Lily
Potter
Rano
obudził mnie budzik, który nastawiłam na godzinę 7:00, a wszystko
przez to, że do Dubaju mieliśmy się teleportować już o ósmej.
Nie wiem dlaczego tak wcześnie umyślili sobie wyjazd moi rodzice,
ale jakoś to przeżyje. Może...
Zwlokłam
się powoli z łóżka i poszłam do łazienki by móc odhaczyć
poranną toaletę z listy rzeczy do zrobienia (...której tak
naprawdę nie ma). Potem poszłam do garderoby w której wyszukałam
jakieś ubrania.
Postanowiłam,
że nie będę robić dzisiaj jakiegoś bardzo widocznego makijażu
więc tylko usta lekko pociągnęłam błyszczykiem, a rzęsy
wytuszowałam. Wzięłam z garderoby białą – całkiem dużą –
torbę do której wpakowałam najpotrzebniejsze rzeczy – takie jak
telefon.
Gdy
już się uszykowałem była dopiero godzina 7:36 więc miałam
jeszcze sporo czasu. Zostawiłam torbę przy walizce i wyszłam ze
swojego pokoju. Słyszałam jak Ginny krząta się po domu
sprawdzając czy przypadkiem czegoś nie zapomniała oraz Harry'ego,
który znowu szukał swoich okularów aż w końcu musiał się
zdecydować na założenie soczewek.
Bez
pukania weszłam do pokoju gościnnego, który zajmował Ed i
zobaczyłam, że blondyn jeszcze śpi. Westchnęłam z dezaprobatą i
zaczęłam go budzić. Wymamrotał coś pod nosem i przekręcił się
na drugi bok. Musiałam użyć różdżki żeby w końcu ściągnąć
go z łóżka, gdy tylko powiedziałam mu która jest godzina z
prędkością światła pognał do łazienki. Po piętnastu minutach
był już gotowy, jeżeli można było to tak nazwać. Włosy miał
tak samo rozczochrane jak Albus albo Malfoy, a koszulka którą na
siebie założył była kompletnie pognieciona. Jeden plus był taki,
że McCullough był już spakowany – gdy do nas przyjechał w ogóle
się nie rozpakowywał. Jednym ruchem różdżki sprawiłem, że jego
koszulka wyglądała jakby wcale nie była wciśnięta w jakiś kąt,
a potem ułożyłam jego włosy tak jak wyglądały zawsze. Edward
założył jeszcze czapkę z daszkiem i był gotowy.
-
Dzięki. - mruknął z lekkim uśmiechem.
-
W ramach wdzięczności mógłbyś znieść moją walizkę na dół.
- powiedziałam robiąc słodką minkę.
Ed
chwycił swoją torbę, a potem poszliśmy do mojego pokoju po moje
rzeczy. Gdy zeszliśmy na dół nie był tam tylko Jamesa, który
chwilę później zleciał szybko po schodach i do nas dołączył.
No i teraz wszyscy byliśmy już w komplecie. A właśnie
zapomniałabym o tym, że moi bracia zaprosili dwie dziewczyny. Albus
zaprosił Grace Ignoratio, a James Jessice Hopkins. Oczywiście Grace
znałam, ale Jessica była kolejną nieznajomą mi dziewczyną. Albus
z Ignoratio zaczął już chodzić w Hogwarcie.
Grace Ignoratio
Jessica Hopkins
Mój
tata machnięciem różdżki pozbył się naszych bagaży i
powiedział:
-
Skoro wszyscy już jesteśmy gotowi to możemy się teleportować.
Pamiętacie jaki adres wam podałem. - Wszyscy kiwnęliśmy głowami.
Skupiłam się i teleportowałam w wyznaczone miejsce. Dom który
przed sobą zobaczyłam był piękny.
-
Jest to jeden z domów dubajskiego ministra magii więc błagam was
nie zniszczcie niczego. - Gdy moja mama to powiedziała zastanowiła
mnie jedna rzecz. Ginny mówiła o tym tak jakby sama z Harrym nie
miała tu mieszkać. - Chodźcie pokażemy wam część domu.
-
Wy tu nie zostajecie? - spytał w końcu James.
-
Nie. My z Harrym mamy dużo rzeczy do zrobienia. Przyjedziemy dzień
przed ślubem i dzień po ślubie wyjedziemy. Wy możecie zostać
tutaj do 4 stycznia. Chociaż lepiej by było gdyby Lily wróciła
wcześniej bo w końcu w niedziele masz już jechać do Hogwartu więc
dobrze by było gdybyś pojawiła się w domu chociaż trzeciego. -
wytłumaczyła moja matka.
-
Taa... Jasne. - mruknęłam pod nosem. - Chodźmy już oglądać ten
dom.
