czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 3

Cassandra Zabini
Razem z Lily byłyśmy już gotowe na imprezę. Ja postawiłam na czerwień: http://stylistki.pl/rock-and-hot--436772/ , a Lily na czerń: http://stylistki.pl/cwiekowo-mi--228555/. Oby dwie rozpuściłyśmy włosy, różniłyśmy się jednak tym, że moje były proste, a jej kręcone. Jeżeli chodzi o make-up ja zrobiłam sobie kreski czarną kredką do oczu, a usta pomalowałam czerwoną szminką, Lily zaś zrobiła sobie makijaż w stylu smoke-eyes.
- Jak wyglądam? - spytałam ze śmiechem. Zawsze jest to samo ja się pytam, Lily udaje że się zastanawia, a potem mówi że wyglądam beznadziejnie. Tym razem też nie mogłyśmy postąpić inaczej.
- Hmm... - Lils zmarszczyła brwi. - Ten krój nie jest dla ciebie. Spodnie sprawiają, że masz krzywe nogi, a bluzka cię pogrubia... - Zaczęłyśmy się śmiać. Ona zawsze potrafiła coś wymyślić żeby mnie skrytykować.
- Czyli mam zmienić strój? - Zrobiłam smutną minkę.
- Nie, bo zanim to zrobisz już się impreza skończy.
- Tiaa... I nie zdążymy poderwać żadnego chłopaka.
- Mhm... Czyż to nie katastrofa. Chociaż już i tak faceci się kończą. - zachichotała. - Nie mam ochoty umawiać się z pierwszo roczniakiem. Nawet jeśli byłby nieziemsko przystojny. Wyobrażasz sobie mnie z takim gnojem?
- Tak... - zmierzyła mnie złowrogim spojrzeniem, ale ja jeszcze nie dokończyłam zdania. Co ona taka nerwowa. - ... jak on przynosi ci codziennie śniadanie do łóżka, a ty na niego krzyczysz. Tylko nie rozlej mojej kawy, bo ci nogi z dupy powyrywam. On zaczyna się chować przed tobą, a ty wrzeszczysz jeszcze bardziej.
- Wiesz kogo by mi on przypominał. Huga Weasleya. On się nawet boi mojej popieprzonej kuzyneczki, która nawet w najmniejszym stopniu nie jest straszna.
- Wiesz w każdej rodzinie są jakieś niedorozwoje.
- Musze się z tobą zgodzić. Ale czy my nie powinnyśmy być już na imprezie.
- Jak z pewnością słyszysz jeszcze się nie zaczęła. Ale możemy być przed rozpoczęciem mi to bez różnicy.
Wyszłyśmy z naszego dormitorium we dwójkę ponieważ Patricia jeszcze się szykowała, a Lizzy zniknęła z powierzchni Ziemi. Ostatnio co raz częściej jej się to zdarza. Choć jest dopiero początek roku jej zdarzyło się to już kilka razy. Z Lil podejrzewamy, że ma jakiegoś chłopaka, ale boi nam się o nim powiedzieć. Z nią wszystko jest możliwe. Nie jest tak... głupia jak Trish, ale inteligencja też może doprowadzić do obłędu.
Gdy weszłyśmy do Pokoju Wspólnego byli tam już Malfoy, McCullough i mój brat o dziwo nie na haju. Musiał się zdarzyć jakiś cud. Pokój był powiększony zaklęciem, a kanapy, fotele i stoliki były odsunięte pod ścianę, aby było więcej miejsca do tańczenia. Na stolikach ustawionych rzędem pod jedną ze ścian było poukładane jedzenie i alkohol.
- Ujdzie, ale widziałam lepsze wasze dzieła. - mruknęłam.
- Więcej dekoracji czy czego? - spytał McCullough.
- Więcej alkoholu. - powiedziałam równocześnie z Lily tonem wszystkowiedzącej i zaczęłyśmy się śmiać.
- A co chcecie się jak najszybciej pozbyć pierwszaków. W końcu oni gdy widzą choćby kremowe piwo rzucają się na nie jak wygłodniałe zwierzęta. Wiecie, że to się nazywa demoralizacja środowiska. - zaśmiał się mój porąbany braciszek.
- Ale przecież my nie demoralizujemy środowiska tylko dajemy im szansę do demoralizowania siebie samych. W końcu my im wódki do gardła nie wlewamy. - odpowiedziała niewinnym głosikiem Potter.
- No właśnie. - zgodziłam się z nią.
- Nie użalajmy się nad dzieciakami tylko zaczynajmy imprezę. - Malfoy machnął różdżką i znikąd popłynęła muzyka. Nagle do Pokoju Wspólnego wbiegła grupa Ślizgonów... Naprawdę duża grupa Ślizgonów. Jeden z chłopaków porwał mnie do tańca.
No i czas rozpocząć sezon imprez. Ostatni sezon imprez w Hogwarcie...


