niedziela, 25 stycznia 2015
czwartek, 22 stycznia 2015
Rozdział 3
Cassandra
Zabini
Razem
z Lily byłyśmy już gotowe na imprezę. Ja postawiłam na czerwień:
http://stylistki.pl/rock-and-hot--436772/
, a Lily na czerń: http://stylistki.pl/cwiekowo-mi--228555/.
Oby dwie rozpuściłyśmy włosy, różniłyśmy się jednak tym, że
moje były proste, a jej kręcone. Jeżeli chodzi o make-up ja
zrobiłam sobie kreski czarną kredką do oczu, a usta pomalowałam
czerwoną szminką, Lily zaś zrobiła sobie makijaż w stylu
smoke-eyes.
-
Jak wyglądam? - spytałam ze śmiechem. Zawsze jest to samo ja się
pytam, Lily udaje że się zastanawia, a potem mówi że wyglądam
beznadziejnie. Tym razem też nie mogłyśmy postąpić inaczej.
-
Hmm... - Lils zmarszczyła brwi. - Ten krój nie jest dla ciebie.
Spodnie sprawiają, że masz krzywe nogi, a bluzka cię pogrubia... -
Zaczęłyśmy się śmiać. Ona zawsze potrafiła coś wymyślić
żeby mnie skrytykować.
-
Czyli mam zmienić strój? - Zrobiłam smutną minkę.
-
Nie, bo zanim to zrobisz już się impreza skończy.
-
Tiaa... I nie zdążymy
poderwać żadnego chłopaka.
-
Mhm... Czyż to nie katastrofa. Chociaż już i tak faceci się
kończą. - zachichotała. - Nie mam ochoty umawiać się z pierwszo
roczniakiem. Nawet jeśli byłby nieziemsko przystojny. Wyobrażasz
sobie mnie z takim gnojem?
-
Tak... - zmierzyła mnie złowrogim spojrzeniem, ale ja jeszcze nie
dokończyłam zdania. Co ona taka nerwowa. - ... jak on przynosi ci
codziennie śniadanie do łóżka, a ty na niego krzyczysz. Tylko nie
rozlej mojej kawy, bo ci nogi z dupy powyrywam. On zaczyna się
chować przed tobą, a ty wrzeszczysz jeszcze bardziej.
-
Wiesz kogo by mi on przypominał. Huga Weasleya. On się nawet boi
mojej popieprzonej kuzyneczki, która nawet w najmniejszym stopniu
nie jest straszna.
-
Wiesz w każdej rodzinie są jakieś niedorozwoje.
-
Musze się z tobą zgodzić. Ale czy my nie powinnyśmy być już na
imprezie.
-
Jak z pewnością słyszysz jeszcze się nie zaczęła. Ale możemy
być przed rozpoczęciem mi to bez
różnicy.
Wyszłyśmy
z naszego dormitorium we dwójkę ponieważ Patricia jeszcze się
szykowała, a Lizzy zniknęła z powierzchni
Ziemi. Ostatnio co raz częściej jej się to zdarza. Choć jest
dopiero początek roku jej zdarzyło się to już kilka razy. Z Lil
podejrzewamy, że ma jakiegoś chłopaka, ale boi nam się o nim
powiedzieć. Z nią wszystko jest możliwe. Nie jest tak... głupia
jak Trish, ale inteligencja też może doprowadzić do obłędu.
Gdy
weszłyśmy do Pokoju Wspólnego byli tam już Malfoy, McCullough i
mój brat o dziwo nie na haju. Musiał się zdarzyć jakiś cud.
Pokój był powiększony zaklęciem, a kanapy, fotele i stoliki były
odsunięte pod ścianę, aby było więcej miejsca do tańczenia. Na
stolikach ustawionych rzędem pod jedną ze ścian było poukładane
jedzenie i alkohol.
-
Ujdzie, ale widziałam lepsze wasze dzieła. - mruknęłam.
-
Więcej dekoracji czy czego? - spytał McCullough.
-
Więcej alkoholu. - powiedziałam równocześnie z Lily tonem
wszystkowiedzącej i zaczęłyśmy się śmiać.
-
A co chcecie się jak najszybciej pozbyć pierwszaków. W końcu oni
gdy widzą choćby kremowe piwo rzucają się na nie jak wygłodniałe
zwierzęta. Wiecie, że to się nazywa demoralizacja środowiska. -
zaśmiał się mój porąbany braciszek.
-
Ale przecież my nie demoralizujemy środowiska tylko dajemy im
szansę do demoralizowania siebie samych. W końcu my im wódki do
gardła nie wlewamy. - odpowiedziała niewinnym głosikiem Potter.
-
No właśnie. - zgodziłam się z nią.
-
Nie użalajmy się nad dzieciakami tylko zaczynajmy imprezę.
- Malfoy machnął różdżką i znikąd popłynęła muzyka. Nagle
do Pokoju Wspólnego wbiegła grupa Ślizgonów... Naprawdę duża
grupa Ślizgonów. Jeden z chłopaków porwał mnie do tańca.
No
i czas rozpocząć sezon imprez. Ostatni sezon imprez w Hogwarcie...
Margaret
Visions
-
Scorpius, kochanie. - podeszłam do mojego chłopaka, który stał
przy jednym ze stolików i... Flirtował
z jakąś blondyną! - Może przedstawisz mi swoją przyjaciółkę.
- Zmierzyłam dziewczynę pogardliwym spojrzeniem i spróbowałam
jeszcze bardziej przysunąć się do mojego chłopaka, ale on się
odsunął. Coś tu jest nie tak...
-
Wybacz Lollys muszę pogadać z Visions. - Czy on mnie nazwał po
nazwisku?! Aż się we mnie krew zagotowała. - Jeszcze się
spotkamy. Obiecuje ci to. - Dziewczyna odeszła ze smutną miną. -
Czego? - warknął w moją stronę.
-
To tak się odzywa
do swojej dziewczyny? - zapytałam ze złością. W końcu mi też
się należy jakiś szacunek.
-
To ja jeszcze z tobą nie zerwałem? Myślałem, że zrobiłem to
popołudniu. Hmm...
-
TY
zrywasz
ze MNĄ?
-
Tak, jeżeli to do ciebie nie dotarło to zaraz dotrze.
Myślałam,
że jest pijany albo coś, ale przecież był dopiero początek
imprezy. Nawet pierwszacy jeszcze nie padli. Scorpius za to wskoczył
na stół, - przy czym ani razu się nie zachwiał - wyłączył
muzykę i zaczął krzyczeć:
-
Uwaga! Uwaga! Ogłaszam wszem i wobec, że ja Scorpius Hyperion
Malfoy zrywam z Margaret Visions.
-
U Malfoy oderwałeś się od cycka Visions. - usłyszałam krzyk z
tłumu.
-
Swoją drogą wcale nie był taki boski! - odkrzyknął w jego stronę
Malfoy. - No więc kochane dziewczęta wasz kochany Scorpius jest
wolny.
Byłam
zszokowana,
wściekła i upokorzona za razem. Koło mnie pojawiła się nagle
Kate. Nie mam pojęcia jakim cudem ona się ode mnie odkleiła choć
na chwilę, ale teraz wróciła.
-
Cat zaprowadź mnie do dormitorium. Muszę ochłonąć, a potem
wymyślę plan, który zgładzi tego kretyna. - zwróciłam się w
jej stronę.
Po
drodze
do dormitorium byłam obdarowywana kpiącymi spojrzeniami. Jedną
parę oczu jednak zapamiętałam najbardziej. Zielone oczy ze złotymi
plamkami Lilyanne Potter, które wyrażały pogardę, kpinę i
rozbawienie. Miałam ochotę jej też coś zrobić ale złość na
Malfoya była większa i skierowałam swoje kroki do sypialni.
Edward
McCullough
-
No stary nie wiedziałem, że tak szybko zdobędziesz się na
zerwanie z Visions. - zaśmiałem się.
-
To była spontaniczna decyzja. - wyszczerzył się Malfoy. - Zerwanie
z nią to jedyne co jest dobre w tym zakładzie. Nie mógłbym
poderwać jakąś setkę najbrzydszych dziewczyn, a nie ją.
-
No wiesz ona nie jest tak brzydka. - powiedziałem powstrzymując
śmiech na widok miny cierpiętnika, która zagościła na twarzy
mojego przyjaciela.
-
Ale ty jesteś. - warknął.
-
Nie wiem czy dziewczyny, które zapisaliście na mojej liście też
są tego zdania.
-
Ale będą jak po mojej wygranej obije pomysłodawcom tego zakładu
ryje.
-
Straaasznie się boję...
-
No tak myślę. - Nie odpowiedziałem tylko odszedłem od mojego
kumpla i porwałem do tańca Lily Potter.
-
Tak szybko się opiłeś? - spytała unosząc brwi.
-
A dlaczego miałbym to zrobić? - odpowiedziałem pytaniem. Nie
miałem zielonego pojęcia o co jej chodzi. Co zdarzało się
często...
-
Wiesz gdybyś był trzeźwy nie tańczył byś teraz ze mną.
-
Dobrze o tym wiem. Sprowadzają mnie to inne sprawy. Widziałaś
występ Scorpiusa?
-
A jak mogłam nie widzieć. Wskoczył na stół i darł się jakby go
ze skóry obdzierali. Najlepszy był jednak widok upokorzonej Visions
lecącej ze swoją koleżaneczką do dormitorium.
-
Nadal nie mogę w to uwierzyć, że on z nią zerwał... I to dzięki
naszemu zakładowi.
-
A o co wy się w ogóle założyliście?
-
W najbliższym czasie się dowiesz. Może nawet dzisiaj...
-
Już nie mogę się doczekać.
