czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 3

Cassandra Zabini
Razem z Lily byłyśmy już gotowe na imprezę. Ja postawiłam na czerwień: http://stylistki.pl/rock-and-hot--436772/ , a Lily na czerń: http://stylistki.pl/cwiekowo-mi--228555/. Oby dwie rozpuściłyśmy włosy, różniłyśmy się jednak tym, że moje były proste, a jej kręcone. Jeżeli chodzi o make-up ja zrobiłam sobie kreski czarną kredką do oczu, a usta pomalowałam czerwoną szminką, Lily zaś zrobiła sobie makijaż w stylu smoke-eyes.
- Jak wyglądam? - spytałam ze śmiechem. Zawsze jest to samo ja się pytam, Lily udaje że się zastanawia, a potem mówi że wyglądam beznadziejnie. Tym razem też nie mogłyśmy postąpić inaczej.
- Hmm... - Lils zmarszczyła brwi. - Ten krój nie jest dla ciebie. Spodnie sprawiają, że masz krzywe nogi, a bluzka cię pogrubia... - Zaczęłyśmy się śmiać. Ona zawsze potrafiła coś wymyślić żeby mnie skrytykować.
- Czyli mam zmienić strój? - Zrobiłam smutną minkę.
- Nie, bo zanim to zrobisz już się impreza skończy.
- Tiaa... I nie zdążymy poderwać żadnego chłopaka.
- Mhm... Czyż to nie katastrofa. Chociaż już i tak faceci się kończą. - zachichotała. - Nie mam ochoty umawiać się z pierwszo roczniakiem. Nawet jeśli byłby nieziemsko przystojny. Wyobrażasz sobie mnie z takim gnojem?
- Tak... - zmierzyła mnie złowrogim spojrzeniem, ale ja jeszcze nie dokończyłam zdania. Co ona taka nerwowa. - ... jak on przynosi ci codziennie śniadanie do łóżka, a ty na niego krzyczysz. Tylko nie rozlej mojej kawy, bo ci nogi z dupy powyrywam. On zaczyna się chować przed tobą, a ty wrzeszczysz jeszcze bardziej.
- Wiesz kogo by mi on przypominał. Huga Weasleya. On się nawet boi mojej popieprzonej kuzyneczki, która nawet w najmniejszym stopniu nie jest straszna.
- Wiesz w każdej rodzinie są jakieś niedorozwoje.
- Musze się z tobą zgodzić. Ale czy my nie powinnyśmy być już na imprezie.
- Jak z pewnością słyszysz jeszcze się nie zaczęła. Ale możemy być przed rozpoczęciem mi to bez różnicy.
Wyszłyśmy z naszego dormitorium we dwójkę ponieważ Patricia jeszcze się szykowała, a Lizzy zniknęła z powierzchni Ziemi. Ostatnio co raz częściej jej się to zdarza. Choć jest dopiero początek roku jej zdarzyło się to już kilka razy. Z Lil podejrzewamy, że ma jakiegoś chłopaka, ale boi nam się o nim powiedzieć. Z nią wszystko jest możliwe. Nie jest tak... głupia jak Trish, ale inteligencja też może doprowadzić do obłędu.
Gdy weszłyśmy do Pokoju Wspólnego byli tam już Malfoy, McCullough i mój brat o dziwo nie na haju. Musiał się zdarzyć jakiś cud. Pokój był powiększony zaklęciem, a kanapy, fotele i stoliki były odsunięte pod ścianę, aby było więcej miejsca do tańczenia. Na stolikach ustawionych rzędem pod jedną ze ścian było poukładane jedzenie i alkohol.
- Ujdzie, ale widziałam lepsze wasze dzieła. - mruknęłam.
- Więcej dekoracji czy czego? - spytał McCullough.
- Więcej alkoholu. - powiedziałam równocześnie z Lily tonem wszystkowiedzącej i zaczęłyśmy się śmiać.
- A co chcecie się jak najszybciej pozbyć pierwszaków. W końcu oni gdy widzą choćby kremowe piwo rzucają się na nie jak wygłodniałe zwierzęta. Wiecie, że to się nazywa demoralizacja środowiska. - zaśmiał się mój porąbany braciszek.
- Ale przecież my nie demoralizujemy środowiska tylko dajemy im szansę do demoralizowania siebie samych. W końcu my im wódki do gardła nie wlewamy. - odpowiedziała niewinnym głosikiem Potter.
- No właśnie. - zgodziłam się z nią.
- Nie użalajmy się nad dzieciakami tylko zaczynajmy imprezę. - Malfoy machnął różdżką i znikąd popłynęła muzyka. Nagle do Pokoju Wspólnego wbiegła grupa Ślizgonów... Naprawdę duża grupa Ślizgonów. Jeden z chłopaków porwał mnie do tańca.
No i czas rozpocząć sezon imprez. Ostatni sezon imprez w Hogwarcie...


Margaret Visions
- Scorpius, kochanie. - podeszłam do mojego chłopaka, który stał przy jednym ze stolików i... Flirtował z jakąś blondyną! - Może przedstawisz mi swoją przyjaciółkę. - Zmierzyłam dziewczynę pogardliwym spojrzeniem i spróbowałam jeszcze bardziej przysunąć się do mojego chłopaka, ale on się odsunął. Coś tu jest nie tak...
- Wybacz Lollys muszę pogadać z Visions. - Czy on mnie nazwał po nazwisku?! Aż się we mnie krew zagotowała. - Jeszcze się spotkamy. Obiecuje ci to. - Dziewczyna odeszła ze smutną miną. - Czego? - warknął w moją stronę.
- To tak się odzywa do swojej dziewczyny? - zapytałam ze złością. W końcu mi też się należy jakiś szacunek.
- To ja jeszcze z tobą nie zerwałem? Myślałem, że zrobiłem to popołudniu. Hmm...
- TY zrywasz ze MNĄ?
- Tak, jeżeli to do ciebie nie dotarło to zaraz dotrze.
Myślałam, że jest pijany albo coś, ale przecież był dopiero początek imprezy. Nawet pierwszacy jeszcze nie padli. Scorpius za to wskoczył na stół, - przy czym ani razu się nie zachwiał - wyłączył muzykę i zaczął krzyczeć:
- Uwaga! Uwaga! Ogłaszam wszem i wobec, że ja Scorpius Hyperion Malfoy zrywam z Margaret Visions.
- U Malfoy oderwałeś się od cycka Visions. - usłyszałam krzyk z tłumu.
- Swoją drogą wcale nie był taki boski! - odkrzyknął w jego stronę Malfoy. - No więc kochane dziewczęta wasz kochany Scorpius jest wolny.
Byłam zszokowana, wściekła i upokorzona za razem. Koło mnie pojawiła się nagle Kate. Nie mam pojęcia jakim cudem ona się ode mnie odkleiła choć na chwilę, ale teraz wróciła.
- Cat zaprowadź mnie do dormitorium. Muszę ochłonąć, a potem wymyślę plan, który zgładzi tego kretyna. - zwróciłam się w jej stronę.
Po drodze do dormitorium byłam obdarowywana kpiącymi spojrzeniami. Jedną parę oczu jednak zapamiętałam najbardziej. Zielone oczy ze złotymi plamkami Lilyanne Potter, które wyrażały pogardę, kpinę i rozbawienie. Miałam ochotę jej też coś zrobić ale złość na Malfoya była większa i skierowałam swoje kroki do sypialni.