Margaret Visions
- Scorpius, kochanie. - podeszłam do mojego chłopaka, który stał przy jednym ze stolików i... Flirtował z jakąś blondyną! - Może przedstawisz mi swoją przyjaciółkę. - Zmierzyłam dziewczynę pogardliwym spojrzeniem i spróbowałam jeszcze bardziej przysunąć się do mojego chłopaka, ale on się odsunął. Coś tu jest nie tak...
- Wybacz Lollys muszę pogadać z Visions. - Czy on mnie nazwał po nazwisku?! Aż się we mnie krew zagotowała. - Jeszcze się spotkamy. Obiecuje ci to. - Dziewczyna odeszła ze smutną miną. - Czego? - warknął w moją stronę.
- To tak się odzywa do swojej dziewczyny? - zapytałam ze złością. W końcu mi też się należy jakiś szacunek.
- To ja jeszcze z tobą nie zerwałem? Myślałem, że zrobiłem to popołudniu. Hmm...
- TY zrywasz ze MNĄ?
- Tak, jeżeli to do ciebie nie dotarło to zaraz dotrze.
Myślałam, że jest pijany albo coś, ale przecież był dopiero początek imprezy. Nawet pierwszacy jeszcze nie padli. Scorpius za to wskoczył na stół, - przy czym ani razu się nie zachwiał - wyłączył muzykę i zaczął krzyczeć:
- Uwaga! Uwaga! Ogłaszam wszem i wobec, że ja Scorpius Hyperion Malfoy zrywam z Margaret Visions.
- U Malfoy oderwałeś się od cycka Visions. - usłyszałam krzyk z tłumu.
- Swoją drogą wcale nie był taki boski! - odkrzyknął w jego stronę Malfoy. - No więc kochane dziewczęta wasz kochany Scorpius jest wolny.
Byłam zszokowana, wściekła i upokorzona za razem. Koło mnie pojawiła się nagle Kate. Nie mam pojęcia jakim cudem ona się ode mnie odkleiła choć na chwilę, ale teraz wróciła.
- Cat zaprowadź mnie do dormitorium. Muszę ochłonąć, a potem wymyślę plan, który zgładzi tego kretyna. - zwróciłam się w jej stronę.
Po drodze do dormitorium byłam obdarowywana kpiącymi spojrzeniami. Jedną parę oczu jednak zapamiętałam najbardziej. Zielone oczy ze złotymi plamkami Lilyanne Potter, które wyrażały pogardę, kpinę i rozbawienie. Miałam ochotę jej też coś zrobić ale złość na Malfoya była większa i skierowałam swoje kroki do sypialni.


Edward McCullough
- No stary nie wiedziałem, że tak szybko zdobędziesz się na zerwanie z Visions. - zaśmiałem się.
- To była spontaniczna decyzja. - wyszczerzył się Malfoy. - Zerwanie z nią to jedyne co jest dobre w tym zakładzie. Nie mógłbym poderwać jakąś setkę najbrzydszych dziewczyn, a nie ją.
- No wiesz ona nie jest tak brzydka. - powiedziałem powstrzymując śmiech na widok miny cierpiętnika, która zagościła na twarzy mojego przyjaciela.
- Ale ty jesteś. - warknął.
- Nie wiem czy dziewczyny, które zapisaliście na mojej liście też są tego zdania.
- Ale będą jak po mojej wygranej obije pomysłodawcom tego zakładu ryje.
- Straaasznie się boję...
- No tak myślę. - Nie odpowiedziałem tylko odszedłem od mojego kumpla i porwałem do tańca Lily Potter.
- Tak szybko się opiłeś? - spytała unosząc brwi.
- A dlaczego miałbym to zrobić? - odpowiedziałem pytaniem. Nie miałem zielonego pojęcia o co jej chodzi. Co zdarzało się często...
- Wiesz gdybyś był trzeźwy nie tańczył byś teraz ze mną.
- Dobrze o tym wiem. Sprowadzają mnie to inne sprawy. Widziałaś występ Scorpiusa?
- A jak mogłam nie widzieć. Wskoczył na stół i darł się jakby go ze skóry obdzierali. Najlepszy był jednak widok upokorzonej Visions lecącej ze swoją koleżaneczką do dormitorium.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć, że on z nią zerwał... I to dzięki naszemu zakładowi.
- A o co wy się w ogóle założyliście?
- W najbliższym czasie się dowiesz. Może nawet dzisiaj...
- Już nie mogę się doczekać.
- Nie wiem czy byłabyś taka zadowolona gdybyś wiedziała o co w nim chodzi.
- Na pewno nie może być aż tak źle.
- Może...
- Jesteś cholernym pesymistą, wiesz o tym?
- Zdaje sobie z tego sprawę.