Moja
mama pokazała nam kuchnie jadalnie i salon, a potem kazała sobie
wybrać pokój – każdy miał garderobę i łazienkę. Ja swój
pokój wybrałam ze względu na to, że miał taras i łatwo było
przy tym wyjść do ogrodu, a ogród był naprawdę piękny.
pokój Lily
taras przy pokoju Lily
Gdy
tylko weszłam do swojego pokoju zaczęłam wypakowywać rzeczy –
za pomocą różdżki. Wszystkie ubrania, buty, torebki, biżuterie
wysłałam do garderoby, a kosmetyki do łazienki. Walizkę
postawiłam w kącie garderoby.
W
chwili gdy miałam sięgnąć po swoją torbę do pokoju wszedł...
Edward. Od razu usiadł na moim łóżku, spojrzałam na niego
pytającym spojrzeniem, ale ten dopiero po chwili przypomniał sobie
o czym miał mi łaskawie powiedzieć.
-
Może pójdziemy do Malfoy'ów. Podobno mieszkają nie daleko. A
wiesz nie chce iść sam więc może pójdziesz ze mną. Przy okazji
poznasz narzeczoną Aarona, ja zresztą też...
-
Wiesz tym ostatnim argumentem mnie skusiłeś. - wzięłam swoją
torbę i zarzuciłam sobie na ramię. - Jak mam tam iść to chodź.
- pogoniłam go ruchem ręki.
-
A nie możemy się teleportować. - mruknął cicho, ale nie za cicho
żebym usłyszała.
-
Czy ty myślałeś, że ja mam zamiar tam iść? - spytałam lekko
się uśmiechając. - Wiesz gdzie to jest? - Kiwnął głową, a ja
złapałam go za ramię. - No to teleportuj się ja przecież nie
wiem gdzie to jest.
Po
chwili staliśmy już na podwórku na którym zauważyłam Scorpiusa
i Aarona. Zdziwiłam się trochę widząc ich, ale przemknęło mi
przez głowę, że może to Ed napisał do swojego kumpla informując
go o tym, że się pojawimy. Aaron podszedł do mnie i zamknął w
uścisku.
-
Lily jak ja cię dawno nie widziałem! - powiedział z słyszalnym
entuzjazmem w głosie.
-
Jak widać wystarczająco długo, żeby się zaręczyć. - zaśmiałam
się cicho. Blondyn nie zdążył mi odpowiedzieć ponieważ
usłyszeliśmy damski głos którego nie znałam. Należał on do
brunetki, która dopiero co pojawiła się na podwórku.
Margaery Marshall
Aaron Malfoy
-
Aaron mógłbyś mi powiedzieć kto to jest? - Próbowała ukryć
emocje, ale nie była w tym dobra w jej głosie było słychać
zdenerwowanie, a gdy na nią spojrzałam na pierwszy rzut oka widać
było, że jest zazdrosna. Wyplątałam się z uścisku Aarona i
odsunęłam o krok.
-
Nazywam się Lily Potter dla twojej wiadomości. - rzuciłam bez
żadnego wyrazu na twarzy. - Bardzo mi smutno, że nikt o mnie nie
wspominał.
-
Właśnie wspominali. - Margaery zmrużyła oczy, a ja zwróciłam
tylko uwagę na to, że użyła liczby mnogiej.
-
A kto był tak miły?
-
Państwo Astoria i Draco oraz Aaron i Scorpius. - No i w tym momencie
zaczęłam kaszleć próbując zamaskować atak śmiechu. Szybo się
uspokoiłam i podeszłam do Scorpiusa.
-
Nie wiedziałam, że aż tak bardzo ci się podobam, że opowiadasz o
mnie wszystkim. - szepnęłam mu do ucha.
-
Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć opowiadałem o tobie same złe
rzeczy. - warknął cicho, choć ja go usłyszałam reszta nawet
gdyby chciała nie mogłaby tego zrobić z jednego prostego powodu
zagłuszyła go Astoria, która wypadła na dwór i ogłosiła:
-
Lilyanne jak miło cię widzieć. Chce ci tylko powiedzieć, że miło
by było gdybyś pomogła Margaery wybrać suknie ślubną. - Po
pierwsze wiedziałam, że jest jedna zasad nigdy nie sprzeciwiaj się
Astori Malfoy, bo zaczną się pytania, po drugie mam ochoty uderzyć
w twarz osobnika, który stoi koło mnie uśmiecha się z
satysfakcją, a po trzecie właśnie wpadł mi do głowy genialny
pomysł.
-
Oczywiście z miłą chęcią to zrobię. - posłałam jej uśmiech,
a ona zniknęła w głębi domu. - Scorpius szykuj się jedziesz z
nami.
-
Że co? - miał kompletnie zdezorientowaną minę, ale nagle dostał
olśnienia i przypomniał sobie dlaczego musi z nami iść. - Tak...
Jasne, ale Ed idzie z nami jak chcesz chociaż ja i tak już będę
musiała się z nim długo użerać.