-
Nie wiem czy byłabyś taka zadowolona gdybyś wiedziała o co w nim
chodzi.
-
Na pewno nie może być aż tak źle.
-
Może...
-
Jesteś cholernym pesymistą, wiesz o tym?
-
Zdaje sobie z tego sprawę.
-
Najlepiej jak spotkam cię dopiero wtedy gdy będę pijana... Może
nie będzie mi tak przeszkadzała twoja obecność.
-
Wątpię.
Gdy
skończyła się piosenka przeniosłem się z parkietu na sofę.
Siedziałem tam wraz z butelką Ognistej. Ona jest najlepszym
przyjacielem człowieka. Nigdy nie zdradzi twoich tajemnic, nigdy nie
będzie ci przeszkadzała, gdy coś opowiadasz itd.
Po
chwili koło mnie usiadła... Kate Vanhook? Nie mam pojęcia co ona
ode mnie mogła chcieć, ale znając życie jakiejś informacji o
Scorpiusie dla Visions, której ja jej nie dam albo... Powiem coś
fałszywego co zmyli Visions i znowu się upokorzy. W końcu nikt nie
zna tak dobrze Scora jak ja i Max.
Gdy
Vanhook przestała już robić słodkie oczka i gadać jaki to ja
jestem przystojny itd. przeszła do sedna sprawy.
-
Ed mógłbyś mi powiedzieć dlaczego Scorpius zerwał z Margaret.
Przecież wiesz, że byli taką piękną
parą. - zatrzepotała rzęsami. Ta dziewczyna nigdy nie będzie
miała chłopaka. Po pierwsze Visions jej nie pozwoli, po drugie
nikogo nie poderwie na te swoje - dla niej - słodkie słówka
i piękne oczy.
-
Widzieliśmy z Scorpiusem i Max;em jak go zdradzała więc chcieliśmy
ją upokorzyć, dlatego to zrobiliśmy. - Swoją drogą to nie było
kłamstwo. Na prawdę z Max'em widzieliśmy jak Visions obściskiwała
się z jakimś facetem w wakcje, ale Scor powiedział, że ma to w
dupie i niech ona sobie robi co chce. Zresztą on też nie był jej
dłużny...
-
Och... To takie straszne. Nie wiedziałam o tym. - Jest naprawdę
słabą kłamczuchą. Podstawowa zasada nigdy nie odwracaj wzroku,
gdy kłamiesz. Każdy by się zorientował, że to co mówisz wcale
nie jest prawdą. - A znasz może jakiś słaby punkt Scorpiusa?
Wiesz coś na czym zależy mu najbardziej. - Ach ta prostolinijność.
-
Jedyne na czym mu zależy to jego pies. - Szczerze mówiąc pies
Aarona nienawidził
Scora zresztą z wzajemnością, ale Visions nie wiedziała o tym i
to ułatwiło mi zadanie. - Dostał go w prezencie od brata gdy
jeszcze żyli w zgodzie. - Chyba cała szkoła słyszała o
konflikcie między braćmi, który był spowodowany przez jedną
rudowłosą osóbkę. Kiedyś Scorpius i Aaron byli jak najlepsi
przyjaciele, lecz Lily Potter wszystko zmieniła.
Scor
opowiadał mi kiedyś tą historię.
Kilka
lat po bitwie o Hogwart przyjaźń Harry'ego Pottera z Hermioną i
Ronaldem Weasley'ami się rozpadła z powodu Dracona Malfoya. Harry i
Ginny zaczęli się przyjaźnić z Draco i Astorią. Byli jak
najlepsi przyjaciele - zresztą nadal tacy są. Ich dzieci bawiły
się ze sobą, Scorpius najwięcej czasu spędzał z Lily, a Aaron
był przyjacielem na śmierć i życie Jamesa, choć w swoje głupoty
wciągali też Albusa.
Gdy
w końcu wszyscy byli już w Hogwarcie mogłoby się wydawać, że
przyjaźń Jamesa i Aarona się rozpadnie, a nie Scorpiusa i Lily.
Pierwsza dwójka jednak przetrwała rozdzielenie spowodowane
przydziałem do różnych domów. Scor i Lily byli w jednym domu lecz
poróżnił ich związek Lils z Aaronem. Pius nie chciał się
przyznać nigdy sam przed sobą, ale był zakochany w młodej
Potterównie. Pokłócił się ze swoim bratem, a wkrótce
też z Lily. Lilka była z Aaronem aż dwa lata, lecz potem się
rozeszli. Scorpius za to nigdy nie pogodził się z bratem, ani z
Lilyanne Potter. Został jednym z hogwarckich podrywaczy, a w jego
ślady podążyła przyjaciółka z dawnych lat.
Lily
Potter
Było
koło drugiej gdy na imprezie zostały już tylko dwa najstarsze
roczniki. Ja siedziałam sobie spokojnie na sofie, gdy obok mnie
usiadł Scorpius Malfoy.
-
Malfoy czy musisz przebywać w miejscu w którym ja akurat jestem? -
spytałam.
-
Tak. - Uniosłam brwi. On nawet jak był pijany nie był dla mnie
miły, a tym bardziej nie chciał przebywać za blisko mnie. Zresztą
ja też.
-
Czy coś ci się stało? Masz gorączkę,
przedawkowałeś czy może upadłeś na ten swój pusty łeb? -
zaczęłam wymieniać.
-
Hmm... - dotknął ręką swojego czoła. - Gorączka odpada, o to
drugie mogłabyś oskarżyć Max'a, a nie mnie. Upadek odpada.
-
Bo? - dopytywałam.
-
Nie przypominam sobie żebym miał spotkanie z podłogą. A nawet
jeśli ja nigdy nie upadam. - uśmiechnął się zawadiacko i puścił
mi oczko. Z nim jest źle... Bardzo źle...
-
To na pewno jakaś choroba... - mruknęłam. Położył się na sofie
kładąc mi głowę na kolanach, a nogi na oparciu. - Czy ja ci nie
mówiłam, że cię nienawidzę? Najgorszy dzień w moim życiu był
dniem w którym cię spotkałam.
-
Bardzo mnie to cieszy. Wymieniaj dalej to może zasnę.
-
Ale na pewno nie na moich kolanach.
-
Tak na twoich kolanach.
-
Masz może różdżkę?
-
Tak. A po co ci?
-
Żeby cię zabić. - mruknęłam ironicznie. Wzięłam jego różdżkę
i przywołałam butelkę Ognistej. Alkohol, który pomaga na
tolerowanie ględzenia Malfoya. - Chcesz też? - Pokiwał głową.
Przywołałam jeszcze jedną butelkę i rzuciłam mu ją razem z
różdżką. Pociągnęłam łyka ze swojej butelki. - Teraz MOŻE
przeżyje
twoje towarzystwo.
-
Sukces!
-
Wiesz, że w każdej chwili mogę cię zrzucić?
-
Nie dasz rady,
-
Tak?
Popchnęłam
go, ale nie było to dobrym pomysłem. Malfoy spadając złapał mnie
i ja poleciałam na niego. Gdy próbowałam się podnieść obrócił
się tak, że teraz to ja leżałam pod nim nie on pode mną.
-
Idiota. - mruknęłam i próbowałam się od niego uwolnić, ale nie
było to takie łatwe, bo - niestety - był silny. - Mógłbyś mnie
puścić? - zapytałam słodko.
-
Nie. - odpowiedział i... POCAŁOWAŁ
MNIE!!! Kompletnie
go pojebało! Dolali mu jakiegoś eliksiru czy co! Swoją drogą nie
źle całuje. Lily ogarnij się! To MALFOY
on nie może dobrze całować! Nie odwzajemniaj tego pocałunku!
Odwzajemnij przecież on jest taki przystojny jak mogłabyś tego nie
zrobić.
W
końcu wygrał ten głos który wcale nie miał wygrać. Będę miała
wyrzuty sumienia.
Oddałam
pocałunek. Był on pełen namiętności i... Tęsknoty? Jego wargi
smakowały Ognistą Whisky, które przed chwilą piliśmy. Malfoy
wplótł jedną rękę w moje włosy, a drugą przesuwał po moim
ciele. Przygryzłam jego wargę, a on cicho jęknął. W końcu się
opamiętałam i przerwałam pocałunek.
-
To się nigdy nie wydarzyło. - mruknęłam do siebie.
-
To się wydarzyło. - powiedział Scorpius.
-
Zapomnijmy o tym.
-
A co z tego będę miał?
-
Satysfakcje, że nie zrujnowałeś
mi i sobie życia. - Bardziej spytałam niż stwierdziłam.
-
Hmm... Mało interesująca propozycja.
-
Czego chcesz?
-
Nie wiem wymyśl coś.
-
10 galeonów?
-
20.
-
10.
-
20.
-
11
-
20
-
11.
-
19.
-
Pójdźmy na kompromis. 15 galeonów i Lizzy będzie ci odrabiała
pracę domową z JEDNEGO
przedmiotu, który sobie wybierzesz, przez tydzień.
-
Okay. A co z nimi? - wskazał głową na tańczących. Na szczęście
byliśmy w mało widocznym miejscu i tylko z pięć osób nas
widziało.
-
To będzie proste oni się nas boją.
-
Zostaw to mnie. - Pomógł mi wstać. - Ktokolwiek coś widział,
ktokolwiek coś wie jak to rozpowie to umrze! - krzyknął i ludzie
którzy nas widzieli od razu zrozumieli o co chodzi. Widziałam to w
ich spojrzeniach.
-
Nie wiedziałam, że umiesz rymować.
-
Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.
-
Zresztą ty o mnie też. I tak ma zostać.