- Najlepiej jak spotkam cię dopiero wtedy gdy będę pijana... Może nie będzie mi tak przeszkadzała twoja obecność.
- Wątpię.
Gdy skończyła się piosenka przeniosłem się z parkietu na sofę. Siedziałem tam wraz z butelką Ognistej. Ona jest najlepszym przyjacielem człowieka. Nigdy nie zdradzi twoich tajemnic, nigdy nie będzie ci przeszkadzała, gdy coś opowiadasz itd.
Po chwili koło mnie usiadła... Kate Vanhook? Nie mam pojęcia co ona ode mnie mogła chcieć, ale znając życie jakiejś informacji o Scorpiusie dla Visions, której ja jej nie dam albo... Powiem coś fałszywego co zmyli Visions i znowu się upokorzy. W końcu nikt nie zna tak dobrze Scora jak ja i Max.
Gdy Vanhook przestała już robić słodkie oczka i gadać jaki to ja jestem przystojny itd. przeszła do sedna sprawy.
- Ed mógłbyś mi powiedzieć dlaczego Scorpius zerwał z Margaret. Przecież wiesz, że byli taką piękną parą. - zatrzepotała rzęsami. Ta dziewczyna nigdy nie będzie miała chłopaka. Po pierwsze Visions jej nie pozwoli, po drugie nikogo nie poderwie na te swoje - dla niej - słodkie słówka i piękne oczy.
- Widzieliśmy z Scorpiusem i Max;em jak go zdradzała więc chcieliśmy ją upokorzyć, dlatego to zrobiliśmy. - Swoją drogą to nie było kłamstwo. Na prawdę z Max'em widzieliśmy jak Visions obściskiwała się z jakimś facetem w wakcje, ale Scor powiedział, że ma to w dupie i niech ona sobie robi co chce. Zresztą on też nie był jej dłużny...
- Och... To takie straszne. Nie wiedziałam o tym. - Jest naprawdę słabą kłamczuchą. Podstawowa zasada nigdy nie odwracaj wzroku, gdy kłamiesz. Każdy by się zorientował, że to co mówisz wcale nie jest prawdą. - A znasz może jakiś słaby punkt Scorpiusa? Wiesz coś na czym zależy mu najbardziej. - Ach ta prostolinijność.
- Jedyne na czym mu zależy to jego pies. - Szczerze mówiąc pies Aarona nienawidził Scora zresztą z wzajemnością, ale Visions nie wiedziała o tym i to ułatwiło mi zadanie. - Dostał go w prezencie od brata gdy jeszcze żyli w zgodzie. - Chyba cała szkoła słyszała o konflikcie między braćmi, który był spowodowany przez jedną rudowłosą osóbkę. Kiedyś Scorpius i Aaron byli jak najlepsi przyjaciele, lecz Lily Potter wszystko zmieniła. Scor opowiadał mi kiedyś tą historię.
Kilka lat po bitwie o Hogwart przyjaźń Harry'ego Pottera z Hermioną i Ronaldem Weasley'ami się rozpadła z powodu Dracona Malfoya. Harry i Ginny zaczęli się przyjaźnić z Draco i Astorią. Byli jak najlepsi przyjaciele - zresztą nadal tacy są. Ich dzieci bawiły się ze sobą, Scorpius najwięcej czasu spędzał z Lily, a Aaron był przyjacielem na śmierć i życie Jamesa, choć w swoje głupoty wciągali też Albusa.
Gdy w końcu wszyscy byli już w Hogwarcie mogłoby się wydawać, że przyjaźń Jamesa i Aarona się rozpadnie, a nie Scorpiusa i Lily. Pierwsza dwójka jednak przetrwała rozdzielenie spowodowane przydziałem do różnych domów. Scor i Lily byli w jednym domu lecz poróżnił ich związek Lils z Aaronem. Pius nie chciał się przyznać nigdy sam przed sobą, ale był zakochany w młodej Potterównie. Pokłócił się ze swoim bratem, a wkrótce też z Lily. Lilka była z Aaronem aż dwa lata, lecz potem się rozeszli. Scorpius za to nigdy nie pogodził się z bratem, ani z Lilyanne Potter. Został jednym z hogwarckich podrywaczy, a w jego ślady podążyła przyjaciółka z dawnych lat.


Lily Potter
Było koło drugiej gdy na imprezie zostały już tylko dwa najstarsze roczniki. Ja siedziałam sobie spokojnie na sofie, gdy obok mnie usiadł Scorpius Malfoy.
- Malfoy czy musisz przebywać w miejscu w którym ja akurat jestem? - spytałam.
- Tak. - Uniosłam brwi. On nawet jak był pijany nie był dla mnie miły, a tym bardziej nie chciał przebywać za blisko mnie. Zresztą ja też.
- Czy coś ci się stało? Masz gorączkę, przedawkowałeś czy może upadłeś na ten swój pusty łeb? - zaczęłam wymieniać.