Scorpius
Malfoy
-
Mam nadzieję, że masz prawo jazdy. - Potter spojrzała na Margaery,
ale ta tylko pokręciła przecząco głową, a rudowłosa uniosła
oczy ku niebu. - Przez to, że ty nie tolerujesz teleportacji
będziemy musieli pojechać taksówką, co nie? - zapytała się
retorycznie Lily.
-
Nie wiem jakim cudem Aaron mógł z tobą wytrzymać. - mruknęła
pod nosem przyszła żona mojego brata.
-
Wiesz wtedy była jeszcze grzeczną dziewczynką. - zaśmiał się Ed
za co dostał od Potter delikatnie z łokcia. Mógłbym się założyć
o wszystko, że gdybym ja coś takiego powiedział już dawno
rzuciłaby we mnie Cruciatusa, ale jakoś to przeboleje.
-
Ma ktoś numer dubajskiej taksówki? - zapytała Margaery. Ludzie
jaka idiotka. Oczywiście, że nie przecież my tu nie mieszkamy!
-
Mógłby nas podrzucić James... - zaczęła Potter, ale jej
przerwałem.
-
James wziął ze sobą auto. Czy on nigdy nie może nie mieć ze sobą
ani jednego swojego auta. A po drugie jak on to zrobił? - spytał
McCullough.
-
Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające. - odpowiedziała. Nie mogła
wpaść na ten pomysł wcześniej. Westchnąłem i ruszyliśmy w
kierunku domu w którym mieszkali obecnie Potterowie.
Z
jednej rzeczy mogłem być zadowolony... Mój brat na swój ślub
wybrał koniec grudnia a w tym miesiąc w Dubaju nie panowały jakieś
okropne upały. Średnia temperatura to było około 20 stopni.
Gdy
po kilkunastu minutach doszliśmy do domu w którym mieszkali
Potterowie zastaliśmy najstarszego z Potterów na tarasie z jakąś
laską siedzącą mu na kolanach. Lily chrząknęła, a jej brat
zwrócił wzrok w naszą stronę.
-
Jim pożycz mi swój samochód. Bardzo ładnie proszę. - James
Potter nie miał zbyt zadowolonej miny, ale rzucił siostrze kluczyki
i poinformował, że auto jest w garażu.
-
Mam nadzieję, że potrafisz tym jeździć. - zwróciłem się do
Lily, która siadała już za kierownicą czarnego mercedesa-benza
(cabrioleta).
-
To, że jeszcze nie mam prawa jazdy nie oznacza, że nie
potrafię jeździć samochodem. - prychnęła. Ja usiadłem z przodu
obok Lily, a Ed i Marshall musieli się zadowolić tyłem samochodu.
Miałem coś powiedzieć, ale nagle usłyszałem paniczny głos
Margaery:
-
A co jeśli złapie nas policja.
-
Nie złapią. - Potter machnęła ręką. - Gdzie chcesz jechać po
te suknię ślubną. - widziałem po wyrazie jej twarzy, że nie ma
ochoty użerać się z narzeczoną jej byłego i jej suknią, ja
zresztą też nie miałem na o ochoty. - Słyszałam, że jest tu
największa galeria handlowa na świecie więc moglibyśmy tam
pojechać.
-
Dobrze. - przytaknęła Marshall.
-
Jak ja się cieszę, że James wziął GPS'a. - mruknęła pod nosem
Lily i zaczęła wpisywać dane do urządzenia przymocowanego
pomiędzy nami. Potem założyła okulary przeciw słoneczne i
ruszyliśmy w drogę.
Wbrew
pozorom droga do tej galerii nie trwała aż tak długo, ale
znalezienie jakiegoś miejsca parkingowego już tak. Gdy nagle Potter
dodała gazu z zaskoczenia złapałem się drzwi. Okazało się, że
po prostu zobaczyła wolne miejsce i nie chciała żeby je ktoś
zajął. Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do wejścia do galerii.
Lily
i Margaery były dziwnym połączeniem, bynajmniej jeżeli chodzi o
wygląd. Potter nie była wysoką osobą i nawet na bardzo wysokich
obcasach sięgała mi do połowy głowy – zważając na to że jest
wysoki – ale bez butów sięgałaby mi ledwo do brody, była ubrana
w krótkie spodenki, T-shirt i żakiet, a na ręce trzymała torbę.
Marshall była za to tak wysoka, gdyby założyła jedno z par butów
rudowłosej wyglądałaby przekomicznie dlatego gdy chciała założyć
buty na obcasie musiały być one niskie, była ubrana w długą –
sięgającą jej kostek - zwiewną sukienkę i do tego założyła
sandałki, przez ramię przewiesiła sobie torebkę w której
zmieścił jej się zapewne tylko portfel i telefon. Lily swoje włosy
rozpuściła – zresztą jak zawsze – Margaery za to związała
swoje w koka.
-
Czemu się na mnie patrzysz? - spytała Potter przekrzywiając lekko
głowę i mrużąc oczy ponieważ zdjęła już swoje okulary i teraz
spoczywały one na jej włosach.