-
Chodź
nie raz cię to cieszy, a nie raz nie? - spytał. Spojrzałam na
niego. Co kolejny talent - czytanie w myślach. Z niechęcią
przyznałam mu rację i kiwnęłam głową.
Maxmilian
Zabini
-
Zrozumiałaś coś z tego? - zapytałem moją siostrę, która w
niewiadomy sposób znalazła się koło mnie. Wypowiedź Scorpiusa
była kompletnie nie zrozumiała, ale wydawało się, że nie którzy
wiedzieli o co chodzi mojemu kumplowi.
-
Nie mam pojęcia. Tak samo jak nie mam pojęcia gdzie znika Lizzy. -
powiedziała zamyślona. Wspominałem kiedyś, że myślenie jest jej
słabą stroną.
-
Szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi.
-
A mnie nie obchodzi twój kumpel więc jesteśmy kwita. A może
obchodzi cię gdzie jest Lily, bo jakoś ostatnią wcale nie byłeś
dla niej taki niemiły? - Chciałem już coś odpowiedzieć, ale
usłyszeliśmy głos.
-
Tu jestem. - zawołała Lily Potter stając przed nami, a koło niej
stał... Scorpius?
-
Wy razem koło siebie... i się nie kłócicie? - spytałem
równocześnie z Cassie
-
Jak widać. - mruknął Scor.
-
Mógłbyś mi może wytłumaczyć o co ci chodziło z tym twoim
tekstem?- zwróciłem się w stronę Piusa.
-
To było tylko do wybrańców. - zerknął kątem oka na Lily. Coś
mi tu śmierdzi... I wcale nie są to perfumy mojej siostry.
-
Wy coś knujecie. - stwierdziłem
-
Nie. - odpowiedzieli równocześnie.
-
Zakopaliście topór wojenny? - zapytałem.
-
Niee. - odpowiedzieli przeciągle. - Ja z nim się nigdy
nie pogodzę. - dokończyła Lilka.
-
Robicie sobie z nas żarty?
-
Ale z czym? - Znowu ta równoczesność jakie to denerwujące. Oni
chyba wcześniej sobie scenariusz napisali.
-
Powiem tyle. Nadal mnie szokuje, że Lily nie kłóci się z
Malfoyem, ale jakoś to przeżyje. - wtrąciła moja siostra.
-
Nie ciesz się za długo. - mruknęła Potter.
-
Lils uratowałaś mnie. Już myślałam, że moja najlepsza
przyjaciółka zwariowała i postanowiła się zaprzyjaźnić z
kumplem mojego porąbanego braciszka. - Cassandra odetchnęła z
ulgą.
-
Nie martw się Cassie. Nigdy
bym tego nie zrobiła. - zmierzyła chłodnym spojrzeniem Scorpiusa.
- Choć po te swoje 15 galeonów. - No to teraz już wiem o co
chodzi. Założyli
się o coś. Wyciągnąłem skręta, odpaliłem go i zaciągnąłem
się nim. Już myślałem, że Scorpius wygrał zakład...
Scorpius
Malfoy
Położyłem
się na jednym z łóżek stojących w dormitorium Potter i czekałem
na swoje 15 galeonów. Na szczęście nie domyśliła się, że to
przez ten głupi zakład. Ale tak swoją drogą to ona całkiem
nieźle... Potrząsnąłem głową. Nie mogę myśleć, że Potter
dobrze całuje!
-
Trzymaj! - rzuciła mi moje 15 galeonów. - Zadowolony.
-
A żebyś wiedziała jak bardzo.
-
To może sobie już stąd pójdziesz.
-
A co zrobisz jak stąd nie wyjdę?
-
Albo będę spała nie na swoim łóżku, albo pójdę do twojego
dormitorium, ale spanie w nim nie będzie miłym doświadczeniem.
-
No więc będziesz musiała skorzystać z którejś z tych opcji, bo
mi się nie chcę wstać. Mogę
też powiedzieć coś przez przypadek.
-
Idę
do łazienki.
Nic
nie dotykaj. A jak jutro rano obudzę się w jakiś dziwny sposób to
nie ujdziesz z życiem. Chociaż mam cichą nadzieję, że jak wyjdę
z pod prysznica to już cię tu nie będzie.
-
Twoje marzenie są nie do spełnienia.
Weszła
do łazienki i zamknęła się. Może jak w nocy zakradnę się do
jej łóżka i jej koleżaneczki to zobaczą to wygram ten zakład.
Naprawdę nie mam zamiaru robić tego co mi kazali. To jest nie do
wykonania. Nawet ja tego nie zrobię!
Rozejrzałem
się po pokoju. Wszystko było inne niż w naszym. Zaczynając od
tego, że nie było tu bałaganu. Już Edward mi opowiadał jak
wygląda, choć za bardzo mnie to nie interesowało. Teraz jednak
zauważyłem jeszcze gitarę. Ciekawe kto na niej gra? Wstałem z
łóżka i zacząłem grać prostą melodię. Potrafiłem grać na
kilku instrumentach i trochę śpiewałem. Nie raz też pisałem
jakieś utwory, ale większość z nich trafiała do kosza.
Zostawiałem tylko te najlepsze, które najbardziej mi się podobały.
Usłyszałem
otwieranie drzwi więc przerwałem grę na gitarze. Wyszła z nich
oczywiście Potter z ręcznikiem na głowie i w pidżamie. Bardzo
krótkiej pidżamie...
-
Czy mógłbyś zostawić moją gitarę? - spytała i nie czekając na
odpowiedź zabrała mi ją.
-
Ty grasz na gitarze? - odpowiedziałem pytaniem. Skinęła głową.
-
Wiesz tak sobie rozmyślam pod prysznicem... Założyłeś się ze
swoimi koleżkami o to, że mnie przelecisz. - stwierdziła, a ja pod
intensywnością spojrzenia jej zielono-złotych tęczówek
przyznałem się do hmm... Winy? - No więc wbije ci teraz do tej
twojej pustej główki, że ci się to nie uda.
-
Chyba, że mi pomożesz w wygraniu tego zakładu.
- mruknąłem.
-
Po pierwsze co ja z tego będę miała, a po drugie niby jak ja mam
ci pomóc? - spytała.
-
Będziesz miała satysfakcje, a jeżeli chodzi o pomoc to możesz
potwierdzić moją wersję
wydarzeń.
-
Za dużo roboty. Musiałbyś być dla mnie miły, nazywać mnie po
imieniu i takie tam. Zresztą ja też musiałabym się tak
zachowywać, a wcale nie mam ochoty, ani motywacji.
-
A myślisz, że ja mam ochotę... Ja po prostu chcę wygrać zakład.
-
No bo zaraz się popłaczesz. Wszystkie te ,,działania" -
nakreśliła cudzysłów w powietrzu. - musiałyby być wprowadzane
stopniowo. A nawet jeśli nie wiadomo czy się zgodzę. Moje warunki
są takie. 100 galeonów i
takie
mało widoczne usługiwanie na przykład noszenie moich zakupów czy
coś w tym stylu.
-
Jestem zdesperowany więc się na to zgodzę.
-
No, więc od jutra musisz stopniowo
wprowadzać swój plan w życie. Pamiętaj, że na osobności i tak
będę wredna.
-
Okay. Jak myślisz ile to będzie trwać?
-
W naszym przypadku kilka miesięcy. Raczej nikt by nie uwierzył, że
po jednym dniu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
-
Taa...
-
No to teraz sobie pójdziesz?
-
Tak. Nasz bród jest lepszy od tej czystości.
-
Ty myślisz, że my mamy różdżki tylko po to żeby sobie leżały.
Po prostu te śmieci w magiczny sposób znikają. No to arrivederci!
- wypchnęła mnie za drzwi. No więc sprawa zakładu załatwiona.
Teraz tylko będę musiał zaoszczędzić 100 galenów. To, że
dostaje dużo kasy od rodziców nie oznacza, że ich nie wydaje.
Przynajmniej mam te 15...
-
Malfoy chodź jeszcze na chwilę. - Usłyszałem głos za sobą. -
Oddawaj moje 15 galeonów teraz mi nie zależy czy to wygadasz czy
nie. - Nie chętnie wyciągnąłem pieniądze z kieszeni i dałem je
Potter. Od razu zniknęła za drzwiami tak samo jak mój uśmiech.
Teraz nie mam ani kasy, ani pracy domowej, tylko pewną wygraną w
zakładzie.
Rose
Weasley
Tak
jak przypuszczałam Gryfoni postanowili zorganizować imprezę.
Ja jednak miałam na to sposób. Rzuciłam na swoje dormitorium
zaklęcie i żadne odgłosy do mnie nie docierały.
Wszystkie
dziewczyny z mojego dormitorium - nawet Lucille - poszły na tą
imprezę, a ja czytałam książki, które wypożyczyłam. Był to
mugolskie romanse, które uwielbiałam czytać. Zawszę,
gdy szłam do biblioteki odrabiać zadane nam prace wypożyczałam
też nową książkę.
Nie które tak mi się podobały, że czytałam je po kilka razy, a w
domu miałam swoją własną biblioteczkę z samymi książkami tego
typu.
Nagle
do pokoju wpadła Lucille i od razu krzyknęła
w moją stronę:
-
Rose musisz to zobaczyć!
Nie
chętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam za nią do Pokoju
Wspólnego. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało. Mój brat całował
się z Dafne Wildsee. Była to dziewczyna, której nienawidziłam
najbardziej na świecie z Gryffindoru. Była podstępna, puszczalska
i całkiem ładna. Nie była jednak tak ładna jak - niestety - moja
kuzynka i jej koleżaneczki. Była jednak najładniejsza w naszym
domu. Ma ona proste blond włosy do połowy pleców i niebieskie
oczy. Kiedyś chodziła z moim kuzynem - kolejnym idiotą - James'em
Potterem. On jednak zerwał z nią po dwóch dniach i upokarzał ją
na każdym kroku. Od tamtej pory stała się jeszcze bardziej wredna.