- Hmm... - dotknął ręką swojego czoła. - Gorączka odpada, o to drugie mogłabyś oskarżyć Max'a, a nie mnie. Upadek odpada.
- Bo? - dopytywałam.
- Nie przypominam sobie żebym miał spotkanie z podłogą. A nawet jeśli ja nigdy nie upadam. - uśmiechnął się zawadiacko i puścił mi oczko. Z nim jest źle... Bardzo źle...
- To na pewno jakaś choroba... - mruknęłam. Położył się na sofie kładąc mi głowę na kolanach, a nogi na oparciu. - Czy ja ci nie mówiłam, że cię nienawidzę? Najgorszy dzień w moim życiu był dniem w którym cię spotkałam.
- Bardzo mnie to cieszy. Wymieniaj dalej to może zasnę.
- Ale na pewno nie na moich kolanach.
- Tak na twoich kolanach.
- Masz może różdżkę?
- Tak. A po co ci?
- Żeby cię zabić. - mruknęłam ironicznie. Wzięłam jego różdżkę i przywołałam butelkę Ognistej. Alkohol, który pomaga na tolerowanie ględzenia Malfoya. - Chcesz też? - Pokiwał głową. Przywołałam jeszcze jedną butelkę i rzuciłam mu ją razem z różdżką. Pociągnęłam łyka ze swojej butelki. - Teraz MOŻE przeżyje twoje towarzystwo.
- Sukces!
- Wiesz, że w każdej chwili mogę cię zrzucić?
- Nie dasz rady,
- Tak?
Popchnęłam go, ale nie było to dobrym pomysłem. Malfoy spadając złapał mnie i ja poleciałam na niego. Gdy próbowałam się podnieść obrócił się tak, że teraz to ja leżałam pod nim nie on pode mną.
- Idiota. - mruknęłam i próbowałam się od niego uwolnić, ale nie było to takie łatwe, bo - niestety - był silny. - Mógłbyś mnie puścić? - zapytałam słodko.
- Nie. - odpowiedział i... POCAŁOWAŁ MNIE!!! Kompletnie go pojebało! Dolali mu jakiegoś eliksiru czy co! Swoją drogą nie źle całuje. Lily ogarnij się! To MALFOY on nie może dobrze całować! Nie odwzajemniaj tego pocałunku! Odwzajemnij przecież on jest taki przystojny jak mogłabyś tego nie zrobić. W końcu wygrał ten głos który wcale nie miał wygrać. Będę miała wyrzuty sumienia.
Oddałam pocałunek. Był on pełen namiętności i... Tęsknoty? Jego wargi smakowały Ognistą Whisky, które przed chwilą piliśmy. Malfoy wplótł jedną rękę w moje włosy, a drugą przesuwał po moim ciele. Przygryzłam jego wargę, a on cicho jęknął. W końcu się opamiętałam i przerwałam pocałunek.
- To się nigdy nie wydarzyło. - mruknęłam do siebie.
- To się wydarzyło. - powiedział Scorpius.
- Zapomnijmy o tym.
- A co z tego będę miał?
- Satysfakcje, że nie zrujnowałeś mi i sobie życia. - Bardziej spytałam niż stwierdziłam.
- Hmm... Mało interesująca propozycja.
- Czego chcesz?
- Nie wiem wymyśl coś.
- 10 galeonów?
- 20.
- 10.
- 20.
- 11
- 20
- 11.
- 19.
- Pójdźmy na kompromis. 15 galeonów i Lizzy będzie ci odrabiała pracę domową z JEDNEGO przedmiotu, który sobie wybierzesz, przez tydzień.
- Okay. A co z nimi? - wskazał głową na tańczących. Na szczęście byliśmy w mało widocznym miejscu i tylko z pięć osób nas widziało.
- To będzie proste oni się nas boją.
- Zostaw to mnie. - Pomógł mi wstać. - Ktokolwiek coś widział, ktokolwiek coś wie jak to rozpowie to umrze! - krzyknął i ludzie którzy nas widzieli od razu zrozumieli o co chodzi. Widziałam to w ich spojrzeniach.
- Nie wiedziałam, że umiesz rymować.
- Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.
- Zresztą ty o mnie też. I tak ma zostać.
- Chodź nie raz cię to cieszy, a nie raz nie? - spytał. Spojrzałam na niego. Co kolejny talent - czytanie w myślach. Z niechęcią przyznałam mu rację i kiwnęłam głową.


Maxmilian Zabini
- Zrozumiałaś coś z tego? - zapytałem moją siostrę, która w niewiadomy sposób znalazła się koło mnie. Wypowiedź Scorpiusa była kompletnie nie zrozumiała, ale wydawało się, że nie którzy wiedzieli o co chodzi mojemu kumplowi.