-
Dla twojego dobra lepiej żebyś w to nie wnikała. - mruknąłem.
Ona tylko wzruszyła ramionami i weszła do galerii z uśmiechem na
twarzy mówiącym To będą wspaniałe zakupy ja
przetłumaczyłem to jako To będą męczące zakupy i
wszedłem za nią do środka.
Edward
McCullough
Gdy
w końcu przestałem wpatrywać się w ogromne akwarium, które
znajdowało się w samym środku Dubaj Mall, a w środku tego
akwarium pływały najprzeróżniejsze rodzaje stworzeń morskich w
tym rekinów mogliśmy w końcu ruszyć dalej. Wchodziliśmy prawie
do każdego sklepu, bo Lily która była zakochana w zakupach nagle
przypomniała sobie, że zabrała do Dubaju bardzo mało ubrań.
Pff...
Zresztą
z Margaery nie było lepiej razem z Potter latała po sklepach i
oglądała różne rzeczy. Najgorzej jednak było gdy weszliśmy do
sklepu w którym były suknie wieczorowe. Marshall nie mogła się
zdecydować, którą suknie ślubna wybrać, a gdy Lily jej jakieś
pokazywała albo je przymierzała albo odrzucała. W końcu rudowłosa
usiadła między mną, a Scorpiusem. A właśnie wspominałem, że
mój kumpel nosił wszystkie zakupy Potter.
-
Ta dziewczyna jest najbardziej niezdecydowaną osobą jaką w życiu
widziałam. - warknęła z irytacją i odrzuciła swoje włosy do
tyłu.
-
Gdyby była tobą to wykupiłaby wszystkie suknie, które jej się
podobają i potem zrobiłaby na radę ze wszystkimi kobietami w jej
rodzinie, które pomogłyby wybrać jej którą w końcu ma założyć.
- mruknął Scor.
-
Mała poprawka ja nie doradzałabym się wszystkich, a gdyby się
doradzała to i tak bym się ich nie posłuchała. - poprawiła go.
-
A tak zapomniałam dwa inne charaktery. Posłuszna mugolka i
buntownicza czarownica. - zaśmiał się.
-
Bardzo śmieszne...
Nagle
usłyszałem głos Marshall, która mówiła żebyśmy do niej
podeszli, bo chyba wybrała już odpowiednią suknie. Nie wiem co ja
ze Scorpiusem mieliśmy do tego, ale dla świętego spokoju
podeszliśmy tam.
-
No i jak podoba wam się? - spytała, ale ja nawet nie zwracałem na
nią uwagi tylko rozglądałem się po całym sklepie bez
najmniejszego zainteresowania. Gdy usłyszałem dźwięk, który
ogłosił, że Margaery wraca do przebieralni spytałem Scorpiusa z
nadzieją:
-
Powiedz mi, że ona już skończyła.
-
Tak, na szczęście myślałem już że zostaniemy tu na noc. Wiesz
żałuje jednak, że ona nie kupiła sobie kilku sukni. Niech sobie
naciąga mojego brata. Nie mój interes. - odpowiedział.
-
Och jak ty dbasz o jego pieniądze. - mruknąłem z sarkazmem. -
Teraz wracamy już do domu co nie?
-
Chyba tak. - powiedział jednak nie było to zbyt przekonujące. -
Lily jedziemy już do domu?
-
No tak mi się wydaję. Mam nadzieję, że Marshall ma chociaż
resztę i przyszliśmy tu tylko po suknie. Zakupy z nią są męczące
nawet dla mnie. - zaśmiała się, ale w tym śmiechu nie było ani
trochę rozbawienia. Po kilku minutach podeszła do nas Margaery z
uśmiechem, ale my tylko zapytaliśmy równocześnie:
-
Jedziemy już do domu?
-
Nie. - cała moja nadzieja właśnie się ulotniła. - Muszę jeszcze
kupić kilka rzeczy. - wywróciłem oczami. Zapewne ona znała
zupełnie inną definicję słowa kilka rzeczy.
Lily
Potter
-
W końcu do domu. - usłyszałam westchnięcie Malfoy'a i zaśmiałam
się pod nosem. Usiadłam za kierownicą samochodu mojego brata,
włączyłam radio i zaczekałam aż wszyscy wsiądą do środka, a
potem ruszyłam. Widziałam w lusterku, że Margaery siedziała obok
Ed'a z promiennym uśmiechem zadowolona za zakupów, blondyn za to
miał naburmuszoną minę. A Malfoy siedziała obok mnie z twarzą
nie wyrażającą żadnych emocji czyli tak jak zawsze.
Jechaliśmy
w stronę naszego tymczasowego domu a przed nami widać było, że
słońce za niedługo zajdzie. Nie zdziwiłam się widząc to
ponieważ kilka rzeczy Marshall było kilkunastoma rzeczami. Często
spędzałam dużo czasu chodząc po sklepach, ale nigdy nie cały
dzień... No ale co zrobić skoro w Dubaj Mall jest tyle sklepów.