-
Hugo jak ty możesz się z nią całować! - krzyknęłam w stronę
mojego brata. Odkleił się od Wildsee i spojrzał na mnie z wyraźną
złością wypisaną w brązowych oczach. Od kiedy on się mnie nie
boi? - Mogłabym cię umówić z moimi koleżankami, które są o
wiele mądrzejsze.
-
Po pierwsze ty nie masz koleżanek. - warknął. - A po drugie to był
zakład idiotko i dzięki tobie straciłem 5 galeonów.
-
Och, bo zakład jest ważniejszy od nerwów twojej siostry.
-
Tak jest ważniejszy, gdy za siostrę ma się taką idiotkę. W końcu
kto by się chciał przyznać do takiego brzydala i na dodatek
kujona.
-
Hugo kiedyś taki nie byłeś.
-
Kiedyś to było kiedyś. - Mój brat wyciągnął różdżkę. -
Crucio!
Obudziłam
się zlana potem. Westchnęłam z ulgą. Tylko zasnęła przy
książkach. To był tylko sen. To się nie wydarzyło.
Położyłam
książki na szafce, która stała obok mojego łóżka i wstałam z
niego. Weszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie ubrania i
wskoczyłam pod prysznic. Wzięłam gorący prysznic i przebrałam
się w moją pidżamę w serduszka i wyszłam z łazienki. Wskoczyłam
pod kołdrę i postanowiłam pójść spać może wtedy nikt mnie nie
wyciągnie z łóżka, a mój sen nie spełni się w rzeczywistości.
Lily
Potter
Powoli
wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mnie nikt
w nim dzisiaj nie spał. Zdziwiło mnie to, że nie było Lizzy, w
końcu jeżeli nie było jej na imprezie to nie mogła spać w Pokoju
Wspólnym tylko gdzie indziej. Muszę kiedyś sprawdzić gdzie ona
tak znika.
Wyjęłam
ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i
umyłam zęby. Ubrałam się w czarne, poprzecierane rurki, czarną
bokserkę, czerwoną koszulę w kratę (zostawiłam ją rozpiętą) z
rękawami 3/4
(podwiniętymi) oraz czerwone Converse'y, a na rękę założyłam
komplet złotych bransoletek. Zrobiłam sobie ciemny makijaż, a usta
pomalowałam czerwoną szminką. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy
byłam już gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do Pokoju
Wspólnego poszukać znajomych ,,ciał".
Gdy
znalazłam Cassie leżała ona w objęciach jakiegoś bruneta.
Wyjęłam różdżkę i polałam ich wodą. Nie czekając na ich
reakcje to samo zrobiłam z Patricią. I tak o to cały Slytherine
obudził pisk jednej dziewczyny. Ludzie, którzy leżeli w Pokoju
Wspólnym myśląc, że są w dormitorium szukali poduszek, ale
bezskutecznie.
-
Patty przestań się tak wydzierać, bo obudzisz cały zamek. -
warknęłam. Na szczęście to mogło i Patricia szybko poleciała do
naszego dormitorium żeby, cytuje: ,, To ja się zmywam, bo jak ktoś
zobaczy mnie w takim stanie to będzie katastrofa. ". - Cassie
pośpiesz się, bo inaczej już dzisiaj nie zobaczysz łazienki. -
Zabini zorientowała się o co mi chodzi i pognał w tą samą stronę
co McMilian. Obrzuciłam jeszcze raz spojrzeniem Pokój Wspólnym i
poszłam za nimi.
Gdy
weszłam do naszego dormitorium Patricia przeklinała Cassandrę, a
Cassie siedziała w łazience. Nie wiem jakim cudem ona to zrobiła,
ale pewnie Trish nie wiedziała
co na siebie założyć i dlatego Zabini się udało.
-
Nie denerwuj się Patty, złość piękności szkodzi. - mruknęłam.
-
Och... Naprawdę?
-
Nie na niby.
Po
30 minutach McMilian mogła
już wejść do swojej ukochanej łazienki w której spędzi
najbliższe... Długo. Wyjęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam,
która jest godzina. 13:56.
-
Idziemy na obiad, czy nie? - spytałam Cassandry.
-
Chodźmy. Zobaczymy ilu Ślizgonów już wydobrzało. - zaśmiała
się czarnowłosa.
-
Mogę się założyć, że nie będzie pierwszaków. - uśmiechnęłam
się i wyszłam z dormitorium, a za mną podążyła
Zabini.
Niestety
od dziś miała się zacząć akcja ,,Zakład Malfoya". Nie wiem
po co pomagałam temu idiocie, ale... Będę miała ubaw, gdy zobaczę
minę Visions oraz Weasley. No i oczywiście po pewnym czasie będę
się mogła odegrać na Malfoyu i powiedzieć wszystkim, że on wcale
nie wygrał tego zakładu, a ja kłamałam. O tak... Ten pomysł był
idealny. Malfoy nie dostanie tego o co się założył, a ja będę
miała ogromną satysfakcje.
-
Witam piękne panie! - usłyszałam za sobą głos McCullougha. Był
dziwnie radosny. Kolejny, który sobie coś zrobił. Uderzył w pustą
główkę albo coś.
-
Co zrobiłeś, że masz tak dobry humor? - spytała Cassie. No w
końcu mnie ktoś wyręcza od zadawania pytań. Pięknie. Ja mogę
przejść na... Jak to ci mugole nazywają? Hmm... Chyba emerytura.
No powiedzmy, że tak to się nazywa. A więc ja sobie mogę przejść
na emeryturę,
a Cassandra mnie zastąpi w moich obowiązkach. Ludzie o jakich ja
głupotach myślę. Chyba mi też się coś stało tylko o tym nie
pamiętam.
-Dużo
rzeczy... - powiedział tonem, który bardziej pasował do naćpanego
Zabiniego niż do naćpanego
McCullougha.
-
Wolne tłumaczenie. Ochlał się, naćpał, a potem przeleciał kilka
lasek. - wytłumaczył Malfoy. O nie! Moja misja zaczyna się zbyt
wcześnie. Chociaż dla nie których 14 nie jest wczesną godziną,
ale ja nie jestem normalna. (xD)
-
To by do niego pasowało. - mruknęłam. Przecież nie mogę udawać,
że mnie nie ma w końcu i tak mnie widać. Szkoda, że nie wzięłam
peleryny-niewidki. Wtedy mogłabym zniknąć i opóźnić pewną
nieuniknioną rzecz. - A tak w ogóle to gdzie zgubiliście
Zabiniego?
-
Nie jest w stanie wyjść do ludzi. - odpowiedział Malfoy. On nigdy
nie jest w stanie wyjść do ludzi chciałam powiedzieć, ale nie
zdążyłam,
bo wyręczyła mnie Cassandra.
-
Mój brat nigdy nie jest w stanie wyjść do ludzi. Z nim nawet
podczas zajęć nie ma kontaktu.
-
Taa... - przytaknął Malfoy.
Szliśmy
sobie tak i obgadywaliśmy Zabiniego, gdy nagle zza rogu wypadł ktoś
i na mnie wpadł. Wylądowałabym na podłodze gdyby nie ktoś kto
mnie złapał.
-
Nic ci się nie stało Lily? - spytał Malfoy. Dlaczego? Dlaczego?
Dlaczego? Dobra, bo wpadnę
w depresje. Muszę sobie uświadomić, że jak mu pomogę to się na
nim zemszczę
i wtedy wszyscy będą szczęśliwi. No oprócz Malfoya...
Westchnęłam
w myślach. A da się tak w ogóle? Hmm... Ja do wszystkiego jestem
zdolna.
-
Nic. Ale ten ktoś, który z pewnością teraz jest przede mną nie
dożyje wieczora.- warknęłam. Gdy zobaczyłam kto był tym kimś od
razu na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Stała przede
mną miłość mojego życia, osoba jedyna w swoim rodzaju,
niewiarygodnie piękna i mądra. Oczywiście wiadomo kto... - O
Weasley! - zawołałam radośnie. Z pewnością pomyślała, że
wszyscy się naćpaliśmy. Chociaż może ona nie wie, że istnieje
coś takiego jak... - Widzę, że idziesz do biblioteki. Znowu... Na
pewno jest to bardzo interesujące miejsce, ale dla takich osób jak
ty.
-
Czyli jakich? - zapytała unosząc brwi i marszcząc nos. Co
wyglądało komicznie ze względu na jej piegi.
-
Nudnych, brzydkich, pilnych, nie mających życia towarzyskie... Dużo
by wymieniać. Musielibyśmy tu siedzieć do wieczora. A chyba nie
chcesz z nami przebywać tak długo? Bo my nie chcemy. -
wytłumaczyłam jej. Jakby nie wiedziała jakie są jej wady...
Zresztą zalet to ona chyba nie ma.
-
A gdzie kupiłaś taki piękny sweter Weasley? - zapytał Malfoy.
Uuu... Malfoy wkracza do akcji. Cuda się jednak zdarzają.
Spojrzałam na rudowłosą. Jej sweter był czerwony, a na nim był
wyszyty herb Gryffindoru.
-
Dostałam go od babci Molly, Malfoy. Mną dziadkowie się
przynajmniej interesują. Zresztą moja kuzyneczka też taki dostała
tylko z herbem Slytherine'u. - powiedziała wypinając pierś jakby
jeszcze bardziej chciała pokazać swój sweter.
-
Bo liżesz ich po dupie. - mruknął szatyn. - A tak swoją drogą
nigdy nie widziałem Lily w tym swetrze. - Chciało mi się śmiać
na widok miny Weasley. Na jej twarzy malował się szok i bezgłośnie
powtarzała moje imię. W końcu rzadko się słyszy z ust Malfoya
moje imię.