- Nie mam pojęcia. Tak samo jak nie mam pojęcia gdzie znika Lizzy. - powiedziała zamyślona. Wspominałem kiedyś, że myślenie jest jej słabą stroną.
- Szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi.
- A mnie nie obchodzi twój kumpel więc jesteśmy kwita. A może obchodzi cię gdzie jest Lily, bo jakoś ostatnią wcale nie byłeś dla niej taki niemiły? - Chciałem już coś odpowiedzieć, ale usłyszeliśmy głos.
- Tu jestem. - zawołała Lily Potter stając przed nami, a koło niej stał... Scorpius?
- Wy razem koło siebie... i się nie kłócicie? - spytałem równocześnie z Cassie
- Jak widać. - mruknął Scor.
- Mógłbyś mi może wytłumaczyć o co ci chodziło z tym twoim tekstem?- zwróciłem się w stronę Piusa.
- To było tylko do wybrańców. - zerknął kątem oka na Lily. Coś mi tu śmierdzi... I wcale nie są to perfumy mojej siostry.
- Wy coś knujecie. - stwierdziłem
- Nie. - odpowiedzieli równocześnie.
- Zakopaliście topór wojenny? - zapytałem.
- Niee. - odpowiedzieli przeciągle. - Ja z nim się nigdy nie pogodzę. - dokończyła Lilka.
- Robicie sobie z nas żarty?
- Ale z czym? - Znowu ta równoczesność jakie to denerwujące. Oni chyba wcześniej sobie scenariusz napisali.
- Powiem tyle. Nadal mnie szokuje, że Lily nie kłóci się z Malfoyem, ale jakoś to przeżyje. - wtrąciła moja siostra.
- Nie ciesz się za długo. - mruknęła Potter.
- Lils uratowałaś mnie. Już myślałam, że moja najlepsza przyjaciółka zwariowała i postanowiła się zaprzyjaźnić z kumplem mojego porąbanego braciszka. - Cassandra odetchnęła z ulgą.
- Nie martw się Cassie. Nigdy bym tego nie zrobiła. - zmierzyła chłodnym spojrzeniem Scorpiusa. - Choć po te swoje 15 galeonów. - No to teraz już wiem o co chodzi. Założyli się o coś. Wyciągnąłem skręta, odpaliłem go i zaciągnąłem się nim. Już myślałem, że Scorpius wygrał zakład...


Scorpius Malfoy
Położyłem się na jednym z łóżek stojących w dormitorium Potter i czekałem na swoje 15 galeonów. Na szczęście nie domyśliła się, że to przez ten głupi zakład. Ale tak swoją drogą to ona całkiem nieźle... Potrząsnąłem głową. Nie mogę myśleć, że Potter dobrze całuje!
- Trzymaj! - rzuciła mi moje 15 galeonów. - Zadowolony.
- A żebyś wiedziała jak bardzo.
- To może sobie już stąd pójdziesz.
- A co zrobisz jak stąd nie wyjdę?
- Albo będę spała nie na swoim łóżku, albo pójdę do twojego dormitorium, ale spanie w nim nie będzie miłym doświadczeniem.
- No więc będziesz musiała skorzystać z którejś z tych opcji, bo mi się nie chcę wstać. Mogę też powiedzieć coś przez przypadek.
- Idę do łazienki. Nic nie dotykaj. A jak jutro rano obudzę się w jakiś dziwny sposób to nie ujdziesz z życiem. Chociaż mam cichą nadzieję, że jak wyjdę z pod prysznica to już cię tu nie będzie.
- Twoje marzenie są nie do spełnienia.
Weszła do łazienki i zamknęła się. Może jak w nocy zakradnę się do jej łóżka i jej koleżaneczki to zobaczą to wygram ten zakład. Naprawdę nie mam zamiaru robić tego co mi kazali. To jest nie do wykonania. Nawet ja tego nie zrobię!
Rozejrzałem się po pokoju. Wszystko było inne niż w naszym. Zaczynając od tego, że nie było tu bałaganu. Już Edward mi opowiadał jak wygląda, choć za bardzo mnie to nie interesowało. Teraz jednak zauważyłem jeszcze gitarę. Ciekawe kto na niej gra? Wstałem z łóżka i zacząłem grać prostą melodię. Potrafiłem grać na kilku instrumentach i trochę śpiewałem. Nie raz też pisałem jakieś utwory, ale większość z nich trafiała do kosza. Zostawiałem tylko te najlepsze, które najbardziej mi się podobały.
Usłyszałem otwieranie drzwi więc przerwałem grę na gitarze. Wyszła z nich oczywiście Potter z ręcznikiem na głowie i w pidżamie. Bardzo krótkiej pidżamie...
- Czy mógłbyś zostawić moją gitarę? - spytała i nie czekając na odpowiedź zabrała mi ją.
- Ty grasz na gitarze? - odpowiedziałem pytaniem. Skinęła głową.