Z
lekkim uśmiechem na ustach zahamowałem przed domem Malfoy'ów z
piskiem opon tak, że zobaczyłam jak głowa Astori wygląda przez
okno, a Aaron który kąpał się w basenie obrócił się w naszą
stronę. Wyskoczył z niego i podszedł do furtki ociekając wodą.
-
Nie wiedziałem, że masz prawo jazdy. - zwrócił się do mnie.
-
Nie musiałeś wiedzieć, bo wcale go nie mam. - zaśmiałam się. -
Zabieraj zakupy swojej narzeczonej, bo my spadamy.
-
Zabierasz Scorpiusa? - zapytał z nadzieją.
-
A czemu miałabym go zabierać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie
i uniosłam brwi.
-
Wiesz chce się mnie pozbyć. - prychnął młodszy z Malfoy'ów i
wysiadł z samochodu prawie od razu na jego miejscu pojawił się Ed.
-
No to pa! - rzuciłam i odjechałam. Wystarczyło kilka minut, a my
już wysiadaliśmy z auta Jamesa. Włożyłam kluczyki do kieszeni. -
Ed pomożesz mi z zakupami? - blondyn kiwnął głową i
podzieliliśmy się torbami. Wrzuciliśmy je do mojej garderoby, a ja
poszłam poszukać Jamesa. Nigdzie gdzie to tej pory szukałam go nie
było więc poszłam do jego pokoju. Wolałam wcześniej zapukać, bo
znając mojego brata mogły się tam dziać różne rzeczy. Gdy nie
usłyszałam odpowiedzi uchyliłam lekko drzwi i okazało się, że
leżał na swoim łóżku i słuchał muzyki.
Miał
zamknięte oczy więc mnie nie zauważył dopiero gdy ściągnęłam
mu słuchawki z uszu łaskawie na mnie spojrzał. Podał mu kluczyki,
a on wsadził je sobie do kieszeni.
-
Ile czasu można spędzić na mieście? - spytał.
-
Jeżeli wybierasz się do największej galerii handlowej na świecie
i zabierasz ze sobą niezdecydowaną przyszłą pannę młodą może
tam spędzić nawet kilka dni. - mruknęłam bez entuzjazmu.
-
Jak dobrze, że jestem facetem i nie mam takich problemów.
-
Ale jesteś facetem zakochanym w swoich samochodach, który ma
dylemat jaki model kupić kolejny. - uchyliłam się przed lecącą w
moją stronę poduszką. - No to ja już sobie pójdę.
-
O tak, tak będzie o wiele lepiej. - James znowu nałożył na uszy
słuchawki a ja wyszłam z jego pokoju. Niestety przed drzwiami
spotkałam się z kolejną laską mojego brata Jessicą Hopkins.
Ominęłam ją szerokim łukiem i zeszłam do kuchni, bo nagle
przypomniałam sobie, że prawie nic dzisiaj nie jadłam.
Na
początku trochę się zdziwiłam, że lodówka jest prawie
całkowicie zapełniona i nie ma tam ani jednego miejsca wolnego
gdzie można by było coś wcisnąć, ale wpadło mi do głowy, że
pewnie to moja matka wypakowała tak tą lodówkę. Poszperałam po
różnych szafkach próbując sobie wbić do głowy gdzie co się
znajduję. Postanowiłam zrobić sobie spaghetti ponieważ był
najprostsze do zrobienie.
Przygotowanie
jedzenia nie zajęło mi dużo czasu. Nałożyłam je sobie na talerz
i poszłam do jadalni. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Już
z daleka usłyszałam zbliżające się kroki, a wszystko przez to,
że w domu panowała nienaturalna cisza. Nie musiałam nawet podnosić
wzroku żeby zorientować się, że w jadalni pojawił się Ed.
Usiadł koło mnie a ja poczułam intensywny zapach spaghetti,
proszku do prania i jego perfum – dziwne połączenie.
-
Czy ty masz aż tak dobry węch, że wyczuwasz jedzenie nawet za
zamkniętymi drzwiami? - spytałam odwracając wzrok w jego stronę i
patrząc jak pochłania przygotowane przeze mnie jedzenie.
-
No jak widać tak. Byłbym nie złym zwierzakiem. - zaśmiał się.
-
Chyba tchórzofretką... - podsunęłam mu.
-
To wcale nie było śmieszne. - mruknął niby urażonym tonem.
-
Było. Zostań animagiem mogę się założyć, że będziesz się
przemieniał właśnie w to zwierzę.
-
Taa... Wiesz nie spodziewałem się, że pierwszy dzień pobytu w
Dubaju będzie taki...
-
Nudny?
-
Bardziej męczący. To chodzenie po sklepach było cholernie nudne
fakt, ale nie nazwałbym tego dnia zupełnie nudnym. Po prostu
chodzenie po tych sklepach wcale nie było jak spacer po parku
zważająca na to, że spędziliśmy tam prawie dzień.