-
Wiesz Scorpius, - wymówiłam to imię jakby z lekkim naciskiem. - bo
my z Albusem i Jamesem się ich pozbyliśmy. Kto
by
nosił takie coś. - prychnęłam. Szok nadal nie odstępował od
mojej kuzyneczki. Widząc, że nie odzyskała mowy powiedziałam. -
To może już pójdziemy skoro nie możesz sie wysłowić. A podobno
ci czytający książki mają rozbudowany słownik. - westchnęłam
i odeszłam, a za mną ruszyła reszta.
-
Czy wy... wy mówiliście do siebie po imieniu. - wyjąkała Cassie.
Spojrzałam na nią. Też szok na twarzy, lecz ona potrafiła się
odezwać nie tak jak Weasley. Zrobiłam minę niewiniątka
i skinęłam głową. Ona nadal zdziwiona pokręciła głową z
dezaprobatą.
środa, 21 stycznia 2015
sobota, 17 stycznia 2015
wtorek, 13 stycznia 2015
sobota, 10 stycznia 2015
Rozdział 2
Rose
Weasley
Nasze
lekcje transmutacji jak zawsze były kompletną porażką. Po
pierwsze nasz profesor był młodym mężczyzną, który oglądał
się za każdą ładniejszą uczennicą w tej szkole, po drugie on
też był całkiem przystojny i dziewczyny wpatrywały się w niego
jak w obrazek, po trzecie transmutacje mieliśmy ze Ślizgonami.
Naszemu profesorowi Trainer'owi jak reszcie chłopaków z naszej
szkoły podobała się Lily Potter, która w tym momencie kompletnie
ignorowała jego natarczywe spojrzenie i próbowała obudzić
Maxmiliana Zabiniego z transu. Pomagał jej w tym Edward McCullough.
Nie wiem od kiedy ona ma takie dobre kontakty z przyjaciółmi
Malfoya. Chyba coś knują...
Na
lekcjach Trainer zawsze było tak samo. ,,Przeczytajcie następną
lekcję, a potem poćwiczcie tam macie...króliki. Ja muszę
uzupełnić papiery." Powinien zmienić ostatnie zdanie na:
,,Ja muszę popatrzyć się na ładne uczennice." Wiadomo
dlaczego moja kuzynka nie musi się uczyć na testy. Jak mogłoby być
inaczej przy takim profesorze.
-
Panno Potter, Panie McCullough proszę
wrócić do czytania, a nie zajmować się sobą. - zwrócił im
uwagę Trainer. Zabrzmiało to co
najmniej
dziwnie. Zwróciło to uwagę Malfoya, który spojrzał się na nich
zbity z tropu.
-
Przepraszamy, panie profesorze. - Lily Potter zatrzepotała rzęsami.
Widać było zmianę
na twarzy profesora. - To się już nie powtórzy.
-
Mam taką nadzieję. - powiedział uśmiechając się tak, że
większość dziewczyny by zemdlało, ale nie moja kuzynka. Była
odporna na takie rzeczy, w końcu to ona używała takich chwytów na
chłopakach, nie oni na niej.
Lily
Potter
Mam
w dupie Zabiniego i tego durnego profesorka. Jeden się najarał
przed transmutacją, a drugi myśli że ja polecę
na nauczyciela. On nawet nie był jakiś nieziemsko przystojny. Od
kiedy to go interesuje coś więcej niż oglądanie wszystkich lasek
od góry do dołu.
Trzepnęłam
Ed'a w łeb. Natychmiast się odwrócił i posłał mi pytające
spojrzenie.
-
Masz telefon? - spytałam. Kiwnął głową. Właśnie w tym momencie
ucieszyłam się, że w Hogwarcie można używać elektroniki.*
Wyjęłam swój telefon z torby na książki i napisałam do
McCullough.
Zgadnij
co bym mu zrobiła?! - L.P
Trainerowi,
czy Max'owi?
- E.M
Obu.
Zresztą nieważne... Czyli wmówiliście Malfoy'owi, że umówiliście
się z jakimiś bliźniaczkami. I ten idiota w to uwierzył?
Tak.
Był zbyt przejęty spotkaniem z tobą i zerwaniem z Visions.
Przecież
on nigdy z nią nie zerwie. Oni są do siebie za bardzo podobni.
Wiem
do kogo on jest bardziej podobny, ale to jest zupełnie co innego.
Scorpius tam ma być o dwunastej, a my?
Hmm...
23:30
A
co my mamy do tej pory robić?! Przecież nie uwierzy w to, że
umówiliśmy się z nimi na tą godzinę.
Nie
wiem, możecie przyjść do naszego dormitorium. Tylko o której u
nas będziecie, bo musimy się pozbyć dziewczyn.
Około
20.
Okay,
czyli już wszystko mamy obgadane. Przekaż to temu głąbowi jak w
końcu uda ci się go przywrócić do rzeczywistości.
Zadzwonił
dzwonek, który oznajmił koniec lekcji. Zebrałam szybko książki i
włożyłam je do torby. Wyszłam z klasy razem z Cassie po drodze
obrzucając pogardliwym spojrzeniem Maxa, który i tak nie mógł
tego zauważyć bo był zbyt naćpany.
-
Kręcisz z kumplem Malfoya? - usłyszałam głos, który
rozpoznałabym wszędzie. Rose Weasley. Odwróciłam się.
-
Lepszy taki facet niż kij od miotły. - warknęłam.
-
Za niedługo może zejdziesz się z Malfoyem. - zaśmiała się.
-
Prędzej ty będziesz miała przystojnego chłopaka. Nie, prędzej ty
W
OGÓLE będziesz
miała chłopaka. - prychnęłam. - Czy dobrze pamiętam, że twój
ostatni chłopak miał cię dość i cię zdradził? - Nie miałam
dzisiaj ochoty na słuchanie mojej ,,ulubionej" kuzynki więc
odwróciłam się i odeszłam. Mam dzisiaj inne sprawy na głowie.
Wiem, że jeżeli Weasley próbuje mnie zaczepić oznacza to, że ma
jakiś powód. Jest ona tak głupia, że nie rozumie jednej prostej
rzeczy. Nigdy ze mnę nie wygra.
-
Cassie teraz obiad, co nie? - spytałam z nadzieją brunetki.
-
Nie. Jeszcze jedna lekcja. Chyba eliksiry. - odpowiedziała.
Jęknęłam.
Najchętniej bym się urwał z tych wszystkich lekcji no ale chociaż
w pierwszy dzień muszę się pojawić na lekcjach.
-Ugh...
Czy ja ci mówiłam, że Ed i Max przyjdą do nas po dwudziestej.
Trzeba się pozbyć dziewczyn, bo choć tego nie wygadają to lepiej
jak dowiedzą się po fakcie. - powiedziałam.
-
Spoko. To co im powiemy?
-
Nie wiem coś się wymyśli. Albo je wyrzucimy. (:D)
Scorpius
Malfoy
-
Czy ty chcesz dodać Potter do naszej listy? Dałbym ci za nią chyba
z dwieście punktów. W końcu ona nas nienawidzi. - Ed puścił tą
uwagę mimo uszu.
-
Jak myślisz kiedy on się ogarnie? - spojrzał na Zabiniego.
-
Nie wiem. Godzina... Może dwie... - mruknąłem. Nie miałem dzisiaj
za dobrego humoru. Myśl o spotkaniu z Potter wcale nie polepszało
mi nastroju. Jedyne co było dobre to to, że pierwsze zajęcia w tym
roku - czyli dzisiejsze - były w piątek. Nagle do głowy wpadł mi
świetny pomysł. - Jutro robimy imprezę. Ja się zajmę alkoholem,
ty skołuj jakieś żarcie, a Max... Niech robi to co potrafi robić
najlepiej.
-
Okay. - zgodził się.
Weszliśmy
do Wielkiej Sali obrzucani spojrzeniami dziewczyn i ich zazdrosnych
chłopaków. Ucieszyło mnie to, że nie było tu Margaret jakoś nie
miałem ochoty jej dzisiaj słuchać, ale nie było też Potter co
było wisienką na torcie.
Nie
pocieszyłem się jednak długo nieobecnością tej drugiej. Weszła
do Wielkiej Sali z pozostałą trójką. To, że oglądał się za
nią każdy chłopak mnie nie zdziwiło, ale to, że szła w naszą
stronę już tak.
-
No i co z tym debilem? - zwróciła się w stronę Ed'a.
-
Ekspert mówi, że będzie żył. - zaśmiał się Edward
-
A kto jest ty ekspertem? - spytała.
-
Scorpius. - powiedział, a ona tylko prychnęła pogardliwie.
-
Pamiętaj co masz mu powiedzieć. - rzuciła i odeszła. No i co z
tego mogłem zrozumieć. Jak zawsze musiałem się o wszystko
dowiadywać sam.
-
Co ona od was chciała? - zapytałem.
-
Wkrótce się dowiesz. - odpowiedział tajemniczym
tonem.
-
Czy ja nigdy nic nie mogę wiedzieć?
-
No widać, że jesteś jedną z tych lasek, które uwielbiają
plotki.
-
Czy ja wyglądam na dziewczynę?
-
Tak.
I
w taki oto sposób McCullough zarobił mocnego kuksańca w żebra.
Elizabeth
Halliwell
-
Czy wyglądam na taką, która by się z tobą umówiła? - spytała
z nutą ironii Lily jakiegoś brzydala. Tacy ludzie muszą mieć
naprawdę więcej odwagi niż urody podchodząc tutaj i proponując
Lilce randkę. Ten chłopak miał brązowe, ulizane włosy, były
strasznie niski i chudy, a na dodatek miał okulary w okrągłych
oprawkach oraz aparat na zęby. Blee...
