzura http://zszywka.pl/p/delikatne-sombre-14519770.html Może nie była ona jakaś wymyślna, ale daje sobie rękę uciąć, że nawet gdybym próbowała ją zrobić to i tak by mi nie wyszła. Oczywiście nie jestem jakimś nieudacznikiem, ale każdy musi mieć jakąś wadę (:P). No a teraz możemy się zabrać za manicure. Po bardzo długich 30 minutach moje paznokcie wyglądały tak jak chciałam http://zszywka.pl/p/--13386276.html
Zadowolona z efektów swojej pracy wstałam i ruszyłam po moją sukienkę, która wisiała na wieszaku, a obok niej znajdowały się wszystkie dodatki, które miałam zamiar dzisiaj założyć http://www.polyvore.com/dress/set?id=64066141 Zrzuciłam z siebie szlafrok i zaczęłam ubierać przygotowane ubrania.


Scorpius Malfoy
Gdy w końcu ubrałem strój, który kazała mi założyć moja matka wyszedłem z pokoju. Oczywiście wyglądałem niemal dziwnie w garniturze, trampkach – nigdy nie założyłbym tych beznadziejnych butów, które pokazała mi matka – i z moją fryzurą.
Gdy tylko wyszedłem do ogrodu przystanąłem z uniesionymi brwiami. W ogóle nie przypominał tego wcześniejszego. Do prowizorycznego ołtarza prowadził biało-złoty dywan,który kończył się przy podwyższeniu, na którym stał pastor (Margaery i Aaron - oczywiście ze względu na rodzinę tej pierwszej – brali ślub jak zwykli mugole) ubrany w biały ornat. Po obu stronach dywanu stało około trzystu krzeseł przeznaczonych dla gości. Każde ubrane było przy pomocy białego materiału, który z tyłu na oparciu związany był wielką kokardą, z wystawionymi trzema żywymi kwiatami. Przy ostatnim krześle postawiony był łuk, opleciony białymi kwiatami i zielonymi liśćmi. Zamiast gołego nieba, firma zamontowała kratkę (Nie pytajcie mnie jak, bo nie mam pojęcia. W końcu była to mugolska firma.), z której zwisały białe i fioletowe bzy oraz lampiony. Od każdego krzesła biegł materiał, który całemu wystrojowi nadawał elegancji.
Powoli goście zaczęli zajmować swoje miejsca. W końcu już zostało nie wiele czasu. Rodzice moi i Margaery przed ślubem zrobili całą listę kto siedzi na którym miejscu i teraz cztery osoby latały z listami i wyznaczały każdemu odpowiednie miejsca. Cieszyłem się, że to nie przypadło mnie.
W tłumie wypatrzyłem Ed'a, który stał razem z Lily Potter i Elizabeth Halliwell, która z pewnością wyszła z domu gdy ja oglądałem robotę mugoli. Ruszyłem w ich stronę i zostałem powitany śmiechem blondynki, którą rozśmieszyło coś co powiedział McCullough. Oczywiście gdy tylko do nich doszedłem zostałem zmierzony krytycznym spojrzeniem zielono-złotych oczu.
- Garnitur i trampki? - spytała Potter unosząc brwi.
- Ciesz się, że założyłem krawat. Nawiasem mówiąc jestem pewien, że człowiek, który go wymyślił chciał popełnić samobójstwo, ale popatrzył się w lustro i stwierdził, że dobrze w tym wygląda więc postanowił nie umierać zbyt wcześnie i przekazać to dalej światu. - odpowiedziałem.
- Tak na pewno tak było. - uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie. - Chodźmy już, bo Astoria właśnie zabija nas wzrokiem.
- Nie martw się, ona tak ma często. - prychnąłem, ale ruszyłem w stronę jednego z moich kuzynów, który latał z listą. Można się dziwić, ale naprawdę nie miałam bladego pojęcia gdzie oni mnie usadzili. Okazało się, że razem z Halliwell i Potterami – prócz Jamesa, który był świadkiem - siedziałem w drugim rzędzie.
Gdy tylko tam doszliśmy rozbrzmiały pierwsze takty marszu Mandelsona. Pierwsze po dywanie przeszły trzy druhny ubrane w liliowe suknie. A za nimi szła wraz ze swym ojcem Margaery ubrana w tą suknię, którą tak długo wybierała:


Cała ta ceremonia przeleciała mi tak szybko, że jedyne co pamiętam to słowa Aarona: „i, że cię nie opuszczę aż do śmierci.”. Spojrzałem na wszystkich i okazało się, że nie płakały tylko trzy osoby – mężczyzn nie zaliczam – Ginny i Lily Potter oraz Halliwell.
Wszyscy ruszyli do okrągłych stolików ustawionych wokół drewnianego parkietu. Gdy tylko zasiedliśmy do nich podano obiad. Po kilkunastu minutach usłyszałem znajomy głos:
- A teraz na parkiet zapraszamy parę młodą. - Zaciekawiony odwróciłem wzrok w stronę podwyższenia na którym zobaczyłem The Stars.
Gdy tylko mój brat i Margaery skończyli swój taniec na parkiet wyszło więcej osób, a Lily – o ile mi się to nie przewidziało – została wezwana skinieniem głowy przez Zayne'a. Utwierdziłem się w tym przekonaniu gdy zobaczyłem jak podnosi się z krzesła i idzie w tamtym kierunku.
Wystarczyło kilka minut ich rozmowy, a Potter stał już na scenie. Została zapowiedziana przez Chrisa i zaczęła śpiewać: https://www.youtube.com/watch?v=hqQY9UkGC_A


Lily Potter
Mam radę dla wszystkich ludzi na tym świecie. Nigdy nie podchodźcie do zespołu grającego na weselu, a tym bardziej do zespołu, który niestety jakimś cudem was poznał. Może to się skończyć tym, że wylądujecie na scenie śpiewając jakąś beznadziejną piosenkę, która pierwsze wpadła wam do głowy. No bynajmniej tak się stało w moim przypadku.
Tańczyłam z tyloma facetami, że nie potrafiłabym ich zliczyć. Nawet się nie zorientowałam kiedy wylądowałam w ramionach McCullough.
- Nie mogę w to uwierzyć, że udało mi się z tobą zatańczyć. - zaśmiał się.
- Po pierwsze jeszcze się nie udało, a po drugie to dokonała tego już połowa tu zebranych. - mruknęłam.
- Wiesz nie zauważyłem. - powiedział. - Przez cały czas zastanawiałem się gdzie jesteś...
- Ach to było takie wzruszające, że aż mi łezka poleciała. - odpowiedziałam.
- Właśnie zauważyłem. - odparł i zakręcił mną.
***
Około piątej nad ranem skończyło się wesele. Gdy doszłam do mojego pokoju miałam ochotę tylko na pójście spać, ale nie zrobiłam tego. Przecież nie będę spała w ubraniach. Zmyłam makijaż żebym po przebudzeniu nie wyglądała jak potwór. Zdjęłam sukienkę, buty i biżuterię. Przebrana w moją pidżamę walnęłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam.
***
Gdy się obudziłam była godzina czternasta, ale pewnie spałabym dłużej gdyby nie telefon. Poirytowana wyciągnęłam rękę po telefon i odebrałam go.
- Lily wiesz co ta kurwa zrobiła. - Od razu wiedziałam, że Teddy zdenerwowany, bo on nigdy nie przeklina. - Przespała się z Matthiasem. - Jakby ktoś chciał wiedzieć Matthias to chłopak Dominique.
- Wytłumacz mi wszystko ze szczegółami. - powiedziałam.
- Victoire przyszła do mnie i powiedziała mi, że jest w ciąży oczywiście mówiła, że to moje dziecko. Oczywiście ucieszyłem się, ale chwilę później zadzwoniła do mnie Dominique i wszystko wyjaśniła. Podobno Matthias przyznał jej się do wszystkiego. Przypuszczał, że to jego dziecko, ale i tak nadal nie chciał w to uwierzyć. Dominique powiedziała mi, że wszystko stało się pod koniec listopada, gdy ona była na jakimś wyjeździe. Victoire odwiedziła wtedy w domu Matthias i resztę dopowiedz sobie sama. - Przez chwilę milczeliśmy, ale w końcu się odezwałam.
- Mam nadzieję, że już z nią nie jesteś?
- Masz mnie za idiotę! Oczywiście, że nie jestem. Wiesz ten pomysł twojego dziadka z mugolskim ślubem był bardzo dobry. Przynajmniej mogę się z nią rozwieść.
- Nigdy jej nie lubiłam...
- Przecież to twoja kuzynka.
- Mówi ci coś imię i nazwisko Rose Weasley. - nie doczekałam się odpowiedzi, ale wiedziałam, że mnie zrozumiał. - No właśnie. A skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to ja się muszę ogarnąć, bo po tym weselu na pewno nie wyglądam zbyt dobrze.
- Eee... No tak zapomniałem, że ty jesteś po ślubie Aarona.
- Gratuluje... Do zobaczenia.