- Wiesz tak sobie rozmyślam pod prysznicem... Założyłeś się ze swoimi koleżkami o to, że mnie przelecisz. - stwierdziła, a ja pod intensywnością spojrzenia jej zielono-złotych tęczówek przyznałem się do hmm... Winy? - No więc wbije ci teraz do tej twojej pustej główki, że ci się to nie uda.
- Chyba, że mi pomożesz w wygraniu tego zakładu. - mruknąłem.
- Po pierwsze co ja z tego będę miała, a po drugie niby jak ja mam ci pomóc? - spytała.
- Będziesz miała satysfakcje, a jeżeli chodzi o pomoc to możesz potwierdzić moją wersję wydarzeń.
- Za dużo roboty. Musiałbyś być dla mnie miły, nazywać mnie po imieniu i takie tam. Zresztą ja też musiałabym się tak zachowywać, a wcale nie mam ochoty, ani motywacji.
- A myślisz, że ja mam ochotę... Ja po prostu chcę wygrać zakład.
- No bo zaraz się popłaczesz. Wszystkie te ,,działania" - nakreśliła cudzysłów w powietrzu. - musiałyby być wprowadzane stopniowo. A nawet jeśli nie wiadomo czy się zgodzę. Moje warunki są takie. 100 galeonów i takie mało widoczne usługiwanie na przykład noszenie moich zakupów czy coś w tym stylu.
- Jestem zdesperowany więc się na to zgodzę.
- No, więc od jutra musisz stopniowo wprowadzać swój plan w życie. Pamiętaj, że na osobności i tak będę wredna.
- Okay. Jak myślisz ile to będzie trwać?
- W naszym przypadku kilka miesięcy. Raczej nikt by nie uwierzył, że po jednym dniu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
- Taa...
- No to teraz sobie pójdziesz?
- Tak. Nasz bród jest lepszy od tej czystości.
- Ty myślisz, że my mamy różdżki tylko po to żeby sobie leżały. Po prostu te śmieci w magiczny sposób znikają. No to arrivederci! - wypchnęła mnie za drzwi. No więc sprawa zakładu załatwiona. Teraz tylko będę musiał zaoszczędzić 100 galenów. To, że dostaje dużo kasy od rodziców nie oznacza, że ich nie wydaje. Przynajmniej mam te 15...
- Malfoy chodź jeszcze na chwilę. - Usłyszałem głos za sobą. - Oddawaj moje 15 galeonów teraz mi nie zależy czy to wygadasz czy nie. - Nie chętnie wyciągnąłem pieniądze z kieszeni i dałem je Potter. Od razu zniknęła za drzwiami tak samo jak mój uśmiech. Teraz nie mam ani kasy, ani pracy domowej, tylko pewną wygraną w zakładzie.


Rose Weasley
Tak jak przypuszczałam Gryfoni postanowili zorganizować imprezę. Ja jednak miałam na to sposób. Rzuciłam na swoje dormitorium zaklęcie i żadne odgłosy do mnie nie docierały.
Wszystkie dziewczyny z mojego dormitorium - nawet Lucille - poszły na tą imprezę, a ja czytałam książki, które wypożyczyłam. Był to mugolskie romanse, które uwielbiałam czytać. Zawszę, gdy szłam do biblioteki odrabiać zadane nam prace wypożyczałam też nową książkę. Nie które tak mi się podobały, że czytałam je po kilka razy, a w domu miałam swoją własną biblioteczkę z samymi książkami tego typu.
Nagle do pokoju wpadła Lucille i od razu krzyknęła w moją stronę:
- Rose musisz to zobaczyć!
Nie chętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam za nią do Pokoju Wspólnego. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało. Mój brat całował się z Dafne Wildsee. Była to dziewczyna, której nienawidziłam najbardziej na świecie z Gryffindoru. Była podstępna, puszczalska i całkiem ładna. Nie była jednak tak ładna jak - niestety - moja kuzynka i jej koleżaneczki. Była jednak najładniejsza w naszym domu. Ma ona proste blond włosy do połowy pleców i niebieskie oczy. Kiedyś chodziła z moim kuzynem - kolejnym idiotą - James'em Potterem. On jednak zerwał z nią po dwóch dniach i upokarzał ją na każdym kroku. Od tamtej pory stała się jeszcze bardziej wredna.
- Hugo jak ty możesz się z nią całować! - krzyknęłam w stronę mojego brata. Odkleił się od Wildsee i spojrzał na mnie z wyraźną złością wypisaną w brązowych oczach. Od kiedy on się mnie nie boi? - Mogłabym cię umówić z moimi koleżankami, które są o wiele mądrzejsze.
- Po pierwsze ty nie masz koleżanek. - warknął. - A po drugie to był zakład idiotko i dzięki tobie straciłem 5 galeonów.
- Och, bo zakład jest ważniejszy od nerwów twojej siostry.