-
Fakt. Właściwie to jaka panna młoda robi zakupy na ostatnią
chwilę?
-
Mnie o to pytasz jestem facetem ja nie muszę wybierać sukienek
tylko odpowiedni kolor krawatu lub koszuli. - zaśmiał się i puścił
mi oczko.
***
Gdy
usłyszałam irytujący dźwięk budzika, który nastawiłam sobie w
telefonie od razu miałam ochotę wyrzucić tą przeklętą maszynę.
Jednak wiedząc, że nie mam dziś zbyt dużo czasu na wylegiwanie
się w łóżku wstałam z łóżka i od razu poszłam do łazienki.
Wzięłam gorący prysznic i umyłam zęby. Jednym machnięciem
różdżki wysuszyłam swoje włosy i w szlafroku wyszłam z łazienki
przenosząc się do garderoby. Zasiadłam przy toaletce i zabrałam
się za robienie makijażu, który bo moich długich staraniach
wyglądał tak: http://zszywka.pl/p/idealnie--11092757.html
Z fryzurą jednak nie próbowałam się nawet męczyć ponieważ
nigdy nie wychodziła mi taka jaka miała być. Związanie ich w
kucyka lub zrobienie koka, okay reszta jednak nie była dla mnie.
Wyobraziłam sobie fryzurę jaką chciałabym mieć na głowię i
skierowałam różdżkę w stronę moich włosów wypowiadając
zaklęcie:
-
Mutationes prodisse
Po
chwili na mojej głowie pojawiła się odpowiednia fryzura
http://zszywka.pl/p/delikatne-sombre-14519770.html
Może nie była ona jakaś wymyślna, ale daje sobie rękę uciąć,
że nawet gdybym próbowała ją zrobić to i tak by mi nie wyszła.
Oczywiście nie jestem jakimś nieudacznikiem, ale każdy musi mieć
jakąś wadę (:P). No a teraz możemy się zabrać za manicure. Po
bardzo długich 30 minutach moje paznokcie wyglądały tak jak
chciałam http://zszywka.pl/p/--13386276.html
Zadowolona
z efektów swojej pracy wstałam i ruszyłam po moją sukienkę,
która wisiała na wieszaku, a obok niej znajdowały się wszystkie
dodatki, które miałam zamiar dzisiaj założyć http://www.polyvore.com/dress/set?id=64066141 Zrzuciłam z siebie szlafrok i zaczęłam ubierać przygotowane
ubrania.
Scorpius
Malfoy
Gdy
w końcu ubrałem strój, który kazała mi założyć moja matka
wyszedłem z pokoju. Oczywiście wyglądałem niemal dziwnie w
garniturze, trampkach – nigdy nie założyłbym tych beznadziejnych
butów, które pokazała mi matka – i z moją fryzurą.
Gdy
tylko wyszedłem do ogrodu przystanąłem z uniesionymi brwiami. W
ogóle nie przypominał tego wcześniejszego. Do
prowizorycznego ołtarza prowadził biało-złoty dywan,który
kończył się przy podwyższeniu, na którym stał pastor (Margaery
i Aaron - oczywiście ze względu na rodzinę tej pierwszej – brali
ślub jak zwykli mugole) ubrany w biały ornat. Po obu stronach
dywanu stało około trzystu
krzeseł przeznaczonych dla gości. Każde ubrane było przy pomocy
białego materiału, który z tyłu na oparciu związany był wielką
kokardą, z wystawionymi trzema żywymi kwiatami. Przy ostatnim
krześle postawiony był łuk, opleciony białymi kwiatami i
zielonymi liśćmi. Zamiast gołego nieba, firma zamontowała kratkę
(Nie pytajcie mnie jak, bo nie mam pojęcia. W końcu była to
mugolska firma.), z której zwisały białe i fioletowe bzy oraz
lampiony. Od każdego krzesła biegł materiał, który całemu
wystrojowi nadawał elegancji.
Powoli
goście zaczęli zajmować swoje miejsca. W końcu już zostało nie
wiele czasu. Rodzice moi i
Margaery przed ślubem zrobili
całą listę kto siedzi na którym miejscu i teraz cztery osoby
latały z listami i wyznaczały każdemu odpowiednie miejsca.
Cieszyłem się, że to nie
przypadło mnie.
W
tłumie wypatrzyłem Ed'a, który stał razem z Lily Potter i
Elizabeth Halliwell, która z pewnością wyszła z domu gdy ja
oglądałem robotę mugoli. Ruszyłem w ich stronę i zostałem
powitany śmiechem blondynki, którą
rozśmieszyło coś co powiedział McCullough. Oczywiście gdy tylko
do nich doszedłem zostałem zmierzony krytycznym spojrzeniem
zielono-złotych oczu.
-
Garnitur i trampki? - spytała Potter unosząc brwi.
