Cassandra
Zabini
Razem
z Lily byłyśmy już gotowe na imprezę. Ja postawiłam na czerwień:
http://stylistki.pl/rock-and-hot--436772/
, a Lily na czerń: http://stylistki.pl/cwiekowo-mi--228555/.
Oby dwie rozpuściłyśmy włosy, różniłyśmy się jednak tym, że
moje były proste, a jej kręcone. Jeżeli chodzi o make-up ja
zrobiłam sobie kreski czarną kredką do oczu, a usta pomalowałam
czerwoną szminką, Lily zaś zrobiła sobie makijaż w stylu
smoke-eyes.
-
Jak wyglądam? - spytałam ze śmiechem. Zawsze jest to samo ja się
pytam, Lily udaje że się zastanawia, a potem mówi że wyglądam
beznadziejnie. Tym razem też nie mogłyśmy postąpić inaczej.
-
Hmm... - Lils zmarszczyła brwi. - Ten krój nie jest dla ciebie.
Spodnie sprawiają, że masz krzywe nogi, a bluzka cię pogrubia... -
Zaczęłyśmy się śmiać. Ona zawsze potrafiła coś wymyślić
żeby mnie skrytykować.
-
Czyli mam zmienić strój? - Zrobiłam smutną minkę.
-
Nie, bo zanim to zrobisz już się impreza skończy.
-
Tiaa... I nie zdążymy
poderwać żadnego chłopaka.
-
Mhm... Czyż to nie katastrofa. Chociaż już i tak faceci się
kończą. - zachichotała. - Nie mam ochoty umawiać się z pierwszo
roczniakiem. Nawet jeśli byłby nieziemsko przystojny. Wyobrażasz
sobie mnie z takim gnojem?
-
Tak... - zmierzyła mnie złowrogim spojrzeniem, ale ja jeszcze nie
dokończyłam zdania. Co ona taka nerwowa. - ... jak on przynosi ci
codziennie śniadanie do łóżka, a ty na niego krzyczysz. Tylko nie
rozlej mojej kawy, bo ci nogi z dupy powyrywam. On zaczyna się
chować przed tobą, a ty wrzeszczysz jeszcze bardziej.
-
Wiesz kogo by mi on przypominał. Huga Weasleya. On się nawet boi
mojej popieprzonej kuzyneczki, która nawet w najmniejszym stopniu
nie jest straszna.
-
Wiesz w każdej rodzinie są jakieś niedorozwoje.
-
Musze się z tobą zgodzić. Ale czy my nie powinnyśmy być już na
imprezie.
-
Jak z pewnością słyszysz jeszcze się nie zaczęła. Ale możemy
być przed rozpoczęciem mi to bez
różnicy.
Wyszłyśmy
z naszego dormitorium we dwójkę ponieważ Patricia jeszcze się
szykowała, a Lizzy zniknęła z powierzchni
Ziemi. Ostatnio co raz częściej jej się to zdarza. Choć jest
dopiero początek roku jej zdarzyło się to już kilka razy. Z Lil
podejrzewamy, że ma jakiegoś chłopaka, ale boi nam się o nim
powiedzieć. Z nią wszystko jest możliwe. Nie jest tak... głupia
jak Trish, ale inteligencja też może doprowadzić do obłędu.
Gdy
weszłyśmy do Pokoju Wspólnego byli tam już Malfoy, McCullough i
mój brat o dziwo nie na haju. Musiał się zdarzyć jakiś cud.
Pokój był powiększony zaklęciem, a kanapy, fotele i stoliki były
odsunięte pod ścianę, aby było więcej miejsca do tańczenia. Na
stolikach ustawionych rzędem pod jedną ze ścian było poukładane
jedzenie i alkohol.
-
Ujdzie, ale widziałam lepsze wasze dzieła. - mruknęłam.
-
Więcej dekoracji czy czego? - spytał McCullough.
-
Więcej alkoholu. - powiedziałam równocześnie z Lily tonem
wszystkowiedzącej i zaczęłyśmy się śmiać.
-
A co chcecie się jak najszybciej pozbyć pierwszaków. W końcu oni
gdy widzą choćby kremowe piwo rzucają się na nie jak wygłodniałe
zwierzęta. Wiecie, że to się nazywa demoralizacja środowiska. -
zaśmiał się mój porąbany braciszek.
-
Ale przecież my nie demoralizujemy środowiska tylko dajemy im
szansę do demoralizowania siebie samych. W końcu my im wódki do
gardła nie wlewamy. - odpowiedziała niewinnym głosikiem Potter.
-
No właśnie. - zgodziłam się z nią.
-
Nie użalajmy się nad dzieciakami tylko zaczynajmy imprezę.
- Malfoy machnął różdżką i znikąd popłynęła muzyka. Nagle
do Pokoju Wspólnego wbiegła grupa Ślizgonów... Naprawdę duża
grupa Ślizgonów. Jeden z chłopaków porwał mnie do tańca.