- Tak jest ważniejszy, gdy za siostrę ma się taką idiotkę. W końcu kto by się chciał przyznać do takiego brzydala i na dodatek kujona.
- Hugo kiedyś taki nie byłeś.
- Kiedyś to było kiedyś. - Mój brat wyciągnął różdżkę. - Crucio!
Obudziłam się zlana potem. Westchnęłam z ulgą. Tylko zasnęła przy książkach. To był tylko sen. To się nie wydarzyło.
Położyłam książki na szafce, która stała obok mojego łóżka i wstałam z niego. Weszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Wzięłam gorący prysznic i przebrałam się w moją pidżamę w serduszka i wyszłam z łazienki. Wskoczyłam pod kołdrę i postanowiłam pójść spać może wtedy nikt mnie nie wyciągnie z łóżka, a mój sen nie spełni się w rzeczywistości.


Lily Potter
Powoli wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mnie nikt w nim dzisiaj nie spał. Zdziwiło mnie to, że nie było Lizzy, w końcu jeżeli nie było jej na imprezie to nie mogła spać w Pokoju Wspólnym tylko gdzie indziej. Muszę kiedyś sprawdzić gdzie ona tak znika.
Wyjęłam ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i umyłam zęby. Ubrałam się w czarne, poprzecierane rurki, czarną bokserkę, czerwoną koszulę w kratę (zostawiłam ją rozpiętą) z rękawami 3/4 (podwiniętymi) oraz czerwone Converse'y, a na rękę założyłam komplet złotych bransoletek. Zrobiłam sobie ciemny makijaż, a usta pomalowałam czerwoną szminką. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy byłam już gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do Pokoju Wspólnego poszukać znajomych ,,ciał".
Gdy znalazłam Cassie leżała ona w objęciach jakiegoś bruneta. Wyjęłam różdżkę i polałam ich wodą. Nie czekając na ich reakcje to samo zrobiłam z Patricią. I tak o to cały Slytherine obudził pisk jednej dziewczyny. Ludzie, którzy leżeli w Pokoju Wspólnym myśląc, że są w dormitorium szukali poduszek, ale bezskutecznie.
- Patty przestań się tak wydzierać, bo obudzisz cały zamek. - warknęłam. Na szczęście to mogło i Patricia szybko poleciała do naszego dormitorium żeby, cytuje: ,, To ja się zmywam, bo jak ktoś zobaczy mnie w takim stanie to będzie katastrofa. ". - Cassie pośpiesz się, bo inaczej już dzisiaj nie zobaczysz łazienki. - Zabini zorientowała się o co mi chodzi i pognał w tą samą stronę co McMilian. Obrzuciłam jeszcze raz spojrzeniem Pokój Wspólnym i poszłam za nimi.
Gdy weszłam do naszego dormitorium Patricia przeklinała Cassandrę, a Cassie siedziała w łazience. Nie wiem jakim cudem ona to zrobiła, ale pewnie Trish nie wiedziała co na siebie założyć i dlatego Zabini się udało.
- Nie denerwuj się Patty, złość piękności szkodzi. - mruknęłam.
- Och... Naprawdę?
- Nie na niby.
Po 30 minutach McMilian mogła już wejść do swojej ukochanej łazienki w której spędzi najbliższe... Długo. Wyjęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam, która jest godzina. 13:56.
- Idziemy na obiad, czy nie? - spytałam Cassandry.
- Chodźmy. Zobaczymy ilu Ślizgonów już wydobrzało. - zaśmiała się czarnowłosa.
- Mogę się założyć, że nie będzie pierwszaków. - uśmiechnęłam się i wyszłam z dormitorium, a za mną podążyła Zabini.
Niestety od dziś miała się zacząć akcja ,,Zakład Malfoya". Nie wiem po co pomagałam temu idiocie, ale... Będę miała ubaw, gdy zobaczę minę Visions oraz Weasley. No i oczywiście po pewnym czasie będę się mogła odegrać na Malfoyu i powiedzieć wszystkim, że on wcale nie wygrał tego zakładu, a ja kłamałam. O tak... Ten pomysł był idealny. Malfoy nie dostanie tego o co się założył, a ja będę miała ogromną satysfakcje.
- Witam piękne panie! - usłyszałam za sobą głos McCullougha. Był dziwnie radosny. Kolejny, który sobie coś zrobił. Uderzył w pustą główkę albo coś.
- Co zrobiłeś, że masz tak dobry humor? - spytała Cassie. No w końcu mnie ktoś wyręcza od zadawania pytań. Pięknie. Ja mogę przejść na... Jak to ci mugole nazywają? Hmm... Chyba emerytura. No powiedzmy, że tak to się nazywa. A więc ja sobie mogę przejść na emeryturę, a Cassandra mnie zastąpi w moich obowiązkach. Ludzie o jakich ja głupotach myślę. Chyba mi też się coś stało tylko o tym nie pamiętam.