-
No... - zaczął, ale nie dano mu skończyć, bo Lil wykrzyknęła na
całą Wielką Salę:
-
Ludzie ten tu... - wskazała na chłopaka, który zrobił się cały
czerwony. - ... chce się ze mną umówić! - zaśmiała się, a
chłopak uciekł na korytarz słysząc śmiech prawie całej Wielkiej
Sali.
-
Panno Potter proszę tak nie krzyczeć. - zwrócił jej uwagę
Fairchild.
-
Przepraszam panie dyrektorze. - zrobiła smutną minkę.
-
To było piękne Lils. - Cassie przybiła piątkę z naszym
rudzielcem.
-
Tak. - zgodziłam się.
-
Jak jeszcze jeden taki brzydal tu przyjdzie... - mruknęła pod
nosem. Nagle chyba sobie coś przypomniała, bo jej twarz
rozpromieniała. - Dziewczyny mam do was prośbę... Mogłybyście
się zmyć dzisiaj wieczorem z naszego dormitorium. Przynajmniej do
jedenastej.
-
A po co? - spytałam. Wiedziałam, że to oznacza jakiś podstęp,
ale musiałam się dowiedzieć jaki. Lily wymieniła porozumiewawcze
spojrzenia z Cassandrą.
-
Nie powiemy wam teraz, bo nie będzie niespodzianki, ale czekajcie na
nas. Najprawdopodobniej przyjdziemy koło wpół do pierwszej i wtedy
opowiemy wam hita. - odpowiedziała Zabini.
-
Reasumując.
Macie wyjść z dormitorium koło ósmej i możecie wrócić o
jedenastej chociaż lepiej by było gdybyście przyszły wpół do
dwunastej. No i oczywiście czekacie aż wrócimy chyba, że nie
będziecie chciały usłyszeć najświeższych wiadomości. -
powiedziała panna Potter.
-
Co mówiłyście? - spytała Trish przestając piłować swoje
paznokcie. Wszystkie trzy westchnęłyśmy
z dezaprobatą i zaczęłyśmy tłumaczyć Patrici o co chodzi.
Edward
McCullough
Wyszedłem
z Zabinim z naszego dormitorium i wszedłem w drzwi na przeciwko.
-
Siema dziewczyny. - rzuciłem razem z Max'em wchodząc do dormitorium
Lily, Cassie, Elizabeth i Patrici.
Ich
dormitorium wyglądało zupełnie inaczej niż nasze. Oczywiście po
całym dormitorium nie walały się brudne ubrania, puste butelki,
pety i niedopałki skrętów, bo dziewczyny umiały to posprzątać
(:P), a my nie. Na dodatek one postanowiły zmienić swoje
dormitorium. Zaklęciem powiększyły swój pokój (Na zewnątrz nie
było tego widać.) tak, że było tu miejsca dla dziesięciu, a nie
czterech osób. Podłoga była wykonana z hebanu - tak samo jak drzwi
i łóżka - a leżał na niej biały futrzany dywan. Ściany były
szmaragdowe z srebrnymi ,,zawijasami". Każda miała wielkie
łóżko z ogromną ilością poduszek w kolorach srebra i
szmaragdów, a obok niego stała szklana szafka nocna. Przy jednej ze
ścian stała przestronna, przesuwana, biała szafa. W jednym kącie
stał szklany stolik, a wokół niego były poustawiane pufy - dwie
białe i dwie szmaragdowe. W pokoju miały też barek z alkoholem
wykonany z hebanu i cztery komody z tego samego drewna. Mógłbym się
założyć, że ich łazienka też była większa i inaczej urządzona
niż inne w Slytherinie.
-
Max czemu my nie wpadliśmy na pomysł żeby powiększyć
dormitorium. - powiedziałem.
-
Po co? - zapytała Lily. - Mielibyście wtedy tylko większy bałagan.
-
To co robimy? - spytała się Cassie. - Nie mam zamiaru przesiedzieć
całego wieczoru wpatrując się w ścianę. Chociaż ma fajne wzorki
nie jest taka interesująca jak mogłoby się wydawać.
-
Możemy zagrać w pewną rzecz, którą nie dawno wymyśliliśmy...
Na kartkach piszemy kategorię, jedna z osób ją wyciąga i musi
odpowiedzieć na pytanie związane z tą kategorią. Ostatnia osoba,
która powinna zadać pytanie daje pytanej osobie wyzwanie. -
wytłumaczył Max.
Napisaliśmy
na małych kartkach kategorie i wrzuciliśmy je do czapki, którą
dziewczyny wyciągnęły z swojej szafy bez dna (:D). Usiedliśmy w
kółku. Cassie wytrzasnęła skądś
fałszoskop i położyła go po środku koła, a ja wyciągnąłem
różdżkę zakręcając nią. Wypadło na Lily. Wyciągnęła
karteczkę i pokazała nam ją. Było na niej napisane: POCAŁUNKI.
-
Ja pierwszy! - krzyknął Max przypominając mi w tej chwili małe
dziecko. - Z kim całowałaś się po raz pierwszy?
-
Aaron Malfoy. - odpowiedziała niechętnie. Fałszoskop nie zapikał.
-
Całowałaś się z bratem Scorpiusa. - zdziwił się Max. Kiwnęła
głową. Ona ma tak słabą pamięć czy tylko udaje. Nie pamięta
kompletnie
wcześniejszych lat. - Kiedy? Jak? Jakim cudem?
-
Jesteś pewien, że nie jesteś jedną z tych plotkar? - zapytała.
-
Mam wrażenie, że już dziś słyszałem coś podobnego. -
powiedziałem przypominając sobie własne słowa.
-
Z wszystkich chłopaków z którymi się do tej pory całowałaś,
który robił to najlepiej?- spytała Cassandra. Ja będę zadawał
wyzwanie... Idealnie.
-
Aaron Malfoy. - mruknęła pod nosem chyba niezbyt szczęśliwa tym
faktem, ale w końcu musiała powiedzieć prawdę.
-
No więc Lilka szykuj się na wyzwanie. Masz stąd wyjść i
pocałować pierwszą osobę jaką zobaczysz. - posłałem jej
zawadiacki uśmieszek.
-
Okay.
Wstała
z podłogi, a ja podążyłem za jej przykładem. W końcu musiałem
zobaczyć czy zrobi to co jej kazałem. Gdy ona wyszła z
dormitorium, ja zajrzałem przez uchylone drzwi na korytarz i
zamurowało mnie. Lily Potter miała niezłe zadanie pocałować...
Scorpiusa Malfoya, który właśnie wyszedł z dormitorium.
-
Malfoy chodź na chwilę. - rzuciła ze zbolałą miną. On nie
ruszył się nawet o krok. Lily westchnęła i ruszyła ociężałym
krokiem w jego stronę. Gdy już dzieliły ich milimetry,
przyciągnęła go i pocałowała. Scorpius był kompletnie
zdziwiony, widziałem to w jego oczach...
Rose
Weasley
Było
przed północą, a ja dopiero wracałam z biblioteki z książkami,
które wypożyczyłam na weekend, a wszystko przez to, że wciągnęłam
się w jedną z książek, a nowa bibliotekarka, która była już
starszą kobietą zasnęła i nie zamknęła biblioteki. Nigdy nie
lubiłam chodzić nocą po zamku, bo było tu pełno zaułków w
których ktoś mógł się zaczaić. Tym bardziej, że na parterze
mogli się kręcić Ślizgoni.
Jeżeli
tylko będzie mi dane mam zamiar przeczytać wszystkie te książki.
W końcu może się zdarzyć, że jakiś Gryfon będzie chciał
zorganizować imprezę,
a ja nic na to nie poradzę, bo po pierwsze gdybym odjęła im punkty
znienawidzili by mnie jeszcze bardziej, a po drugie w jakiś magiczny
sposób pozbędą się Grubej Damy abym nie mogła tu przyprowadzić
nauczyciela.
-
O Rudzielec znowu sam. - usłyszałam kpiący głos. Natychmiast się
odwróciłam. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Ślizgoni...
Zobaczyłam moją kuzynkę, Cassandrę i Max'a Zabinich oraz Edwarda
McCullougha. - Ciekawe co ty tu robisz o tej porze sama. Nie boisz
się ciemności i czających się w niej potworów. Mogą ci coś
zrobić.
-
Dopóki mam różdżkę nic mi nie zrobią. - Wyciągnęłam
natychmiast różdżkę, którą trzymałam w kieszeni spodni.
-
Wiesz potwory też mają różdżki i jest ich więcej, ale tym razem
się im się śpieszy więc nic ci nie zrobią. Niestety.... -
powiedział McCullough i cała czwórka zniknęła jakby się
teleportowali, ale wiedziałam, że jest to nie możliwe. W końcu
tak pisało w historii Hogwartu. Chociaż kiedyś nie można było
używać elektroniki, a teraz jest to możliwe.
Potrząsnęłam
głową i schowałam różdżkę. Książki - które wcześniej
upuściłam wyjmując różdżkę - pozbierałam i od razu ruszyłam
szybkim krokiem w stronę Gryffindoru. Nie miałam ochoty na kolejne
spotkanie za Ślizgonami.
Gdy
już dotarłam do Pokoju Wspólnego
nikogo w nim nie było. Wgramoliłam się po schodach i weszłam do
swojego dormitorium. Położyłam książki na szafce, przebrałam
się w moją pidżamę, którą dostałam od babci Molly była ona
różowa w serduszka z długim rękawem. Ułożyłam się w łóżku,
które stało najbliżej okna ponieważ wstawałam najwcześniej i
lubiłam jak budzą
mnie promienie słońca. Jedna rzecz jednak nie mogła mi dać
spokoju. Co moja kuzynka robi o tak późnej porze z kumplami
Malfoya?