Edward McCullough
- No stary nie wiedziałem, że tak szybko zdobędziesz się na zerwanie z Visions. - zaśmiałem się.
- To była spontaniczna decyzja. - wyszczerzył się Malfoy. - Zerwanie z nią to jedyne co jest dobre w tym zakładzie. Nie mógłbym poderwać jakąś setkę najbrzydszych dziewczyn, a nie ją.
- No wiesz ona nie jest tak brzydka. - powiedziałem powstrzymując śmiech na widok miny cierpiętnika, która zagościła na twarzy mojego przyjaciela.
- Ale ty jesteś. - warknął.
- Nie wiem czy dziewczyny, które zapisaliście na mojej liście też są tego zdania.
- Ale będą jak po mojej wygranej obije pomysłodawcom tego zakładu ryje.
- Straaasznie się boję...
- No tak myślę. - Nie odpowiedziałem tylko odszedłem od mojego kumpla i porwałem do tańca Lily Potter.
- Tak szybko się opiłeś? - spytała unosząc brwi.
- A dlaczego miałbym to zrobić? - odpowiedziałem pytaniem. Nie miałem zielonego pojęcia o co jej chodzi. Co zdarzało się często...
- Wiesz gdybyś był trzeźwy nie tańczył byś teraz ze mną.
- Dobrze o tym wiem. Sprowadzają mnie to inne sprawy. Widziałaś występ Scorpiusa?
- A jak mogłam nie widzieć. Wskoczył na stół i darł się jakby go ze skóry obdzierali. Najlepszy był jednak widok upokorzonej Visions lecącej ze swoją koleżaneczką do dormitorium.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć, że on z nią zerwał... I to dzięki naszemu zakładowi.
- A o co wy się w ogóle założyliście?
- W najbliższym czasie się dowiesz. Może nawet dzisiaj...
- Już nie mogę się doczekać.
- Nie wiem czy byłabyś taka zadowolona gdybyś wiedziała o co w nim chodzi.
- Na pewno nie może być aż tak źle.
- Może...
- Jesteś cholernym pesymistą, wiesz o tym?
- Zdaje sobie z tego sprawę.
- Najlepiej jak spotkam cię dopiero wtedy gdy będę pijana... Może nie będzie mi tak przeszkadzała twoja obecność.
- Wątpię.
Gdy skończyła się piosenka przeniosłem się z parkietu na sofę. Siedziałem tam wraz z butelką Ognistej. Ona jest najlepszym przyjacielem człowieka. Nigdy nie zdradzi twoich tajemnic, nigdy nie będzie ci przeszkadzała, gdy coś opowiadasz itd.
Po chwili koło mnie usiadła... Kate Vanhook? Nie mam pojęcia co ona ode mnie mogła chcieć, ale znając życie jakiejś informacji o Scorpiusie dla Visions, której ja jej nie dam albo... Powiem coś fałszywego co zmyli Visions i znowu się upokorzy. W końcu nikt nie zna tak dobrze Scora jak ja i Max.
Gdy Vanhook przestała już robić słodkie oczka i gadać jaki to ja jestem przystojny itd. przeszła do sedna sprawy.
- Ed mógłbyś mi powiedzieć dlaczego Scorpius zerwał z Margaret. Przecież wiesz, że byli taką piękną parą. - zatrzepotała rzęsami. Ta dziewczyna nigdy nie będzie miała chłopaka. Po pierwsze Visions jej nie pozwoli, po drugie nikogo nie poderwie na te swoje - dla niej - słodkie słówka i piękne oczy.
- Widzieliśmy z Scorpiusem i Max;em jak go zdradzała więc chcieliśmy ją upokorzyć, dlatego to zrobiliśmy. - Swoją drogą to nie było kłamstwo. Na prawdę z Max'em widzieliśmy jak Visions obściskiwała się z jakimś facetem w wakcje, ale Scor powiedział, że ma to w dupie i niech ona sobie robi co chce. Zresztą on też nie był jej dłużny...
- Och... To takie straszne. Nie wiedziałam o tym. - Jest naprawdę słabą kłamczuchą. Podstawowa zasada nigdy nie odwracaj wzroku, gdy kłamiesz. Każdy by się zorientował, że to co mówisz wcale nie jest prawdą. - A znasz może jakiś słaby punkt Scorpiusa? Wiesz coś na czym zależy mu najbardziej. - Ach ta prostolinijność.
- Jedyne na czym mu zależy to jego pies. - Szczerze mówiąc pies Aarona nienawidził Scora zresztą z wzajemnością, ale Visions nie wiedziała o tym i to ułatwiło mi zadanie. - Dostał go w prezencie od brata gdy jeszcze żyli w zgodzie. - Chyba cała szkoła słyszała o konflikcie między braćmi, który był spowodowany przez jedną rudowłosą osóbkę. Kiedyś Scorpius i Aaron byli jak najlepsi przyjaciele, lecz Lily Potter wszystko zmieniła. Scor opowiadał mi kiedyś tą historię.
Kilka lat po bitwie o Hogwart przyjaźń Harry'ego Pottera z Hermioną i Ronaldem Weasley'ami się rozpadła z powodu Dracona Malfoya. Harry i Ginny zaczęli się przyjaźnić z Draco i Astorią. Byli jak najlepsi przyjaciele - zresztą nadal tacy są. Ich dzieci bawiły się ze sobą, Scorpius najwięcej czasu spędzał z Lily, a Aaron był przyjacielem na śmierć i życie Jamesa, choć w swoje głupoty wciągali też Albusa.
Gdy w końcu wszyscy byli już w Hogwarcie mogłoby się wydawać, że przyjaźń Jamesa i Aarona się rozpadnie, a nie Scorpiusa i Lily. Pierwsza dwójka jednak przetrwała rozdzielenie spowodowane przydziałem do różnych domów. Scor i Lily byli w jednym domu lecz poróżnił ich związek Lils z Aaronem. Pius nie chciał się przyznać nigdy sam przed sobą, ale był zakochany w młodej Potterównie. Pokłócił się ze swoim bratem, a wkrótce też z Lily. Lilka była z Aaronem aż dwa lata, lecz potem się rozeszli. Scorpius za to nigdy nie pogodził się z bratem, ani z Lilyanne Potter. Został jednym z hogwarckich podrywaczy, a w jego ślady podążyła przyjaciółka z dawnych lat.


Lily Potter
Było koło drugiej gdy na imprezie zostały już tylko dwa najstarsze roczniki. Ja siedziałam sobie spokojnie na sofie, gdy obok mnie usiadł Scorpius Malfoy.
- Malfoy czy musisz przebywać w miejscu w którym ja akurat jestem? - spytałam.
- Tak. - Uniosłam brwi. On nawet jak był pijany nie był dla mnie miły, a tym bardziej nie chciał przebywać za blisko mnie. Zresztą ja też.
- Czy coś ci się stało? Masz gorączkę, przedawkowałeś czy może upadłeś na ten swój pusty łeb? - zaczęłam wymieniać.
- Hmm... - dotknął ręką swojego czoła. - Gorączka odpada, o to drugie mogłabyś oskarżyć Max'a, a nie mnie. Upadek odpada.
- Bo? - dopytywałam.
- Nie przypominam sobie żebym miał spotkanie z podłogą. A nawet jeśli ja nigdy nie upadam. - uśmiechnął się zawadiacko i puścił mi oczko. Z nim jest źle... Bardzo źle...
- To na pewno jakaś choroba... - mruknęłam. Położył się na sofie kładąc mi głowę na kolanach, a nogi na oparciu. - Czy ja ci nie mówiłam, że cię nienawidzę? Najgorszy dzień w moim życiu był dniem w którym cię spotkałam.
- Bardzo mnie to cieszy. Wymieniaj dalej to może zasnę.
- Ale na pewno nie na moich kolanach.
- Tak na twoich kolanach.
- Masz może różdżkę?
- Tak. A po co ci?
- Żeby cię zabić. - mruknęłam ironicznie. Wzięłam jego różdżkę i przywołałam butelkę Ognistej. Alkohol, który pomaga na tolerowanie ględzenia Malfoya. - Chcesz też? - Pokiwał głową. Przywołałam jeszcze jedną butelkę i rzuciłam mu ją razem z różdżką. Pociągnęłam łyka ze swojej butelki. - Teraz MOŻE przeżyje twoje towarzystwo.
- Sukces!
- Wiesz, że w każdej chwili mogę cię zrzucić?
- Nie dasz rady,
- Tak?
Popchnęłam go, ale nie było to dobrym pomysłem. Malfoy spadając złapał mnie i ja poleciałam na niego. Gdy próbowałam się podnieść obrócił się tak, że teraz to ja leżałam pod nim nie on pode mną.
- Idiota. - mruknęłam i próbowałam się od niego uwolnić, ale nie było to takie łatwe, bo - niestety - był silny. - Mógłbyś mnie puścić? - zapytałam słodko.
- Nie. - odpowiedział i... POCAŁOWAŁ MNIE!!! Kompletnie go pojebało! Dolali mu jakiegoś eliksiru czy co! Swoją drogą nie źle całuje. Lily ogarnij się! To MALFOY on nie może dobrze całować! Nie odwzajemniaj tego pocałunku! Odwzajemnij przecież on jest taki przystojny jak mogłabyś tego nie zrobić. W końcu wygrał ten głos który wcale nie miał wygrać. Będę miała wyrzuty sumienia.
Oddałam pocałunek. Był on pełen namiętności i... Tęsknoty? Jego wargi smakowały Ognistą Whisky, które przed chwilą piliśmy. Malfoy wplótł jedną rękę w moje włosy, a drugą przesuwał po moim ciele. Przygryzłam jego wargę, a on cicho jęknął. W końcu się opamiętałam i przerwałam pocałunek.
- To się nigdy nie wydarzyło. - mruknęłam do siebie.
- To się wydarzyło. - powiedział Scorpius.
- Zapomnijmy o tym.
- A co z tego będę miał?
- Satysfakcje, że nie zrujnowałeś mi i sobie życia. - Bardziej spytałam niż stwierdziłam.
- Hmm... Mało interesująca propozycja.
- Czego chcesz?
- Nie wiem wymyśl coś.
- 10 galeonów?
- 20.
- 10.
- 20.
- 11
- 20
- 11.
- 19.
- Pójdźmy na kompromis. 15 galeonów i Lizzy będzie ci odrabiała pracę domową z JEDNEGO przedmiotu, który sobie wybierzesz, przez tydzień.
- Okay. A co z nimi? - wskazał głową na tańczących. Na szczęście byliśmy w mało widocznym miejscu i tylko z pięć osób nas widziało.
- To będzie proste oni się nas boją.
- Zostaw to mnie. - Pomógł mi wstać. - Ktokolwiek coś widział, ktokolwiek coś wie jak to rozpowie to umrze! - krzyknął i ludzie którzy nas widzieli od razu zrozumieli o co chodzi. Widziałam to w ich spojrzeniach.
- Nie wiedziałam, że umiesz rymować.
- Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.
- Zresztą ty o mnie też. I tak ma zostać.
- Chodź nie raz cię to cieszy, a nie raz nie? - spytał. Spojrzałam na niego. Co kolejny talent - czytanie w myślach. Z niechęcią przyznałam mu rację i kiwnęłam głową.