-
Ciesz się, że założyłem krawat. Nawiasem mówiąc jestem pewien,
że człowiek, który go wymyślił chciał popełnić samobójstwo,
ale popatrzył się w lustro i stwierdził,
że dobrze w tym wygląda więc postanowił nie umierać zbyt
wcześnie i przekazać to dalej światu. - odpowiedziałem.
-
Tak na pewno tak było. - uśmiechnęła się lekko, prawie
niezauważalnie. - Chodźmy już, bo Astoria właśnie zabija nas
wzrokiem.
-
Nie martw się, ona tak ma często. - prychnąłem, ale ruszyłem w
stronę jednego z moich kuzynów, który latał z listą. Można się
dziwić, ale naprawdę nie miałam bladego pojęcia gdzie oni mnie
usadzili. Okazało się, że razem z Halliwell i Potterami – prócz
Jamesa, który był świadkiem - siedziałem w drugim rzędzie.
Gdy
tylko tam doszliśmy rozbrzmiały pierwsze takty marszu Mandelsona.
Pierwsze po dywanie przeszły trzy druhny ubrane w liliowe suknie. A
za nimi szła wraz ze swym ojcem Margaery ubrana w tą suknię, którą
tak długo wybierała:
Cała
ta ceremonia przeleciała mi tak szybko, że jedyne co pamiętam to
słowa Aarona: „i,
że cię nie opuszczę aż do śmierci.”.
Spojrzałem na wszystkich i okazało się, że nie płakały tylko
trzy osoby – mężczyzn nie zaliczam – Ginny i Lily Potter oraz
Halliwell.
Wszyscy
ruszyli do okrągłych stolików ustawionych wokół drewnianego
parkietu. Gdy tylko zasiedliśmy do nich podano obiad. Po kilkunastu
minutach usłyszałem znajomy głos:
-
A teraz na parkiet zapraszamy parę młodą. - Zaciekawiony
odwróciłem wzrok w stronę podwyższenia na którym zobaczyłem The
Stars.
Gdy
tylko mój brat i Margaery skończyli swój taniec na parkiet wyszło
więcej osób, a Lily – o ile mi się to nie przewidziało –
została wezwana skinieniem głowy przez Zayne'a. Utwierdziłem się
w tym przekonaniu gdy zobaczyłem jak podnosi się z krzesła i idzie
w tamtym kierunku.
Wystarczyło
kilka minut ich rozmowy, a Potter stał już na scenie. Została
zapowiedziana przez Chrisa i zaczęła śpiewać:
https://www.youtube.com/watch?v=hqQY9UkGC_A
Lily
Potter
Mam
radę dla wszystkich ludzi na tym świecie. Nigdy nie podchodźcie do
zespołu grającego na weselu, a tym bardziej do zespołu, który
niestety jakimś cudem was poznał. Może to się skończyć tym, że
wylądujecie na scenie śpiewając jakąś beznadziejną piosenkę,
która pierwsze wpadła wam do głowy. No bynajmniej tak się stało
w moim przypadku.
Tańczyłam
z tyloma facetami, że nie potrafiłabym ich zliczyć. Nawet się nie
zorientowałam kiedy wylądowałam w ramionach McCullough.
-
Nie mogę w to uwierzyć, że udało mi się z tobą zatańczyć. -
zaśmiał się.
-
Po pierwsze jeszcze się nie udało, a po drugie to dokonała tego
już połowa tu zebranych. - mruknęłam.
-
Wiesz nie zauważyłem. - powiedział. - Przez cały czas
zastanawiałem się gdzie jesteś...
-
Ach to było takie wzruszające, że aż mi łezka poleciała. -
odpowiedziałam.
-
Właśnie zauważyłem. - odparł i zakręcił mną.
***
Około
piątej nad ranem skończyło się wesele. Gdy
doszłam do mojego pokoju miałam ochotę tylko na pójście spać,
ale nie zrobiłam tego. Przecież nie będę spała w ubraniach.
Zmyłam makijaż żebym po przebudzeniu nie wyglądała jak potwór.
Zdjęłam sukienkę, buty i biżuterię. Przebrana w moją pidżamę
walnęłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam.
***
Gdy
się obudziłam była godzina czternasta, ale pewnie spałabym dłużej
gdyby nie telefon. Poirytowana wyciągnęłam rękę po telefon i
odebrałam go.
-
Lily wiesz co ta kurwa zrobiła. - Od razu wiedziałam, że Teddy
zdenerwowany, bo on nigdy nie przeklina. - Przespała się z
Matthiasem. - Jakby ktoś chciał wiedzieć
Matthias to chłopak Dominique.
-
Wytłumacz mi wszystko ze szczegółami. - powiedziałam.
-
Victoire przyszła do mnie i powiedziała mi, że jest w ciąży
oczywiście mówiła, że to moje dziecko. Oczywiście ucieszyłem
się, ale chwilę później zadzwoniła do mnie Dominique i wszystko
wyjaśniła. Podobno Matthias przyznał jej się do wszystkiego.