No
i czas rozpocząć sezon imprez. Ostatni sezon imprez w Hogwarcie...
Margaret
Visions
-
Scorpius, kochanie. - podeszłam do mojego chłopaka, który stał
przy jednym ze stolików i... Flirtował
z jakąś blondyną! - Może przedstawisz mi swoją przyjaciółkę.
- Zmierzyłam dziewczynę pogardliwym spojrzeniem i spróbowałam
jeszcze bardziej przysunąć się do mojego chłopaka, ale on się
odsunął. Coś tu jest nie tak...
-
Wybacz Lollys muszę pogadać z Visions. - Czy on mnie nazwał po
nazwisku?! Aż się we mnie krew zagotowała. - Jeszcze się
spotkamy. Obiecuje ci to. - Dziewczyna odeszła ze smutną miną. -
Czego? - warknął w moją stronę.
-
To tak się odzywa
do swojej dziewczyny? - zapytałam ze złością. W końcu mi też
się należy jakiś szacunek.
-
To ja jeszcze z tobą nie zerwałem? Myślałem, że zrobiłem to
popołudniu. Hmm...
-
TY
zrywasz
ze MNĄ?
-
Tak, jeżeli to do ciebie nie dotarło to zaraz dotrze.
Myślałam,
że jest pijany albo coś, ale przecież był dopiero początek
imprezy. Nawet pierwszacy jeszcze nie padli. Scorpius za to wskoczył
na stół, - przy czym ani razu się nie zachwiał - wyłączył
muzykę i zaczął krzyczeć:
-
Uwaga! Uwaga! Ogłaszam wszem i wobec, że ja Scorpius Hyperion
Malfoy zrywam z Margaret Visions.
-
U Malfoy oderwałeś się od cycka Visions. - usłyszałam krzyk z
tłumu.
-
Swoją drogą wcale nie był taki boski! - odkrzyknął w jego stronę
Malfoy. - No więc kochane dziewczęta wasz kochany Scorpius jest
wolny.
Byłam
zszokowana,
wściekła i upokorzona za razem. Koło mnie pojawiła się nagle
Kate. Nie mam pojęcia jakim cudem ona się ode mnie odkleiła choć
na chwilę, ale teraz wróciła.
-
Cat zaprowadź mnie do dormitorium. Muszę ochłonąć, a potem
wymyślę plan, który zgładzi tego kretyna. - zwróciłam się w
jej stronę.
Po
drodze
do dormitorium byłam obdarowywana kpiącymi spojrzeniami. Jedną
parę oczu jednak zapamiętałam najbardziej. Zielone oczy ze złotymi
plamkami Lilyanne Potter, które wyrażały pogardę, kpinę i
rozbawienie. Miałam ochotę jej też coś zrobić ale złość na
Malfoya była większa i skierowałam swoje kroki do sypialni.
Edward
McCullough
-
No stary nie wiedziałem, że tak szybko zdobędziesz się na
zerwanie z Visions. - zaśmiałem się.
-
To była spontaniczna decyzja. - wyszczerzył się Malfoy. - Zerwanie
z nią to jedyne co jest dobre w tym zakładzie. Nie mógłbym
poderwać jakąś setkę najbrzydszych dziewczyn, a nie ją.
-
No wiesz ona nie jest tak brzydka. - powiedziałem powstrzymując
śmiech na widok miny cierpiętnika, która zagościła na twarzy
mojego przyjaciela.
-
Ale ty jesteś. - warknął.
-
Nie wiem czy dziewczyny, które zapisaliście na mojej liście też
są tego zdania.
-
Ale będą jak po mojej wygranej obije pomysłodawcom tego zakładu
ryje.
-
Straaasznie się boję...
-
No tak myślę. - Nie odpowiedziałem tylko odszedłem od mojego
kumpla i porwałem do tańca Lily Potter.
-
Tak szybko się opiłeś? - spytała unosząc brwi.
-
A dlaczego miałbym to zrobić? - odpowiedziałem pytaniem. Nie
miałem zielonego pojęcia o co jej chodzi. Co zdarzało się
często...
-
Wiesz gdybyś był trzeźwy nie tańczył byś teraz ze mną.
-
Dobrze o tym wiem. Sprowadzają mnie to inne sprawy. Widziałaś
występ Scorpiusa?
-
A jak mogłam nie widzieć. Wskoczył na stół i darł się jakby go
ze skóry obdzierali. Najlepszy był jednak widok upokorzonej Visions
lecącej ze swoją koleżaneczką do dormitorium.
-
Nadal nie mogę w to uwierzyć, że on z nią zerwał... I to dzięki
naszemu zakładowi.
-
A o co wy się w ogóle założyliście?
-
W najbliższym czasie się dowiesz. Może nawet dzisiaj...