Maxmilian Zabini
- Zrozumiałaś coś z tego? - zapytałem moją siostrę, która w niewiadomy sposób znalazła się koło mnie. Wypowiedź Scorpiusa była kompletnie nie zrozumiała, ale wydawało się, że nie którzy wiedzieli o co chodzi mojemu kumplowi.
- Nie mam pojęcia. Tak samo jak nie mam pojęcia gdzie znika Lizzy. - powiedziała zamyślona. Wspominałem kiedyś, że myślenie jest jej słabą stroną.
- Szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi.
- A mnie nie obchodzi twój kumpel więc jesteśmy kwita. A może obchodzi cię gdzie jest Lily, bo jakoś ostatnią wcale nie byłeś dla niej taki niemiły? - Chciałem już coś odpowiedzieć, ale usłyszeliśmy głos.
- Tu jestem. - zawołała Lily Potter stając przed nami, a koło niej stał... Scorpius?
- Wy razem koło siebie... i się nie kłócicie? - spytałem równocześnie z Cassie
- Jak widać. - mruknął Scor.
- Mógłbyś mi może wytłumaczyć o co ci chodziło z tym twoim tekstem?- zwróciłem się w stronę Piusa.
- To było tylko do wybrańców. - zerknął kątem oka na Lily. Coś mi tu śmierdzi... I wcale nie są to perfumy mojej siostry.
- Wy coś knujecie. - stwierdziłem
- Nie. - odpowiedzieli równocześnie.
- Zakopaliście topór wojenny? - zapytałem.
- Niee. - odpowiedzieli przeciągle. - Ja z nim się nigdy nie pogodzę. - dokończyła Lilka.
- Robicie sobie z nas żarty?
- Ale z czym? - Znowu ta równoczesność jakie to denerwujące. Oni chyba wcześniej sobie scenariusz napisali.
- Powiem tyle. Nadal mnie szokuje, że Lily nie kłóci się z Malfoyem, ale jakoś to przeżyje. - wtrąciła moja siostra.
- Nie ciesz się za długo. - mruknęła Potter.
- Lils uratowałaś mnie. Już myślałam, że moja najlepsza przyjaciółka zwariowała i postanowiła się zaprzyjaźnić z kumplem mojego porąbanego braciszka. - Cassandra odetchnęła z ulgą.
- Nie martw się Cassie. Nigdy bym tego nie zrobiła. - zmierzyła chłodnym spojrzeniem Scorpiusa. - Choć po te swoje 15 galeonów. - No to teraz już wiem o co chodzi. Założyli się o coś. Wyciągnąłem skręta, odpaliłem go i zaciągnąłem się nim. Już myślałem, że Scorpius wygrał zakład...


Scorpius Malfoy
Położyłem się na jednym z łóżek stojących w dormitorium Potter i czekałem na swoje 15 galeonów. Na szczęście nie domyśliła się, że to przez ten głupi zakład. Ale tak swoją drogą to ona całkiem nieźle... Potrząsnąłem głową. Nie mogę myśleć, że Potter dobrze całuje!
- Trzymaj! - rzuciła mi moje 15 galeonów. - Zadowolony.
- A żebyś wiedziała jak bardzo.
- To może sobie już stąd pójdziesz.
- A co zrobisz jak stąd nie wyjdę?
- Albo będę spała nie na swoim łóżku, albo pójdę do twojego dormitorium, ale spanie w nim nie będzie miłym doświadczeniem.
- No więc będziesz musiała skorzystać z którejś z tych opcji, bo mi się nie chcę wstać. Mogę też powiedzieć coś przez przypadek.
- Idę do łazienki. Nic nie dotykaj. A jak jutro rano obudzę się w jakiś dziwny sposób to nie ujdziesz z życiem. Chociaż mam cichą nadzieję, że jak wyjdę z pod prysznica to już cię tu nie będzie.
- Twoje marzenie są nie do spełnienia.
Weszła do łazienki i zamknęła się. Może jak w nocy zakradnę się do jej łóżka i jej koleżaneczki to zobaczą to wygram ten zakład. Naprawdę nie mam zamiaru robić tego co mi kazali. To jest nie do wykonania. Nawet ja tego nie zrobię!
Rozejrzałem się po pokoju. Wszystko było inne niż w naszym. Zaczynając od tego, że nie było tu bałaganu. Już Edward mi opowiadał jak wygląda, choć za bardzo mnie to nie interesowało. Teraz jednak zauważyłem jeszcze gitarę. Ciekawe kto na niej gra? Wstałem z łóżka i zacząłem grać prostą melodię. Potrafiłem grać na kilku instrumentach i trochę śpiewałem. Nie raz też pisałem jakieś utwory, ale większość z nich trafiała do kosza. Zostawiałem tylko te najlepsze, które najbardziej mi się podobały.
Usłyszałem otwieranie drzwi więc przerwałem grę na gitarze. Wyszła z nich oczywiście Potter z ręcznikiem na głowie i w pidżamie. Bardzo krótkiej pidżamie...
- Czy mógłbyś zostawić moją gitarę? - spytała i nie czekając na odpowiedź zabrała mi ją.
- Ty grasz na gitarze? - odpowiedziałem pytaniem. Skinęła głową.
- Wiesz tak sobie rozmyślam pod prysznicem... Założyłeś się ze swoimi koleżkami o to, że mnie przelecisz. - stwierdziła, a ja pod intensywnością spojrzenia jej zielono-złotych tęczówek przyznałem się do hmm... Winy? - No więc wbije ci teraz do tej twojej pustej główki, że ci się to nie uda.
- Chyba, że mi pomożesz w wygraniu tego zakładu. - mruknąłem.
- Po pierwsze co ja z tego będę miała, a po drugie niby jak ja mam ci pomóc? - spytała.
- Będziesz miała satysfakcje, a jeżeli chodzi o pomoc to możesz potwierdzić moją wersję wydarzeń.
- Za dużo roboty. Musiałbyś być dla mnie miły, nazywać mnie po imieniu i takie tam. Zresztą ja też musiałabym się tak zachowywać, a wcale nie mam ochoty, ani motywacji.
- A myślisz, że ja mam ochotę... Ja po prostu chcę wygrać zakład.
- No bo zaraz się popłaczesz. Wszystkie te ,,działania" - nakreśliła cudzysłów w powietrzu. - musiałyby być wprowadzane stopniowo. A nawet jeśli nie wiadomo czy się zgodzę. Moje warunki są takie. 100 galeonów i takie mało widoczne usługiwanie na przykład noszenie moich zakupów czy coś w tym stylu.
- Jestem zdesperowany więc się na to zgodzę.
- No, więc od jutra musisz stopniowo wprowadzać swój plan w życie. Pamiętaj, że na osobności i tak będę wredna.
- Okay. Jak myślisz ile to będzie trwać?
- W naszym przypadku kilka miesięcy. Raczej nikt by nie uwierzył, że po jednym dniu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Taa...
- No to teraz sobie pójdziesz?
- Tak. Nasz bród jest lepszy od tej czystości.
- Ty myślisz, że my mamy różdżki tylko po to żeby sobie leżały. Po prostu te śmieci w magiczny sposób znikają. No to arrivederci! - wypchnęła mnie za drzwi. No więc sprawa zakładu załatwiona. Teraz tylko będę musiał zaoszczędzić 100 galenów. To, że dostaje dużo kasy od rodziców nie oznacza, że ich nie wydaje. Przynajmniej mam te 15...
- Malfoy chodź jeszcze na chwilę. - Usłyszałem głos za sobą. - Oddawaj moje 15 galeonów teraz mi nie zależy czy to wygadasz czy nie. - Nie chętnie wyciągnąłem pieniądze z kieszeni i dałem je Potter. Od razu zniknęła za drzwiami tak samo jak mój uśmiech. Teraz nie mam ani kasy, ani pracy domowej, tylko pewną wygraną w zakładzie.