Przypuszczał, że to jego dziecko, ale i tak nadal nie chciał w to
uwierzyć. Dominique powiedziała mi, że wszystko stało się pod
koniec listopada, gdy ona była na jakimś wyjeździe. Victoire
odwiedziła wtedy w domu Matthias i resztę dopowiedz sobie sama.
- Przez chwilę milczeliśmy, ale w końcu się odezwałam.
-
Mam nadzieję, że już z nią nie jesteś?
-
Masz mnie za idiotę! Oczywiście, że nie jestem. Wiesz ten
pomysł twojego dziadka z mugolskim ślubem był bardzo dobry.
Przynajmniej mogę się z nią rozwieść.
-
Nigdy jej nie lubiłam...
-
Przecież to twoja kuzynka.
-
Mówi ci coś imię i nazwisko Rose Weasley. - nie doczekałam się
odpowiedzi, ale wiedziałam, że mnie zrozumiał. - No właśnie. A
skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to ja się muszę ogarnąć,
bo po tym weselu na pewno nie wyglądam zbyt dobrze.
-
Eee... No tak zapomniałem, że ty jesteś po ślubie Aarona.
-
Gratuluje... Do zobaczenia.
Elizabeth
Halliwell
Gdy
tylko się obudziłam wzięłam bardzo długi prysznic, a potem
poszłam do garderoby. Wyjęłam pierwsze lepsze ubranie i założyłam
je.
Zdążyłam
wyjść z pokoju, gdy usłyszałam trzask oznaczający teleportację,
a przede mną zmaterializowała się Lily. W jednej ręce trzymała
telefon, a w drugiej różdżkę. Włosy miała rozpuszczone – jak
zawsze – była bez makijażu co było trochę dziwne, a ubrana była
w:
-
Co się stało, że pojawiłaś się tu przed piętnastą? Powinnaś
jeszcze spać. - powiedziałam unosząc brwi. Normalnie z pewnością
spałaby dłużej.
-
Jak chcesz to mogę sobie pójść, ale to ty nie będziesz wiedziała
o najważniejszej rzeczy w twoim życiu. No dobra przesadziłam. O
najważniejszej rzeczy w życiu Victoire Lupin. - zaczęła mówić.
-
Okay. Chodź do salonu, zaciekawiłaś mnie. - szybko dotarłyśmy do
salonu i usiadłyśmy na sofie. Lily zaczęła mi mówić o co
chodzi.
***
Nawet
nie zdążyłam się odezwać słowem gdy Lils skończyła swoją
opowieść bo do pokoju wkroczył Scorpius Malfoy. Miał na sobie
tylko czarne spodnie i jak przystało na niego musiał się
dowiedzieć o co chodzi. Wpakował się na sofę między mnie a
Potter i zapytał się:
-
Co się stało, że ty się tu zjawiłaś?
-
Może chciałam pogadać z Lizzy?
-
Wątpię. A więc?
-
Teddy się rozwodzi.
-
Co?! Teddy Lupin, który był niezmiernie zakochany w swojej żonie?
Niby jakim cudem to się stało?
-
Victoire go zdradziła.
-
To zmienia postać rzeczy... A z kim?
-
Z Matthiasem
Coriolisem.
- Widząc jego pytające spojrzenie Lily dodała jeszcze. - Matthias
to chłopak Dominique. Były chłopak... A Dominique to...
-
Tak wiem kim jest Dominique. Twoją kuzynką. Powiedz
mi jeszcze, że teraz Lupin jest z Dominique to chyba padnę ze
śmiechu.
-
To jest tak bardzo śmieszne, że zaraz po płakam się ze śmiechu.
-
No o...
-
Czy wy kiedyś możecie się przestać kłócić? - przerwałam im.
-
My się nie kłócimy. - powiedzieli w tym samym momencie.
-
Tak kłócicie. Malfoy mam pytanko kiedy wyjeżdżamy?
-
Jutro.
-
Mhm... A wy? - zwróciłam się do Lily.
-
4
stycznia. - uśmiechnęła się. - Jak chcesz możesz z nami zostać.
- spojrzała na Malfoy'a z głupim
uśmiechem - Ty też, bo Ed by się bez ciebie zanudził.
-
A co nie umiesz mu zapewnić atrakcji? - spytał mrużąc oczy.
-
Och... Niestety on woli ciebie, ale jak widzę to chyba uczucie
nieodwzajemnione. - odpowiedziała.
-
Tak jasne zostaniemy. Prawda, Malfoy? - powiedziałam z naciskiem.
-
Oczywiście. Będzie bardzo ciekawie.
-
Zgadzam się z tobą w stu procentach. - mruknęła Lilka.
***
Najgorszy rozdział jaki w życiu napisałam i na dodatek męczyłam się nad nim tak długo. Przepraszam jeżeli wam się nie spodoba.