-Dużo rzeczy... - powiedział tonem, który bardziej pasował do naćpanego Zabiniego niż do naćpanego McCullougha.
- Wolne tłumaczenie. Ochlał się, naćpał, a potem przeleciał kilka lasek. - wytłumaczył Malfoy. O nie! Moja misja zaczyna się zbyt wcześnie. Chociaż dla nie których 14 nie jest wczesną godziną, ale ja nie jestem normalna. (xD)
- To by do niego pasowało. - mruknęłam. Przecież nie mogę udawać, że mnie nie ma w końcu i tak mnie widać. Szkoda, że nie wzięłam peleryny-niewidki. Wtedy mogłabym zniknąć i opóźnić pewną nieuniknioną rzecz. - A tak w ogóle to gdzie zgubiliście Zabiniego?
- Nie jest w stanie wyjść do ludzi. - odpowiedział Malfoy. On nigdy nie jest w stanie wyjść do ludzi chciałam powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo wyręczyła mnie Cassandra.
- Mój brat nigdy nie jest w stanie wyjść do ludzi. Z nim nawet podczas zajęć nie ma kontaktu.
- Taa... - przytaknął Malfoy.
Szliśmy sobie tak i obgadywaliśmy Zabiniego, gdy nagle zza rogu wypadł ktoś i na mnie wpadł. Wylądowałabym na podłodze gdyby nie ktoś kto mnie złapał.
- Nic ci się nie stało Lily? - spytał Malfoy. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Dobra, bo wpadnę w depresje. Muszę sobie uświadomić, że jak mu pomogę to się na nim zemszczę i wtedy wszyscy będą szczęśliwi. No oprócz Malfoya... Westchnęłam w myślach. A da się tak w ogóle? Hmm... Ja do wszystkiego jestem zdolna.
- Nic. Ale ten ktoś, który z pewnością teraz jest przede mną nie dożyje wieczora.- warknęłam. Gdy zobaczyłam kto był tym kimś od razu na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Stała przede mną miłość mojego życia, osoba jedyna w swoim rodzaju, niewiarygodnie piękna i mądra. Oczywiście wiadomo kto... - O Weasley! - zawołałam radośnie. Z pewnością pomyślała, że wszyscy się naćpaliśmy. Chociaż może ona nie wie, że istnieje coś takiego jak... - Widzę, że idziesz do biblioteki. Znowu... Na pewno jest to bardzo interesujące miejsce, ale dla takich osób jak ty.
- Czyli jakich? - zapytała unosząc brwi i marszcząc nos. Co wyglądało komicznie ze względu na jej piegi.
- Nudnych, brzydkich, pilnych, nie mających życia towarzyskie... Dużo by wymieniać. Musielibyśmy tu siedzieć do wieczora. A chyba nie chcesz z nami przebywać tak długo? Bo my nie chcemy. - wytłumaczyłam jej. Jakby nie wiedziała jakie są jej wady... Zresztą zalet to ona chyba nie ma.
- A gdzie kupiłaś taki piękny sweter Weasley? - zapytał Malfoy. Uuu... Malfoy wkracza do akcji. Cuda się jednak zdarzają. Spojrzałam na rudowłosą. Jej sweter był czerwony, a na nim był wyszyty herb Gryffindoru.
- Dostałam go od babci Molly, Malfoy. Mną dziadkowie się przynajmniej interesują. Zresztą moja kuzyneczka też taki dostała tylko z herbem Slytherine'u. - powiedziała wypinając pierś jakby jeszcze bardziej chciała pokazać swój sweter.
- Bo liżesz ich po dupie. - mruknął szatyn. - A tak swoją drogą nigdy nie widziałem Lily w tym swetrze. - Chciało mi się śmiać na widok miny Weasley. Na jej twarzy malował się szok i bezgłośnie powtarzała moje imię. W końcu rzadko się słyszy z ust Malfoya moje imię.
- Wiesz Scorpius, - wymówiłam to imię jakby z lekkim naciskiem. - bo my z Albusem i Jamesem się ich pozbyliśmy. Kto by nosił takie coś. - prychnęłam. Szok nadal nie odstępował od mojej kuzyneczki. Widząc, że nie odzyskała mowy powiedziałam. - To może już pójdziemy skoro nie możesz sie wysłowić. A podobno ci czytający książki mają rozbudowany słownik. - westchnęłam i odeszłam, a za mną ruszyła reszta.

- Czy wy... wy mówiliście do siebie po imieniu. - wyjąkała Cassie. Spojrzałam na nią. Też szok na twarzy, lecz ona potrafiła się odezwać nie tak jak Weasley. Zrobiłam minę niewiniątka i skinęłam głową. Ona nadal zdziwiona pokręciła głową z dezaprobatą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Ally | Graphicpoison