Rose Weasley
Tak jak przypuszczałam Gryfoni postanowili zorganizować imprezę. Ja jednak miałam na to sposób. Rzuciłam na swoje dormitorium zaklęcie i żadne odgłosy do mnie nie docierały.
Wszystkie dziewczyny z mojego dormitorium - nawet Lucille - poszły na tą imprezę, a ja czytałam książki, które wypożyczyłam. Był to mugolskie romanse, które uwielbiałam czytać. Zawszę, gdy szłam do biblioteki odrabiać zadane nam prace wypożyczałam też nową książkę. Nie które tak mi się podobały, że czytałam je po kilka razy, a w domu miałam swoją własną biblioteczkę z samymi książkami tego typu.
Nagle do pokoju wpadła Lucille i od razu krzyknęła w moją stronę:
- Rose musisz to zobaczyć!
Nie chętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam za nią do Pokoju Wspólnego. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało. Mój brat całował się z Dafne Wildsee. Była to dziewczyna, której nienawidziłam najbardziej na świecie z Gryffindoru. Była podstępna, puszczalska i całkiem ładna. Nie była jednak tak ładna jak - niestety - moja kuzynka i jej koleżaneczki. Była jednak najładniejsza w naszym domu. Ma ona proste blond włosy do połowy pleców i niebieskie oczy. Kiedyś chodziła z moim kuzynem - kolejnym idiotą - James'em Potterem. On jednak zerwał z nią po dwóch dniach i upokarzał ją na każdym kroku. Od tamtej pory stała się jeszcze bardziej wredna.
- Hugo jak ty możesz się z nią całować! - krzyknęłam w stronę mojego brata. Odkleił się od Wildsee i spojrzał na mnie z wyraźną złością wypisaną w brązowych oczach. Od kiedy on się mnie nie boi? - Mogłabym cię umówić z moimi koleżankami, które są o wiele mądrzejsze.
- Po pierwsze ty nie masz koleżanek. - warknął. - A po drugie to był zakład idiotko i dzięki tobie straciłem 5 galeonów.
- Och, bo zakład jest ważniejszy od nerwów twojej siostry.
- Tak jest ważniejszy, gdy za siostrę ma się taką idiotkę. W końcu kto by się chciał przyznać do takiego brzydala i na dodatek kujona.
- Hugo kiedyś taki nie byłeś.
- Kiedyś to było kiedyś. - Mój brat wyciągnął różdżkę. - Crucio!
Obudziłam się zlana potem. Westchnęłam z ulgą. Tylko zasnęła przy książkach. To był tylko sen. To się nie wydarzyło.
Położyłam książki na szafce, która stała obok mojego łóżka i wstałam z niego. Weszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Wzięłam gorący prysznic i przebrałam się w moją pidżamę w serduszka i wyszłam z łazienki. Wskoczyłam pod kołdrę i postanowiłam pójść spać może wtedy nikt mnie nie wyciągnie z łóżka, a mój sen nie spełni się w rzeczywistości.


Lily Potter
Powoli wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mnie nikt w nim dzisiaj nie spał. Zdziwiło mnie to, że nie było Lizzy, w końcu jeżeli nie było jej na imprezie to nie mogła spać w Pokoju Wspólnym tylko gdzie indziej. Muszę kiedyś sprawdzić gdzie ona tak znika.
Wyjęłam ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i umyłam zęby. Ubrałam się w czarne, poprzecierane rurki, czarną bokserkę, czerwoną koszulę w kratę (zostawiłam ją rozpiętą) z rękawami 3/4 (podwiniętymi) oraz czerwone Converse'y, a na rękę założyłam komplet złotych bransoletek. Zrobiłam sobie ciemny makijaż, a usta pomalowałam czerwoną szminką. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy byłam już gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do Pokoju Wspólnego poszukać znajomych ,,ciał".
Gdy znalazłam Cassie leżała ona w objęciach jakiegoś bruneta. Wyjęłam różdżkę i polałam ich wodą. Nie czekając na ich reakcje to samo zrobiłam z Patricią. I tak o to cały Slytherine obudził pisk jednej dziewczyny. Ludzie, którzy leżeli w Pokoju Wspólnym myśląc, że są w dormitorium szukali poduszek, ale bezskutecznie.
- Patty przestań się tak wydzierać, bo obudzisz cały zamek. - warknęłam. Na szczęście to mogło i Patricia szybko poleciała do naszego dormitorium żeby, cytuje: ,, To ja się zmywam, bo jak ktoś zobaczy mnie w takim stanie to będzie katastrofa. ". - Cassie pośpiesz się, bo inaczej już dzisiaj nie zobaczysz łazienki. - Zabini zorientowała się o co mi chodzi i pognał w tą samą stronę co McMilian. Obrzuciłam jeszcze raz spojrzeniem Pokój Wspólnym i poszłam za nimi.
Gdy weszłam do naszego dormitorium Patricia przeklinała Cassandrę, a Cassie siedziała w łazience. Nie wiem jakim cudem ona to zrobiła, ale pewnie Trish nie wiedziała co na siebie założyć i dlatego Zabini się udało.
- Nie denerwuj się Patty, złość piękności szkodzi. - mruknęłam.
- Och... Naprawdę?
- Nie na niby.
Po 30 minutach McMilian mogła już wejść do swojej ukochanej łazienki w której spędzi najbliższe... Długo. Wyjęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam, która jest godzina. 13:56.
- Idziemy na obiad, czy nie? - spytałam Cassandry.
- Chodźmy. Zobaczymy ilu Ślizgonów już wydobrzało. - zaśmiała się czarnowłosa.
- Mogę się założyć, że nie będzie pierwszaków. - uśmiechnęłam się i wyszłam z dormitorium, a za mną podążyła Zabini.
Niestety od dziś miała się zacząć akcja ,,Zakład Malfoya". Nie wiem po co pomagałam temu idiocie, ale... Będę miała ubaw, gdy zobaczę minę Visions oraz Weasley. No i oczywiście po pewnym czasie będę się mogła odegrać na Malfoyu i powiedzieć wszystkim, że on wcale nie wygrał tego zakładu, a ja kłamałam. O tak... Ten pomysł był idealny. Malfoy nie dostanie tego o co się założył, a ja będę miała ogromną satysfakcje.
- Witam piękne panie! - usłyszałam za sobą głos McCullougha. Był dziwnie radosny. Kolejny, który sobie coś zrobił. Uderzył w pustą główkę albo coś.
- Co zrobiłeś, że masz tak dobry humor? - spytała Cassie. No w końcu mnie ktoś wyręcza od zadawania pytań. Pięknie. Ja mogę przejść na... Jak to ci mugole nazywają? Hmm... Chyba emerytura. No powiedzmy, że tak to się nazywa. A więc ja sobie mogę przejść na emeryturę, a Cassandra mnie zastąpi w moich obowiązkach. Ludzie o jakich ja głupotach myślę. Chyba mi też się coś stało tylko o tym nie pamiętam.
-Dużo rzeczy... - powiedział tonem, który bardziej pasował do naćpanego Zabiniego niż do naćpanego McCullougha.
- Wolne tłumaczenie. Ochlał się, naćpał, a potem przeleciał kilka lasek. - wytłumaczył Malfoy. O nie! Moja misja zaczyna się zbyt wcześnie. Chociaż dla nie których 14 nie jest wczesną godziną, ale ja nie jestem normalna. (xD)
- To by do niego pasowało. - mruknęłam. Przecież nie mogę udawać, że mnie nie ma w końcu i tak mnie widać. Szkoda, że nie wzięłam peleryny-niewidki. Wtedy mogłabym zniknąć i opóźnić pewną nieuniknioną rzecz. - A tak w ogóle to gdzie zgubiliście Zabiniego?
- Nie jest w stanie wyjść do ludzi. - odpowiedział Malfoy. On nigdy nie jest w stanie wyjść do ludzi chciałam powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo wyręczyła mnie Cassandra.
- Mój brat nigdy nie jest w stanie wyjść do ludzi. Z nim nawet podczas zajęć nie ma kontaktu.
- Taa... - przytaknął Malfoy.
Szliśmy sobie tak i obgadywaliśmy Zabiniego, gdy nagle zza rogu wypadł ktoś i na mnie wpadł. Wylądowałabym na podłodze gdyby nie ktoś kto mnie złapał.
- Nic ci się nie stało Lily? - spytał Malfoy. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dobra, bo wpadnę w depresje. Muszę sobie uświadomić, że jak mu pomogę to się na nim zemszczę i wtedy wszyscy będą szczęśliwi. No oprócz Malfoya... Westchnęłam w myślach. A da się tak w ogóle? Hmm... Ja do wszystkiego jestem zdolna.
- Nic. Ale ten ktoś, który z pewnością teraz jest przede mną nie dożyje wieczora.- warknęłam. Gdy zobaczyłam kto był tym kimś od razu na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Stała przede mną miłość mojego życia, osoba jedyna w swoim rodzaju, niewiarygodnie piękna i mądra. Oczywiście wiadomo kto... - O Weasley! - zawołałam radośnie. Z pewnością pomyślała, że wszyscy się naćpaliśmy. Chociaż może ona nie wie, że istnieje coś takiego jak... - Widzę, że idziesz do biblioteki. Znowu... Na pewno jest to bardzo interesujące miejsce, ale dla takich osób jak ty.
- Czyli jakich? - zapytała unosząc brwi i marszcząc nos. Co wyglądało komicznie ze względu na jej piegi.
- Nudnych, brzydkich, pilnych, nie mających życia towarzyskie... Dużo by wymieniać. Musielibyśmy tu siedzieć do wieczora. A chyba nie chcesz z nami przebywać tak długo? Bo my nie chcemy. - wytłumaczyłam jej. Jakby nie wiedziała jakie są jej wady... Zresztą zalet to ona chyba nie ma.
- A gdzie kupiłaś taki piękny sweter Weasley? - zapytał Malfoy. Uuu... Malfoy wkracza do akcji. Cuda się jednak zdarzają. Spojrzałam na rudowłosą. Jej sweter był czerwony, a na nim był wyszyty herb Gryffindoru.
- Dostałam go od babci Molly, Malfoy. Mną dziadkowie się przynajmniej interesują. Zresztą moja kuzyneczka też taki dostała tylko z herbem Slytherine'u. - powiedziała wypinając pierś jakby jeszcze bardziej chciała pokazać swój sweter.
- Bo liżesz ich po dupie. - mruknął szatyn. - A tak swoją drogą nigdy nie widziałem Lily w tym swetrze. - Chciało mi się śmiać na widok miny Weasley. Na jej twarzy malował się szok i bezgłośnie powtarzała moje imię. W końcu rzadko się słyszy z ust Malfoya moje imię.
- Wiesz Scorpius, - wymówiłam to imię jakby z lekkim naciskiem. - bo my z Albusem i Jamesem się ich pozbyliśmy. Kto by nosił takie coś. - prychnęłam. Szok nadal nie odstępował od mojej kuzyneczki. Widząc, że nie odzyskała mowy powiedziałam. - To może już pójdziemy skoro nie możesz sie wysłowić. A podobno ci czytający książki mają rozbudowany słownik. - westchnęłam i odeszłam, a za mną ruszyła reszta.