Elizabeth Halliwell
Gdy tylko się obudziłam wzięłam bardzo długi prysznic, a potem poszłam do garderoby. Wyjęłam pierwsze lepsze ubranie i założyłam je.

Zdążyłam wyjść z pokoju, gdy usłyszałam trzask oznaczający teleportację, a przede mną zmaterializowała się Lily. W jednej ręce trzymała telefon, a w drugiej różdżkę. Włosy miała rozpuszczone – jak zawsze – była bez makijażu co było trochę dziwne, a ubrana była w:



- Co się stało, że pojawiłaś się tu przed piętnastą? Powinnaś jeszcze spać. - powiedziałam unosząc brwi. Normalnie z pewnością spałaby dłużej.
- Jak chcesz to mogę sobie pójść, ale to ty nie będziesz wiedziała o najważniejszej rzeczy w twoim życiu. No dobra przesadziłam. O najważniejszej rzeczy w życiu Victoire Lupin. - zaczęła mówić.
- Okay. Chodź do salonu, zaciekawiłaś mnie. - szybko dotarłyśmy do salonu i usiadłyśmy na sofie. Lily zaczęła mi mówić o co chodzi.
***
Nawet nie zdążyłam się odezwać słowem gdy Lils skończyła swoją opowieść bo do pokoju wkroczył Scorpius Malfoy. Miał na sobie tylko czarne spodnie i jak przystało na niego musiał się dowiedzieć o co chodzi. Wpakował się na sofę między mnie a Potter i zapytał się:
- Co się stało, że ty się tu zjawiłaś?
- Może chciałam pogadać z Lizzy?
- Wątpię. A więc?
- Teddy się rozwodzi.
- Co?! Teddy Lupin, który był niezmiernie zakochany w swojej żonie? Niby jakim cudem to się stało?
- Victoire go zdradziła.
- To zmienia postać rzeczy... A z kim?
- Z Matthiasem Coriolisem. - Widząc jego pytające spojrzenie Lily dodała jeszcze. - Matthias to chłopak Dominique. Były chłopak... A Dominique to...
- Tak wiem kim jest Dominique. Twoją kuzynką. Powiedz mi jeszcze, że teraz Lupin jest z Dominique to chyba padnę ze śmiechu.
- To jest tak bardzo śmieszne, że zaraz po płakam się ze śmiechu.
- No o...
- Czy wy kiedyś możecie się przestać kłócić? - przerwałam im.
- My się nie kłócimy. - powiedzieli w tym samym momencie.
- Tak kłócicie. Malfoy mam pytanko kiedy wyjeżdżamy?
- Jutro.
- Mhm... A wy? - zwróciłam się do Lily.
- 4 stycznia. - uśmiechnęła się. - Jak chcesz możesz z nami zostać. - spojrzała na Malfoy'a z głupim uśmiechem - Ty też, bo Ed by się bez ciebie zanudził.
- A co nie umiesz mu zapewnić atrakcji? - spytał mrużąc oczy.
- Och... Niestety on woli ciebie, ale jak widzę to chyba uczucie nieodwzajemnione. - odpowiedziała.
- Tak jasne zostaniemy. Prawda, Malfoy? - powiedziałam z naciskiem.
- Oczywiście. Będzie bardzo ciekawie.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach. - mruknęła Lilka.
***
Najgorszy rozdział jaki w życiu napisałam i na dodatek męczyłam się nad nim tak długo. Przepraszam jeżeli wam się nie spodoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Ally | Graphicpoison