Scorpius
Malfoy
Wyszedłem
z zamku kierując swoje kroki w stronę jeziora. Cały czas
rozmyślałem o dziwnej sytuacji jaka miała miejsce dzisiaj
wieczorem. Byłem kompletnie zszokowany gdy Potter mnie pocałowała,
a jeszcze bardziej zdziwiłem się gdy zobaczyłem głowę Edwarda
wychylającą się z jej dormitorium. Myślałem, że miał on być
razem z Maxem na randce
z jakimiś bliźniaczkami... Ale chwila! Przecież w Hogwarcie nie ma
żadnych bliźniaczek...
Jedynymi bliźniakami są Cassandra i Maxmilian Zabini, ale oni się
nie liczą. Gdyby były jakieś bliźniaczki to już dawno bym o tym
wiedział. Na pewno jeden z nas dodałby je do naszej listy. Będę
musiał z nimi pogadać, ale jak na razie mam większe problemy na
głowie.
Gdy
od jeziora dzieliło mnie jakieś piętnaście metrów zobaczyłem
ich... Czyli Potter, bliźniaków Zabinich oraz Edwarda. Ed całował
się z Zabini, a Max z Potter. To był kolejny szok jaki przeżyłem
wciągu tego dnia. Wpatrywałem się w nich nie ruszając się nawet
o milimetr. Nagle oderwali się od siebie i podeszli do mnie śmiejąc
się.
-
Stary gdybyś ty widział swoją minę. - zaśmiał się McCullough.
-
Co wy tu robicie? - spytałem po chwili.
-
Stoimy i śmiejemy się z ciebie. - stwierdziła Potter, ale
powiedziała to pytającym tonem.
-
Nie o to mi chodzi. - warknąłem.
-
Wolne tłumaczenie. Całowaliśmy się żeby zrobić ci na złość.
Wcale ze sobą nie jesteśmy ani nie mamy zamiaru być w najbliższym
czasie. - wytłumaczył powoli Max. - Raczej... - dodał po chwili
namysłu, a potem cała ich czwórka znowu zaczęła się śmiać.
-
No teraz już rozumiem. - powiedziałem. - Akurat to wam się udało,
ale następny razem was rozszyfruje.
-
Nie będzie żadnego następnego razu. Oni wcale tak dobrze nie
całują i nie mam ochoty na poprawkę. - mruknęła Potter. - Cassie
chodźmy już.
Dwie
przyjaciółki odeszły szybkim krokiem w stronę zamku dyskutując o
czymś zawzięcie. Wpatrywałem się w jej plecy dopóki nie zniknęła
ze swoją najlepszą przyjaciółką. Raz mój wzrok zjechał poniżej
pasa. Potrząsnąłem głową i włączyłem się w rozmowę moich
kumpli. Przecież nie może mi się podobać tyłek mojego
odwiecznego wroga - Lilyanne Luny Potter - ani w ogóle ONA.
Lily
Potter
-
No i nawet im się nie chciało na nas zaczekać. - rzuciła w moją
stronę Cassie gdy weszłyśmy do dormitorium i zobaczyłyśmy nasze
współlokatorki śpiące już w łóżkach. Westchnęłam tylko na
ten widok i uświadomiłam Zabini, że pierwsza zajmuje łazienkę.
Wzięłam
gorący prysznic i umyłam głowę oraz zęby. Włosy wysuszyłem
jednym prostym zaklęciem, a potem założyłam swoją czarną
jedwabną koszulę nocną, która u góry była wyszywana koronką.
Związałam włosy w luźnego koka i wyszłam z łazienki.
Położyłam
się na moim łóżku które stało najbliżej łazienki.
Po
półgodzinnym kręceniu się na łóżku wstałam z niego,
zarzuciłam na siebie biały szlafrok w czarne kropki i podeszłam do
mojej komody. Wyciągnęłam z niej swój zeszyt. Wyszłam z
dormitorium i poszłam do Pokoju Wspólnego. Myślałam, że jest już
pusty, ale gdy podeszłam do kanapy przy kominku zauważyłam...
Malfoya. Leżał na sofie z butelką - najprawdopodobniej Ognistą
Whisky - , a obok niego ułożyła się całkiem spora kupka pustych
butelek.
-
Co cię zmusiło do tak drastycznych poczynań? - zapytałam z nutką
ironii wyczuwalną w głosie.
-
A co cię to interesuje? - odpowiedział pytaniem. Podniósł leniwie
wzrok i zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu. - Z pewnością
maczałaś w tym palce.
-
Oj Malfoy, Malfoy. - westchnęłam i opadłam na jeden z foteli. -
Wiesz jako twój największy wróg - a bynajmniej uważam, że
jestem twoim największym wrogiem - nie będę ci prawiła kazań,
gdy mi powiesz dlaczego w jakieś pół godziny się ochlałeś. Ja
mogę się tylko śmiać i przekazać to całemu Hogwartowi.
-
Naprawdę pocieszająca wiadomość. - warknął po czym wziął
kolejnego łyka z butelki. Ja za to wzięłam sobie różdżkę - na
pewno Malfoya - leżącą na stoliku i przywołałam z mojego
dormitorium butelkę Ognistej dla siebie oraz odesłałam zeszyt. - A
więc leżę tu koło ciebie z butelką w ręce
tylko ze względu na zakład. Nie chodzi o to, że przez to będę
musiał zerwać z Visions, bo swoją drogą wkurzała mnie już ta
jej zazdrość, chodzi o to co będę musiał zrobić...
-
A co będziesz musiał zrobić? - spytałam.
-
Nie powiem ci, ale z pewnością wkrótce się dowiesz. - pociągnął
kolejnego łyka. - Swoją drogą to po co ja ci się spowiadam.
-
Tego to ja ci nie powiem Malfoy, nie siedzę w twojej głowie. Wiem
tyle, że za niedługo szkołę wypełnią plotki. - zaśmiałam się.
- To będzie hit stulecie Malfoy zerwie z Visions.
-
Nie. Na pewno nie w
porównaniu
z tym co będę musiał zrobić.
-
Jeżeli ty się załamujesz to już wiem, że będzie nie zły ubaw.
Przynajmniej dla mnie...
-
Ciesz się, że nie wiesz o co w tym chodzi. Wkrótce się dowiesz
obiecuje ci to. - Malfoy próbował wstać z sofy, ale od razu z
powrotem na nią opad. - Kurwa mać!
-
Trzeba było nie wypijać całych swoich zapasów. - zachichotałam.
- Wygląda na to, że będziesz musiał spać tutaj. A jutro zobaczy
cię cały Slytherin wśród butelek i z kompletnym kacem. - wstałam
z fotela. - Zrobię dziś dzień dobroci dla zwierząt. Nie ruszaj
się stąd. Choć wątpie, żeby ci się to udało bez czyjejś
pomocy.
Ruszyłam
w stronę dormitorium tylko zamiast wejść w drzwi po prawej weszłam
w te po lewej. (Dop. Aut. Oczywiście nie dosłownie. Jakby weszła w
drzwi nie byłoby milutko. xD) Pokój w którym się znalazłam był
kompletnie zaśmiecony dzięki czemu wiedziałam, że trafiłam.
Podeszłam
do łóżka na którym zauważyłam Edwarda McCullougha. Uderzyłam
go w ten pusty łeb dzięki czemu zaczął się przebudzać.
-
McCullough wstawaj mam do ciebie pewną sprawę. - mruknęłam
potrząsając nim.
-
Dobra, dobra już. - powoli podniósł się do pozycji siedzącej i
przetarł zaspane oczy. - Czy ciebie już kompletnie pojebało? Jest
środek nocy!
-
Nie ględź. Twój kumpel leży teraz w Pokoju Wspólnym otoczony
morzem butelek. Ja postanowiłam zrobić dzień dobroci dla zwierząt
więc tu przyszłam żebyś go tutaj dowlókł.
Rozumiesz, czy jesteś zbyt tępy?
-
Wracamy do dawnych złośliwości, jak milutko. Już idę. Nie
przeszkadza ci widok mojego boskiego ciała w samych bokserkach?
-
Po pierwsze mam dwóch braci, po drugie nie pierwszy raz widzę
faceta w samych bokserkach i nie mówię tu o moim rodzeństwie, po
trzecie jest XXI wiek, a po czwarte nie jesteś przystojny.
-
Ten czwarty argument bym wycofał, w końcu ja jestem
najprzystojniejszy.
-
Pff... Chciałbyś.
-
A co uważasz, że Malfoy jest najprzystojniejszy?
-
Prędzej przyznałabym ten tytuł Trainersowi.
Wróciłam
znowu do Pokoju Wspólnego tym razem jednak w towarzystwie
McCullougha. Malfoy leżał w tym samym miejscu co wcześniej. Jedyne
co się zmieniło to butelka w jego ręce.
-
Tu masz swojego kumpla. Ja się zmywam. Dzień dobroci dla zwierząt
się skończył. - powiedziałam.
-
Zdajesz sobie sprawę, że się dopiero zaczął. - odpowiedział
Edward.
-
Grr... Jak wolisz. Chwila
dobroci dla zwierząt JUŻ się skończyła.
Edward
McCullough
-
Ta dzisiejsza
impreza to już nie jest dla ciebie. Ty sobie ją zrobiłeś w nocy.
- zwróciłem się w stronę Scorpiusa. Szykowaliśmy się właśnie
do wyjścia na śniadanie. Scorpius po wypiciu eliksiru na kaca i
kąpieli wyglądał lepiej, na szczęście.