- Czy wy... wy mówiliście do siebie po imieniu. - wyjąkała Cassie. Spojrzałam na nią. Też szok na twarzy, lecz ona potrafiła się odezwać nie tak jak Weasley. Zrobiłam minę niewiniątka i skinęłam głową. Ona nadal zdziwiona pokręciła głową z dezaprobatą.

wtorek, 13 stycznia 2015

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 2

Rose Weasley
Nasze lekcje transmutacji jak zawsze były kompletną porażką. Po pierwsze nasz profesor był młodym mężczyzną, który oglądał się za każdą ładniejszą uczennicą w tej szkole, po drugie on też był całkiem przystojny i dziewczyny wpatrywały się w niego jak w obrazek, po trzecie transmutacje mieliśmy ze Ślizgonami. Naszemu profesorowi Trainer'owi jak reszcie chłopaków z naszej szkoły podobała się Lily Potter, która w tym momencie kompletnie ignorowała jego natarczywe spojrzenie i próbowała obudzić Maxmiliana Zabiniego z transu. Pomagał jej w tym Edward McCullough. Nie wiem od kiedy ona ma takie dobre kontakty z przyjaciółmi Malfoya. Chyba coś knują...
Na lekcjach Trainer zawsze było tak samo. ,,Przeczytajcie następną lekcję, a potem poćwiczcie tam macie...króliki. Ja muszę uzupełnić papiery." Powinien zmienić ostatnie zdanie na: ,,Ja muszę popatrzyć się na ładne uczennice." Wiadomo dlaczego moja kuzynka nie musi się uczyć na testy. Jak mogłoby być inaczej przy takim profesorze.
- Panno Potter, Panie McCullough proszę wrócić do czytania, a nie zajmować się sobą. - zwrócił im uwagę Trainer. Zabrzmiało to co najmniej dziwnie. Zwróciło to uwagę Malfoya, który spojrzał się na nich zbity z tropu.
- Przepraszamy, panie profesorze. - Lily Potter zatrzepotała rzęsami. Widać było zmianę na twarzy profesora. - To się już nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję. - powiedział uśmiechając się tak, że większość dziewczyny by zemdlało, ale nie moja kuzynka. Była odporna na takie rzeczy, w końcu to ona używała takich chwytów na chłopakach, nie oni na niej.


Lily Potter
Mam w dupie Zabiniego i tego durnego profesorka. Jeden się najarał przed transmutacją, a drugi myśli że ja polecę na nauczyciela. On nawet nie był jakiś nieziemsko przystojny. Od kiedy to go interesuje coś więcej niż oglądanie wszystkich lasek od góry do dołu.
Trzepnęłam Ed'a w łeb. Natychmiast się odwrócił i posłał mi pytające spojrzenie.
- Masz telefon? - spytałam. Kiwnął głową. Właśnie w tym momencie ucieszyłam się, że w Hogwarcie można używać elektroniki.* Wyjęłam swój telefon z torby na książki i napisałam do McCullough.
Zgadnij co bym mu zrobiła?! - L.P
Trainerowi, czy Max'owi? - E.M
Obu. Zresztą nieważne... Czyli wmówiliście Malfoy'owi, że umówiliście się z jakimiś bliźniaczkami. I ten idiota w to uwierzył?
Tak. Był zbyt przejęty spotkaniem z tobą i zerwaniem z Visions.
Przecież on nigdy z nią nie zerwie. Oni są do siebie za bardzo podobni.
Wiem do kogo on jest bardziej podobny, ale to jest zupełnie co innego. Scorpius tam ma być o dwunastej, a my?
Hmm... 23:30
A co my mamy do tej pory robić?! Przecież nie uwierzy w to, że umówiliśmy się z nimi na tą godzinę.
Nie wiem, możecie przyjść do naszego dormitorium. Tylko o której u nas będziecie, bo musimy się pozbyć dziewczyn.
Około 20.
Okay, czyli już wszystko mamy obgadane. Przekaż to temu głąbowi jak w końcu uda ci się go przywrócić do rzeczywistości.
Zadzwonił dzwonek, który oznajmił koniec lekcji. Zebrałam szybko książki i włożyłam je do torby. Wyszłam z klasy razem z Cassie po drodze obrzucając pogardliwym spojrzeniem Maxa, który i tak nie mógł tego zauważyć bo był zbyt naćpany.
- Kręcisz z kumplem Malfoya? - usłyszałam głos, który rozpoznałabym wszędzie. Rose Weasley. Odwróciłam się.
- Lepszy taki facet niż kij od miotły. - warknęłam.
- Za niedługo może zejdziesz się z Malfoyem. - zaśmiała się.
- Prędzej ty będziesz miała przystojnego chłopaka. Nie, prędzej ty W OGÓLE będziesz miała chłopaka. - prychnęłam. - Czy dobrze pamiętam, że twój ostatni chłopak miał cię dość i cię zdradził? - Nie miałam dzisiaj ochoty na słuchanie mojej ,,ulubionej" kuzynki więc odwróciłam się i odeszłam. Mam dzisiaj inne sprawy na głowie. Wiem, że jeżeli Weasley próbuje mnie zaczepić oznacza to, że ma jakiś powód. Jest ona tak głupia, że nie rozumie jednej prostej rzeczy. Nigdy ze mnę nie wygra.
- Cassie teraz obiad, co nie? - spytałam z nadzieją brunetki.
- Nie. Jeszcze jedna lekcja. Chyba eliksiry. - odpowiedziała.
Jęknęłam. Najchętniej bym się urwał z tych wszystkich lekcji no ale chociaż w pierwszy dzień muszę się pojawić na lekcjach.
-Ugh... Czy ja ci mówiłam, że Ed i Max przyjdą do nas po dwudziestej. Trzeba się pozbyć dziewczyn, bo choć tego nie wygadają to lepiej jak dowiedzą się po fakcie. - powiedziałam.
- Spoko. To co im powiemy?
- Nie wiem coś się wymyśli. Albo je wyrzucimy. (:D)
Scorpius Malfoy
- Czy ty chcesz dodać Potter do naszej listy? Dałbym ci za nią chyba z dwieście punktów. W końcu ona nas nienawidzi. - Ed puścił tą uwagę mimo uszu.
- Jak myślisz kiedy on się ogarnie? - spojrzał na Zabiniego.
- Nie wiem. Godzina... Może dwie... - mruknąłem. Nie miałem dzisiaj za dobrego humoru. Myśl o spotkaniu z Potter wcale nie polepszało mi nastroju. Jedyne co było dobre to to, że pierwsze zajęcia w tym roku - czyli dzisiejsze - były w piątek. Nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł. - Jutro robimy imprezę. Ja się zajmę alkoholem, ty skołuj jakieś żarcie, a Max... Niech robi to co potrafi robić najlepiej.
- Okay. - zgodził się.
Weszliśmy do Wielkiej Sali obrzucani spojrzeniami dziewczyn i ich zazdrosnych chłopaków. Ucieszyło mnie to, że nie było tu Margaret jakoś nie miałem ochoty jej dzisiaj słuchać, ale nie było też Potter co było wisienką na torcie.
Nie pocieszyłem się jednak długo nieobecnością tej drugiej. Weszła do Wielkiej Sali z pozostałą trójką. To, że oglądał się za nią każdy chłopak mnie nie zdziwiło, ale to, że szła w naszą stronę już tak.
- No i co z tym debilem? - zwróciła się w stronę Ed'a.
- Ekspert mówi, że będzie żył. - zaśmiał się Edward
- A kto jest ty ekspertem? - spytała.
- Scorpius. - powiedział, a ona tylko prychnęła pogardliwie.
- Pamiętaj co masz mu powiedzieć. - rzuciła i odeszła. No i co z tego mogłem zrozumieć. Jak zawsze musiałem się o wszystko dowiadywać sam.
- Co ona od was chciała? - zapytałem.
- Wkrótce się dowiesz. - odpowiedział tajemniczym tonem.
- Czy ja nigdy nic nie mogę wiedzieć?
- No widać, że jesteś jedną z tych lasek, które uwielbiają plotki.
- Czy ja wyglądam na dziewczynę?
- Tak.
I w taki oto sposób McCullough zarobił mocnego kuksańca w żebra.


Elizabeth Halliwell
- Czy wyglądam na taką, która by się z tobą umówiła? - spytała z nutą ironii Lily jakiegoś brzydala. Tacy ludzie muszą mieć naprawdę więcej odwagi niż urody podchodząc tutaj i proponując Lilce randkę. Ten chłopak miał brązowe, ulizane włosy, były strasznie niski i chudy, a na dodatek miał okulary w okrągłych oprawkach oraz aparat na zęby. Blee...
- No... - zaczął, ale nie dano mu skończyć, bo Lil wykrzyknęła na całą Wielką Salę:
- Ludzie ten tu... - wskazała na chłopaka, który zrobił się cały czerwony. - ... chce się ze mną umówić! - zaśmiała się, a chłopak uciekł na korytarz słysząc śmiech prawie całej Wielkiej Sali.
- Panno Potter proszę tak nie krzyczeć. - zwrócił jej uwagę Fairchild.
- Przepraszam panie dyrektorze. - zrobiła smutną minkę.
- To było piękne Lils. - Cassie przybiła piątkę z naszym rudzielcem.
- Tak. - zgodziłam się.
- Jak jeszcze jeden taki brzydal tu przyjdzie... - mruknęła pod nosem. Nagle chyba sobie coś przypomniała, bo jej twarz rozpromieniała. - Dziewczyny mam do was prośbę... Mogłybyście się zmyć dzisiaj wieczorem z naszego dormitorium. Przynajmniej do jedenastej.
- A po co? - spytałam. Wiedziałam, że to oznacza jakiś podstęp, ale musiałam się dowiedzieć jaki. Lily wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Cassandrą.
- Nie powiemy wam teraz, bo nie będzie niespodzianki, ale czekajcie na nas. Najprawdopodobniej przyjdziemy koło wpół do pierwszej i wtedy opowiemy wam hita. - odpowiedziała Zabini.
- Reasumując. Macie wyjść z dormitorium koło ósmej i możecie wrócić o jedenastej chociaż lepiej by było gdybyście przyszły wpół do dwunastej. No i oczywiście czekacie aż wrócimy chyba, że nie będziecie chciały usłyszeć najświeższych wiadomości. - powiedziała panna Potter.
- Co mówiłyście? - spytała Trish przestając piłować swoje paznokcie. Wszystkie trzy westchnęłyśmy z dezaprobatą i zaczęłyśmy tłumaczyć Patrici o co chodzi.


Edward McCullough
Wyszedłem z Zabinim z naszego dormitorium i wszedłem w drzwi na przeciwko.
- Siema dziewczyny. - rzuciłem razem z Max'em wchodząc do dormitorium Lily, Cassie, Elizabeth i Patrici.
Ich dormitorium wyglądało zupełnie inaczej niż nasze. Oczywiście po całym dormitorium nie walały się brudne ubrania, puste butelki, pety i niedopałki skrętów, bo dziewczyny umiały to posprzątać (:P), a my nie. Na dodatek one postanowiły zmienić swoje dormitorium. Zaklęciem powiększyły swój pokój (Na zewnątrz nie było tego widać.) tak, że było tu miejsca dla dziesięciu, a nie czterech osób. Podłoga była wykonana z hebanu - tak samo jak drzwi i łóżka - a leżał na niej biały futrzany dywan. Ściany były szmaragdowe z srebrnymi ,,zawijasami". Każda miała wielkie łóżko z ogromną ilością poduszek w kolorach srebra i szmaragdów, a obok niego stała szklana szafka nocna. Przy jednej ze ścian stała przestronna, przesuwana, biała szafa. W jednym kącie stał szklany stolik, a wokół niego były poustawiane pufy - dwie białe i dwie szmaragdowe. W pokoju miały też barek z alkoholem wykonany z hebanu i cztery komody z tego samego drewna. Mógłbym się założyć, że ich łazienka też była większa i inaczej urządzona niż inne w Slytherinie.
- Max czemu my nie wpadliśmy na pomysł żeby powiększyć dormitorium. - powiedziałem.
- Po co? - zapytała Lily. - Mielibyście wtedy tylko większy bałagan.
- To co robimy? - spytała się Cassie. - Nie mam zamiaru przesiedzieć całego wieczoru wpatrując się w ścianę. Chociaż ma fajne wzorki nie jest taka interesująca jak mogłoby się wydawać.
- Możemy zagrać w pewną rzecz, którą nie dawno wymyśliliśmy... Na kartkach piszemy kategorię, jedna z osób ją wyciąga i musi odpowiedzieć na pytanie związane z tą kategorią. Ostatnia osoba, która powinna zadać pytanie daje pytanej osobie wyzwanie. - wytłumaczył Max.
Napisaliśmy na małych kartkach kategorie i wrzuciliśmy je do czapki, którą dziewczyny wyciągnęły z swojej szafy bez dna (:D). Usiedliśmy w kółku. Cassie wytrzasnęła skądś fałszoskop i położyła go po środku koła, a ja wyciągnąłem różdżkę zakręcając nią. Wypadło na Lily. Wyciągnęła karteczkę i pokazała nam ją. Było na niej napisane: POCAŁUNKI.
- Ja pierwszy! - krzyknął Max przypominając mi w tej chwili małe dziecko. - Z kim całowałaś się po raz pierwszy?
- Aaron Malfoy. - odpowiedziała niechętnie. Fałszoskop nie zapikał.
- Całowałaś się z bratem Scorpiusa. - zdziwił się Max. Kiwnęła głową. Ona ma tak słabą pamięć czy tylko udaje. Nie pamięta kompletnie wcześniejszych lat. - Kiedy? Jak? Jakim cudem?
- Jesteś pewien, że nie jesteś jedną z tych plotkar? - zapytała.
- Mam wrażenie, że już dziś słyszałem coś podobnego. - powiedziałem przypominając sobie własne słowa.
- Z wszystkich chłopaków z którymi się do tej pory całowałaś, który robił to najlepiej?- spytała Cassandra. Ja będę zadawał wyzwanie... Idealnie.
- Aaron Malfoy. - mruknęła pod nosem chyba niezbyt szczęśliwa tym faktem, ale w końcu musiała powiedzieć prawdę.
- No więc Lilka szykuj się na wyzwanie. Masz stąd wyjść i pocałować pierwszą osobę jaką zobaczysz. - posłałem jej zawadiacki uśmieszek.
- Okay.
Wstała z podłogi, a ja podążyłem za jej przykładem. W końcu musiałem zobaczyć czy zrobi to co jej kazałem. Gdy ona wyszła z dormitorium, ja zajrzałem przez uchylone drzwi na korytarz i zamurowało mnie. Lily Potter miała niezłe zadanie pocałować... Scorpiusa Malfoya, który właśnie wyszedł z dormitorium.
- Malfoy chodź na chwilę. - rzuciła ze zbolałą miną. On nie ruszył się nawet o krok. Lily westchnęła i ruszyła ociężałym krokiem w jego stronę. Gdy już dzieliły ich milimetry, przyciągnęła go i pocałowała. Scorpius był kompletnie zdziwiony, widziałem to w jego oczach...


Rose Weasley
Było przed północą, a ja dopiero wracałam z biblioteki z książkami, które wypożyczyłam na weekend, a wszystko przez to, że wciągnęłam się w jedną z książek, a nowa bibliotekarka, która była już starszą kobietą zasnęła i nie zamknęła biblioteki. Nigdy nie lubiłam chodzić nocą po zamku, bo było tu pełno zaułków w których ktoś mógł się zaczaić. Tym bardziej, że na parterze mogli się kręcić Ślizgoni.
Jeżeli tylko będzie mi dane mam zamiar przeczytać wszystkie te książki. W końcu może się zdarzyć, że jakiś Gryfon będzie chciał zorganizować imprezę, a ja nic na to nie poradzę, bo po pierwsze gdybym odjęła im punkty znienawidzili by mnie jeszcze bardziej, a po drugie w jakiś magiczny sposób pozbędą się Grubej Damy abym nie mogła tu przyprowadzić nauczyciela.
- O Rudzielec znowu sam. - usłyszałam kpiący głos. Natychmiast się odwróciłam. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Ślizgoni... Zobaczyłam moją kuzynkę, Cassandrę i Max'a Zabinich oraz Edwarda McCullougha. - Ciekawe co ty tu robisz o tej porze sama. Nie boisz się ciemności i czających się w niej potworów. Mogą ci coś zrobić.
- Dopóki mam różdżkę nic mi nie zrobią. - Wyciągnęłam natychmiast różdżkę, którą trzymałam w kieszeni spodni.
- Wiesz potwory też mają różdżki i jest ich więcej, ale tym razem się im się śpieszy więc nic ci nie zrobią. Niestety.... - powiedział McCullough i cała czwórka zniknęła jakby się teleportowali, ale wiedziałam, że jest to nie możliwe. W końcu tak pisało w historii Hogwartu. Chociaż kiedyś nie można było używać elektroniki, a teraz jest to możliwe.
Potrząsnęłam głową i schowałam różdżkę. Książki - które wcześniej upuściłam wyjmując różdżkę - pozbierałam i od razu ruszyłam szybkim krokiem w stronę Gryffindoru. Nie miałam ochoty na kolejne spotkanie za Ślizgonami.
Gdy już dotarłam do Pokoju Wspólnego nikogo w nim nie było. Wgramoliłam się po schodach i weszłam do swojego dormitorium. Położyłam książki na szafce, przebrałam się w moją pidżamę, którą dostałam od babci Molly była ona różowa w serduszka z długim rękawem. Ułożyłam się w łóżku, które stało najbliżej okna ponieważ wstawałam najwcześniej i lubiłam jak budzą mnie promienie słońca. Jedna rzecz jednak nie mogła mi dać spokoju. Co moja kuzynka robi o tak późnej porze z kumplami Malfoya?