-
To było tylko przygotowanie do niej. - zaśmiał się Pius. - A
nawet jeśli to wasza wina. -Chciało mi się śmiać na wspomnienie
wydarzeń z nocy, ale powstrzymałem się od tego. Nałożyłem na
siebie T-shirt i spojrzałem na moich kumpli wyczekująco. - A ty to
nie masz zamiaru założyć spodni?
-
Nie mam zamiar pójść w samych bokserkach. - mruknąłem
sarkastycznie wyciągając spodnie z szafy. Wcale nie miałem zamiaru
się przyznawać, że o tym zapomniałem.
-
Tak właśnie myślałem. - powiedział Scor.
Gdy
w końcu wszyscy byliśmy gotowi wyszliśmy z dormitorium. W Pokoju
Wspólnym był straszny tłok przy tablicy ogłoszeń więc Max
podszedł zobaczyć co to za ogłoszenie.
-
Życzę wam powodzenia. - podszedł do nas i poklepał po plecach.
-
O co chodzi? - zapytałem.
-
Macie dzisiaj nabór do drużyny. - odpowiedział Zabini.
-
Malfoy zwariowałeś! - krzyknąłem.
-
Wiesz przynajmniej będziemy to mieli z głowy. - wytłumaczył mi
Scor.
-
Po prostu pięknie. O której?
-
Po śniadaniu. Zdążymy potem załatwić sprawy związane z imprezą.
Nie
odezwałem się już ani słowem dopóki nie znaleźliśmy się w
Wielkiej Sali na swoich miejscach.
-
Zdajesz sobie sprawę, że przyjdzie
dużo dziewczyn, które będą chciały przyjść tylko ze względu
na nas... - powiedziałem, a po chwili dodałem. - ... i dużo
chłopaków ze względu na Potter i Zabini.
-
Tak zdaje sobie sprawę, ale jutro raczej większość nie będzie
wstanie przyjść... Czy to dobrych, czy to złych. - odpowiedział.
-
Niestety muszę się z tobą zgodzić. - wziąłem kęs kiełbaski. -
Na początku musisz sprawdzić czy oni w ogóle potrafią latać...
-
A potem test dla chłopaków i dziewczyn podczas którego będziemy
sprawdzać czy zdekoncentruje ich widok płci przeciwnej. - dokończył
za mnie.
-
Jak to pięknie powiedziałeś. - udałem, że pociągam nosem.
-
Czy to bezpieczne użyć całego zasobu słownictwa w jednym zdaniu,
Malfoy? - spytała Lily Potter nagle pojawiając się za mną.
-
A czy to ładnie podsłuchiwać? - warknął.
-
Ja tylko przechodziłam, a ty się darłeś na całą Wielką Salę
więc nawet jakbym chciała to i tak bym to usłyszała. - zrobiła
minę niewiniątka.
Miała już odchodzić ale ja ją zatrzymałem.
-
Robimy dzisiaj imprezę.
Żeby nie było, że nie mówiliśmy. - wytłumaczyłem widząc jej
pytające spojrzenie.
-
Tak, słyszałam.
-
Przecież nikt o tym nie wie oprócz naszej trójki.
-
Mam swoje źródła. To do zobaczenie na treningu. - odeszła od nas
i wyszła z Wielkiej Sali razem z Cassandrą Zabini.
-
Skąd ona to wszystko wie? - zapytał mnie Scorpius.
-
Słyszałeś ma swoje źródła. - mruknąłem. Było wiadomo, że
Potter zawsze ma informacje z pierwszej ręki. Pewnie przechodził
koło nas jeden z jej piesków, który od razu jej powiedział o
imprezie, ale nie ma w tym nic złego. W końcu przyjdzie cały
Slytherine, bez wyjątków. Najpierw padnie pierwszy, drugi i trzeci
rok. Potem czwarty i szósty, a na końcu zostanie garstka z siódmego
roku. Najczęściej to jesteśmy my, czyli ja, Malfoy i nie raz
Zabini (Max) oraz Potter, Zabini (Cassie) i Halliwell. - No to co
idziemy?
-
Idź ja zaraz dojdę. - odpowiedział Malfoy. Wstałem więc i
wyszedłem z Wielkiej Sali, a potem z zamku kierując się w stronę
boiska do qudditcha.
Wszedłem
do szatni i zobaczyłem tam resztki naszej drużyny z poprzedniego
roku. Lily Potter, Cassie Zabini... No i to by było na tyle. Została
nas tylko czwórka: ja, Malfoy i dziewczyny. Brakowało nam: dwóch
pałkarzy i obrońcy, ponieważ Scorpius był szukającym, a ja z
Potter i Zabini ścigającymi.
-
I znowu się spotykamy. - rzuciłem w ich stronę.
-
Tak samo bardzo cieszę się z tego jak ty. - powiedziała Lily.
-
A skąd wiesz, że ja nie szaleje z radości? - spytałem unosząc
brwi.
-
Kobieca intuicja. - mruknęła. - Gdzie jest nasz kapitan?
Scorpius
Malfoy
Wszedłem
do szatni, a za mną podążał nowy skład drużyny Slytherine'u.
Ścigający - Potter, Zabini i McCullough - oraz szukający - ja -
pozostali tacy jak w zeszłym roku. Nowym obrońcom był Mark Hunt, a
pałkarzami zostali Jasper Moore i Brandon Nowhen.
-
Musimy zacząć trenować jak najszybciej. Chociaż Gryfoni nigdy z
nami nie wygrają trzeba trzymać formę. - powiedziałem, gdy
wszyscy byli już w środku. - Powiedzcie swoim znajomym, że dzisiaj
koło dwudziestej będzie
impreza w Pokoju Wspólnym. No i to by było na tyle. Zawiadomię
was o kolejnych treningach w najbliższym czasie.
Razem
z Ed'em wyszliśmy z szatni i skierowaliśmy swoje kroki w stronę
zamku. Dzisiejsza pogoda była świetna. Z pewnością było około
30 stopni. Uczniowie wylali się na błonia. Przy jeziorze widać
było opalające się dziewczyny, które nie należały do tych
brzydszych kujonek odrabiających lekcje lub czytających książki
pod drzewami. Chłopaki zaś próbowali wrzucić dziewczyny do
jeziora - one piszczały, a oni się śmiali.
Uśmiechnąłem
się. Była to idealna pogoda na wyjście do Hogsmead po zapasy
alkoholu na dzisiejszą imprezę. Gdy spoglądałem tak na błonia
zauważyłem Margaret Visions. Uśmiech od razu zniknął z mojej
twarzy na myśl o tym co mnie będzie czekało gdy uświadomię
jej, że z nią zrywam. Nigdy nie miałem problemów ze zerwaniem z
dziewczyną, ale ona... Była chorobliwie zazdrosna, nieobliczalna i
pragnąca popularności, którą ja jej dawałem z powodu bycia
najprzystojniejszym chłopakiem. Kiedyś ten tytuł nosił James
Potter, ale odkąd odszedł z Hogwartu...
-
No i jak ci idzie? - spytał Ed, gdy zobaczył na kogo patrzę. Od
razu wiedziałem o co mu chodzi.
-
Źle. Mam zamiar dzisiaj zerwać z Visions... Uważam, że was
kompletnie pojebało! Żeby mi dawać zadanie, które jest nie do
wykonania. Czy myślisz, że to będzie takie łatwe?!
-
W końcu ktoś w końcu musiał dodać ją do naszej listy... A to,
że nasunęła
się okazja żebyś ty to zrobił... Jak nie chcesz wyrównać naszej
punktacji, pozbyć się wygranej w naszym konkursie oraz przyznać,
że jestem od ciebie przystojniejszy i...
-
Tak znam wszystkie warunki. Nigdy bym tego nie przeżył już wolę
zrobić to co mi kazaliście.
-
No i widzisz stary to w tobie lubię najbardziej - ten upór.
-
A ja najbardziej tego w sobie nienawidzę.
-
A ja wszystkiego w tobie nienawidzę... - koło nas pojawiła się
Potter i jej przyjaciółeczka. - ... więc zgadzamy się ze sobą w
jednej sprawie. Ja też nienawidzę tej rzeczy którą ty
nienawidzisz.
-
Potter twoje filozofia mnie dobija. - mruknąłem.
-
No wiem Malfoy mój geniusz cię przerasta. Mam nadzieję, że nie
spotkamy się dzisiaj w Hogsmead.
-
A czemu mielibyśmy się spotkać?
-
Jak by ci to wytłumaczyć... Muszę odwiedzić kilka miejsc które
nie są dla małych dzieci.
-
Więc dlaczego ty tam idziesz?
-
Bo nie jestem tobą. Czyli dzieciakiem, który za każdym razem leci
do mamusi gdy stanie mu się krzywda.
-
Czy my przypadkiem nie mówimy o twoim bracie.
-
Nie wiedziałam, że któryś z moich braci jest płaczliwym
gnojkiem, tak jak ty. A nawet jeśli, takim tekstem uraziłbyś moją
kuzynkę, nie mnie.
Nie
zdążyłem
się odezwać ani jednym słowem, a ona już odeszła. Zawsze musiała
mieć ostatnie zdanie. Zawsze! Nigdy nie było tak, że znikała po
słowach innej osoby. Zawsze to ona kończyła dyskusje. Zresztą tak
jak reszta młodych Potterów.
***
*
Postanowiłam, że w moim opowiadaniu w Hogwarcie będzie można
używać telefonów, komputerów i innych tego typu rzeczy, bo
uczniowie będą mogli łatwiej się ze sobą porozumiewać. W końcu
komu by się ciągle chciało wysyłać sowę do
przyjaciółki/przyjaciela.
Subskrybuj:
Posty (Atom)