Scorpius Malfoy
Wyszedłem z zamku kierując swoje kroki w stronę jeziora. Cały czas rozmyślałem o dziwnej sytuacji jaka miała miejsce dzisiaj wieczorem. Byłem kompletnie zszokowany gdy Potter mnie pocałowała, a jeszcze bardziej zdziwiłem się gdy zobaczyłem głowę Edwarda wychylającą się z jej dormitorium. Myślałem, że miał on być razem z Maxem na randce z jakimiś bliźniaczkami... Ale chwila! Przecież w Hogwarcie nie ma żadnych bliźniaczek... Jedynymi bliźniakami są Cassandra i Maxmilian Zabini, ale oni się nie liczą. Gdyby były jakieś bliźniaczki to już dawno bym o tym wiedział. Na pewno jeden z nas dodałby je do naszej listy. Będę musiał z nimi pogadać, ale jak na razie mam większe problemy na głowie.
Gdy od jeziora dzieliło mnie jakieś piętnaście metrów zobaczyłem ich... Czyli Potter, bliźniaków Zabinich oraz Edwarda. Ed całował się z Zabini, a Max z Potter. To był kolejny szok jaki przeżyłem wciągu tego dnia. Wpatrywałem się w nich nie ruszając się nawet o milimetr. Nagle oderwali się od siebie i podeszli do mnie śmiejąc się.
- Stary gdybyś ty widział swoją minę. - zaśmiał się McCullough.
- Co wy tu robicie? - spytałem po chwili.
- Stoimy i śmiejemy się z ciebie. - stwierdziła Potter, ale powiedziała to pytającym tonem.
- Nie o to mi chodzi. - warknąłem.
- Wolne tłumaczenie. Całowaliśmy się żeby zrobić ci na złość. Wcale ze sobą nie jesteśmy ani nie mamy zamiaru być w najbliższym czasie. - wytłumaczył powoli Max. - Raczej... - dodał po chwili namysłu, a potem cała ich czwórka znowu zaczęła się śmiać.
- No teraz już rozumiem. - powiedziałem. - Akurat to wam się udało, ale następny razem was rozszyfruje.
- Nie będzie żadnego następnego razu. Oni wcale tak dobrze nie całują i nie mam ochoty na poprawkę. - mruknęła Potter. - Cassie chodźmy już.
Dwie przyjaciółki odeszły szybkim krokiem w stronę zamku dyskutując o czymś zawzięcie. Wpatrywałem się w jej plecy dopóki nie zniknęła ze swoją najlepszą przyjaciółką. Raz mój wzrok zjechał poniżej pasa. Potrząsnąłem głową i włączyłem się w rozmowę moich kumpli. Przecież nie może mi się podobać tyłek mojego odwiecznego wroga - Lilyanne Luny Potter - ani w ogóle ONA.


Lily Potter
- No i nawet im się nie chciało na nas zaczekać. - rzuciła w moją stronę Cassie gdy weszłyśmy do dormitorium i zobaczyłyśmy nasze współlokatorki śpiące już w łóżkach. Westchnęłam tylko na ten widok i uświadomiłam Zabini, że pierwsza zajmuje łazienkę.
Wzięłam gorący prysznic i umyłam głowę oraz zęby. Włosy wysuszyłem jednym prostym zaklęciem, a potem założyłam swoją czarną jedwabną koszulę nocną, która u góry była wyszywana koronką. Związałam włosy w luźnego koka i wyszłam z łazienki. Położyłam się na moim łóżku które stało najbliżej łazienki.
Po półgodzinnym kręceniu się na łóżku wstałam z niego, zarzuciłam na siebie biały szlafrok w czarne kropki i podeszłam do mojej komody. Wyciągnęłam z niej swój zeszyt. Wyszłam z dormitorium i poszłam do Pokoju Wspólnego. Myślałam, że jest już pusty, ale gdy podeszłam do kanapy przy kominku zauważyłam... Malfoya. Leżał na sofie z butelką - najprawdopodobniej Ognistą Whisky - , a obok niego ułożyła się całkiem spora kupka pustych butelek.
- Co cię zmusiło do tak drastycznych poczynań? - zapytałam z nutką ironii wyczuwalną w głosie.
- A co cię to interesuje? - odpowiedział pytaniem. Podniósł leniwie wzrok i zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu. - Z pewnością maczałaś w tym palce.
- Oj Malfoy, Malfoy. - westchnęłam i opadłam na jeden z foteli. - Wiesz jako twój największy wróg - a bynajmniej uważam, że jestem twoim największym wrogiem - nie będę ci prawiła kazań, gdy mi powiesz dlaczego w jakieś pół godziny się ochlałeś. Ja mogę się tylko śmiać i przekazać to całemu Hogwartowi.
- Naprawdę pocieszająca wiadomość. - warknął po czym wziął kolejnego łyka z butelki. Ja za to wzięłam sobie różdżkę - na pewno Malfoya - leżącą na stoliku i przywołałam z mojego dormitorium butelkę Ognistej dla siebie oraz odesłałam zeszyt. - A więc leżę tu koło ciebie z butelką w ręce tylko ze względu na zakład. Nie chodzi o to, że przez to będę musiał zerwać z Visions, bo swoją drogą wkurzała mnie już ta jej zazdrość, chodzi o to co będę musiał zrobić...
- A co będziesz musiał zrobić? - spytałam.
- Nie powiem ci, ale z pewnością wkrótce się dowiesz. - pociągnął kolejnego łyka. - Swoją drogą to po co ja ci się spowiadam.
- Tego to ja ci nie powiem Malfoy, nie siedzę w twojej głowie. Wiem tyle, że za niedługo szkołę wypełnią plotki. - zaśmiałam się. - To będzie hit stulecie Malfoy zerwie z Visions.
- Nie. Na pewno nie w porównaniu z tym co będę musiał zrobić.
- Jeżeli ty się załamujesz to już wiem, że będzie nie zły ubaw. Przynajmniej dla mnie...
- Ciesz się, że nie wiesz o co w tym chodzi. Wkrótce się dowiesz obiecuje ci to. - Malfoy próbował wstać z sofy, ale od razu z powrotem na nią opad. - Kurwa mać!
- Trzeba było nie wypijać całych swoich zapasów. - zachichotałam. - Wygląda na to, że będziesz musiał spać tutaj. A jutro zobaczy cię cały Slytherin wśród butelek i z kompletnym kacem. - wstałam z fotela. - Zrobię dziś dzień dobroci dla zwierząt. Nie ruszaj się stąd. Choć wątpie, żeby ci się to udało bez czyjejś pomocy.
Ruszyłam w stronę dormitorium tylko zamiast wejść w drzwi po prawej weszłam w te po lewej. (Dop. Aut. Oczywiście nie dosłownie. Jakby weszła w drzwi nie byłoby milutko. xD) Pokój w którym się znalazłam był kompletnie zaśmiecony dzięki czemu wiedziałam, że trafiłam. Podeszłam do łóżka na którym zauważyłam Edwarda McCullougha. Uderzyłam go w ten pusty łeb dzięki czemu zaczął się przebudzać.
- McCullough wstawaj mam do ciebie pewną sprawę. - mruknęłam potrząsając nim.
- Dobra, dobra już. - powoli podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł zaspane oczy. - Czy ciebie już kompletnie pojebało? Jest środek nocy!
- Nie ględź. Twój kumpel leży teraz w Pokoju Wspólnym otoczony morzem butelek. Ja postanowiłam zrobić dzień dobroci dla zwierząt więc tu przyszłam żebyś go tutaj dowlókł. Rozumiesz, czy jesteś zbyt tępy?
- Wracamy do dawnych złośliwości, jak milutko. Już idę. Nie przeszkadza ci widok mojego boskiego ciała w samych bokserkach?
- Po pierwsze mam dwóch braci, po drugie nie pierwszy raz widzę faceta w samych bokserkach i nie mówię tu o moim rodzeństwie, po trzecie jest XXI wiek, a po czwarte nie jesteś przystojny.
- Ten czwarty argument bym wycofał, w końcu ja jestem najprzystojniejszy.
- Pff... Chciałbyś.
- A co uważasz, że Malfoy jest najprzystojniejszy?
- Prędzej przyznałabym ten tytuł Trainersowi.
Wróciłam znowu do Pokoju Wspólnego tym razem jednak w towarzystwie McCullougha. Malfoy leżał w tym samym miejscu co wcześniej. Jedyne co się zmieniło to butelka w jego ręce.
- Tu masz swojego kumpla. Ja się zmywam. Dzień dobroci dla zwierząt się skończył. - powiedziałam.
- Zdajesz sobie sprawę, że się dopiero zaczął. - odpowiedział Edward.
- Grr... Jak wolisz. Chwila dobroci dla zwierząt JUŻ się skończyła.


Edward McCullough
- Ta dzisiejsza impreza to już nie jest dla ciebie. Ty sobie ją zrobiłeś w nocy. - zwróciłem się w stronę Scorpiusa. Szykowaliśmy się właśnie do wyjścia na śniadanie. Scorpius po wypiciu eliksiru na kaca i kąpieli wyglądał lepiej, na szczęście.
- To było tylko przygotowanie do niej. - zaśmiał się Pius. - A nawet jeśli to wasza wina. -Chciało mi się śmiać na wspomnienie wydarzeń z nocy, ale powstrzymałem się od tego. Nałożyłem na siebie T-shirt i spojrzałem na moich kumpli wyczekująco. - A ty to nie masz zamiaru założyć spodni?
- Nie mam zamiar pójść w samych bokserkach. - mruknąłem sarkastycznie wyciągając spodnie z szafy. Wcale nie miałem zamiaru się przyznawać, że o tym zapomniałem.
- Tak właśnie myślałem. - powiedział Scor.
Gdy w końcu wszyscy byliśmy gotowi wyszliśmy z dormitorium. W Pokoju Wspólnym był straszny tłok przy tablicy ogłoszeń więc Max podszedł zobaczyć co to za ogłoszenie.
- Życzę wam powodzenia. - podszedł do nas i poklepał po plecach.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Macie dzisiaj nabór do drużyny. - odpowiedział Zabini.
- Malfoy zwariowałeś! - krzyknąłem.
- Wiesz przynajmniej będziemy to mieli z głowy. - wytłumaczył mi Scor.
- Po prostu pięknie. O której?
- Po śniadaniu. Zdążymy potem załatwić sprawy związane z imprezą.
Nie odezwałem się już ani słowem dopóki nie znaleźliśmy się w Wielkiej Sali na swoich miejscach.
- Zdajesz sobie sprawę, że przyjdzie dużo dziewczyn, które będą chciały przyjść tylko ze względu na nas... - powiedziałem, a po chwili dodałem. - ... i dużo chłopaków ze względu na Potter i Zabini.
- Tak zdaje sobie sprawę, ale jutro raczej większość nie będzie wstanie przyjść... Czy to dobrych, czy to złych. - odpowiedział.
- Niestety muszę się z tobą zgodzić. - wziąłem kęs kiełbaski. - Na początku musisz sprawdzić czy oni w ogóle potrafią latać...
- A potem test dla chłopaków i dziewczyn podczas którego będziemy sprawdzać czy zdekoncentruje ich widok płci przeciwnej. - dokończył za mnie.
- Jak to pięknie powiedziałeś. - udałem, że pociągam nosem.
- Czy to bezpieczne użyć całego zasobu słownictwa w jednym zdaniu, Malfoy? - spytała Lily Potter nagle pojawiając się za mną.
- A czy to ładnie podsłuchiwać? - warknął.
- Ja tylko przechodziłam, a ty się darłeś na całą Wielką Salę więc nawet jakbym chciała to i tak bym to usłyszała. - zrobiła minę niewiniątka. Miała już odchodzić ale ja ją zatrzymałem.
- Robimy dzisiaj imprezę. Żeby nie było, że nie mówiliśmy. - wytłumaczyłem widząc jej pytające spojrzenie.
- Tak, słyszałam.
- Przecież nikt o tym nie wie oprócz naszej trójki.
- Mam swoje źródła. To do zobaczenie na treningu. - odeszła od nas i wyszła z Wielkiej Sali razem z Cassandrą Zabini.
- Skąd ona to wszystko wie? - zapytał mnie Scorpius.
- Słyszałeś ma swoje źródła. - mruknąłem. Było wiadomo, że Potter zawsze ma informacje z pierwszej ręki. Pewnie przechodził koło nas jeden z jej piesków, który od razu jej powiedział o imprezie, ale nie ma w tym nic złego. W końcu przyjdzie cały Slytherine, bez wyjątków. Najpierw padnie pierwszy, drugi i trzeci rok. Potem czwarty i szósty, a na końcu zostanie garstka z siódmego roku. Najczęściej to jesteśmy my, czyli ja, Malfoy i nie raz Zabini (Max) oraz Potter, Zabini (Cassie) i Halliwell. - No to co idziemy?
- Idź ja zaraz dojdę. - odpowiedział Malfoy. Wstałem więc i wyszedłem z Wielkiej Sali, a potem z zamku kierując się w stronę boiska do qudditcha.
Wszedłem do szatni i zobaczyłem tam resztki naszej drużyny z poprzedniego roku. Lily Potter, Cassie Zabini... No i to by było na tyle. Została nas tylko czwórka: ja, Malfoy i dziewczyny. Brakowało nam: dwóch pałkarzy i obrońcy, ponieważ Scorpius był szukającym, a ja z Potter i Zabini ścigającymi.
- I znowu się spotykamy. - rzuciłem w ich stronę.
- Tak samo bardzo cieszę się z tego jak ty. - powiedziała Lily.
- A skąd wiesz, że ja nie szaleje z radości? - spytałem unosząc brwi.
- Kobieca intuicja. - mruknęła. - Gdzie jest nasz kapitan?


Scorpius Malfoy
Wszedłem do szatni, a za mną podążał nowy skład drużyny Slytherine'u. Ścigający - Potter, Zabini i McCullough - oraz szukający - ja - pozostali tacy jak w zeszłym roku. Nowym obrońcom był Mark Hunt, a pałkarzami zostali Jasper Moore i Brandon Nowhen.
- Musimy zacząć trenować jak najszybciej. Chociaż Gryfoni nigdy z nami nie wygrają trzeba trzymać formę. - powiedziałem, gdy wszyscy byli już w środku. - Powiedzcie swoim znajomym, że dzisiaj koło dwudziestej będzie impreza w Pokoju Wspólnym. No i to by było na tyle. Zawiadomię was o kolejnych treningach w najbliższym czasie.
Razem z Ed'em wyszliśmy z szatni i skierowaliśmy swoje kroki w stronę zamku. Dzisiejsza pogoda była świetna. Z pewnością było około 30 stopni. Uczniowie wylali się na błonia. Przy jeziorze widać było opalające się dziewczyny, które nie należały do tych brzydszych kujonek odrabiających lekcje lub czytających książki pod drzewami. Chłopaki zaś próbowali wrzucić dziewczyny do jeziora - one piszczały, a oni się śmiali.
Uśmiechnąłem się. Była to idealna pogoda na wyjście do Hogsmead po zapasy alkoholu na dzisiejszą imprezę. Gdy spoglądałem tak na błonia zauważyłem Margaret Visions. Uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy na myśl o tym co mnie będzie czekało gdy uświadomię jej, że z nią zrywam. Nigdy nie miałem problemów ze zerwaniem z dziewczyną, ale ona... Była chorobliwie zazdrosna, nieobliczalna i pragnąca popularności, którą ja jej dawałem z powodu bycia najprzystojniejszym chłopakiem. Kiedyś ten tytuł nosił James Potter, ale odkąd odszedł z Hogwartu...
- No i jak ci idzie? - spytał Ed, gdy zobaczył na kogo patrzę. Od razu wiedziałem o co mu chodzi.
- Źle. Mam zamiar dzisiaj zerwać z Visions... Uważam, że was kompletnie pojebało! Żeby mi dawać zadanie, które jest nie do wykonania. Czy myślisz, że to będzie takie łatwe?!
- W końcu ktoś w końcu musiał dodać ją do naszej listy... A to, że nasunęła się okazja żebyś ty to zrobił... Jak nie chcesz wyrównać naszej punktacji, pozbyć się wygranej w naszym konkursie oraz przyznać, że jestem od ciebie przystojniejszy i...
- Tak znam wszystkie warunki. Nigdy bym tego nie przeżył już wolę zrobić to co mi kazaliście.
- No i widzisz stary to w tobie lubię najbardziej - ten upór.
- A ja najbardziej tego w sobie nienawidzę.
- A ja wszystkiego w tobie nienawidzę... - koło nas pojawiła się Potter i jej przyjaciółeczka. - ... więc zgadzamy się ze sobą w jednej sprawie. Ja też nienawidzę tej rzeczy którą ty nienawidzisz.
- Potter twoje filozofia mnie dobija. - mruknąłem.
- No wiem Malfoy mój geniusz cię przerasta. Mam nadzieję, że nie spotkamy się dzisiaj w Hogsmead.
- A czemu mielibyśmy się spotkać?
- Jak by ci to wytłumaczyć... Muszę odwiedzić kilka miejsc które nie są dla małych dzieci.
- Więc dlaczego ty tam idziesz?
- Bo nie jestem tobą. Czyli dzieciakiem, który za każdym razem leci do mamusi gdy stanie mu się krzywda.
- Czy my przypadkiem nie mówimy o twoim bracie.
- Nie wiedziałam, że któryś z moich braci jest płaczliwym gnojkiem, tak jak ty. A nawet jeśli, takim tekstem uraziłbyś moją kuzynkę, nie mnie.
Nie zdążyłem się odezwać ani jednym słowem, a ona już odeszła. Zawsze musiała mieć ostatnie zdanie. Zawsze! Nigdy nie było tak, że znikała po słowach innej osoby. Zawsze to ona kończyła dyskusje. Zresztą tak jak reszta młodych Potterów.
***

* Postanowiłam, że w moim opowiadaniu w Hogwarcie będzie można używać telefonów, komputerów i innych tego typu rzeczy, bo uczniowie będą mogli łatwiej się ze sobą porozumiewać. W końcu komu by się ciągle chciało wysyłać sowę do przyjaciółki/przyjaciela.
Theme by Ally | Graphicpoison