-
Już nie mogę się doczekać.
-
Nie wiem czy byłabyś taka zadowolona gdybyś wiedziała o co w nim
chodzi.
-
Na pewno nie może być aż tak źle.
-
Może...
-
Jesteś cholernym pesymistą, wiesz o tym?
-
Zdaje sobie z tego sprawę.
-
Najlepiej jak spotkam cię dopiero wtedy gdy będę pijana... Może
nie będzie mi tak przeszkadzała twoja obecność.
-
Wątpię.
Gdy
skończyła się piosenka przeniosłem się z parkietu na sofę.
Siedziałem tam wraz z butelką Ognistej. Ona jest najlepszym
przyjacielem człowieka. Nigdy nie zdradzi twoich tajemnic, nigdy nie
będzie ci przeszkadzała, gdy coś opowiadasz itd.
Po
chwili koło mnie usiadła... Kate Vanhook? Nie mam pojęcia co ona
ode mnie mogła chcieć, ale znając życie jakiejś informacji o
Scorpiusie dla Visions, której ja jej nie dam albo... Powiem coś
fałszywego co zmyli Visions i znowu się upokorzy. W końcu nikt nie
zna tak dobrze Scora jak ja i Max.
Gdy
Vanhook przestała już robić słodkie oczka i gadać jaki to ja
jestem przystojny itd. przeszła do sedna sprawy.
-
Ed mógłbyś mi powiedzieć dlaczego Scorpius zerwał z Margaret.
Przecież wiesz, że byli taką piękną
parą. - zatrzepotała rzęsami. Ta dziewczyna nigdy nie będzie
miała chłopaka. Po pierwsze Visions jej nie pozwoli, po drugie
nikogo nie poderwie na te swoje - dla niej - słodkie słówka
i piękne oczy.
-
Widzieliśmy z Scorpiusem i Max;em jak go zdradzała więc chcieliśmy
ją upokorzyć, dlatego to zrobiliśmy. - Swoją drogą to nie było
kłamstwo. Na prawdę z Max'em widzieliśmy jak Visions obściskiwała
się z jakimś facetem w wakcje, ale Scor powiedział, że ma to w
dupie i niech ona sobie robi co chce. Zresztą on też nie był jej
dłużny...
-
Och... To takie straszne. Nie wiedziałam o tym. - Jest naprawdę
słabą kłamczuchą. Podstawowa zasada nigdy nie odwracaj wzroku,
gdy kłamiesz. Każdy by się zorientował, że to co mówisz wcale
nie jest prawdą. - A znasz może jakiś słaby punkt Scorpiusa?
Wiesz coś na czym zależy mu najbardziej. - Ach ta prostolinijność.
-
Jedyne na czym mu zależy to jego pies. - Szczerze mówiąc pies
Aarona nienawidził
Scora zresztą z wzajemnością, ale Visions nie wiedziała o tym i
to ułatwiło mi zadanie. - Dostał go w prezencie od brata gdy
jeszcze żyli w zgodzie. - Chyba cała szkoła słyszała o
konflikcie między braćmi, który był spowodowany przez jedną
rudowłosą osóbkę. Kiedyś Scorpius i Aaron byli jak najlepsi
przyjaciele, lecz Lily Potter wszystko zmieniła.
Scor
opowiadał mi kiedyś tą historię.
Kilka
lat po bitwie o Hogwart przyjaźń Harry'ego Pottera z Hermioną i
Ronaldem Weasley'ami się rozpadła z powodu Dracona Malfoya. Harry i
Ginny zaczęli się przyjaźnić z Draco i Astorią. Byli jak
najlepsi przyjaciele - zresztą nadal tacy są. Ich dzieci bawiły
się ze sobą, Scorpius najwięcej czasu spędzał z Lily, a Aaron
był przyjacielem na śmierć i życie Jamesa, choć w swoje głupoty
wciągali też Albusa.
Gdy
w końcu wszyscy byli już w Hogwarcie mogłoby się wydawać, że
przyjaźń Jamesa i Aarona się rozpadnie, a nie Scorpiusa i Lily.
Pierwsza dwójka jednak przetrwała rozdzielenie spowodowane
przydziałem do różnych domów. Scor i Lily byli w jednym domu lecz
poróżnił ich związek Lils z Aaronem. Pius nie chciał się
przyznać nigdy sam przed sobą, ale był zakochany w młodej
Potterównie. Pokłócił się ze swoim bratem, a wkrótce
też z Lily. Lilka była z Aaronem aż dwa lata, lecz potem się
rozeszli. Scorpius za to nigdy nie pogodził się z bratem, ani z
Lilyanne Potter. Został jednym z hogwarckich podrywaczy, a w jego
ślady podążyła przyjaciółka z dawnych lat.
Lily
Potter
Było
koło drugiej gdy na imprezie zostały już tylko dwa najstarsze
roczniki. Ja siedziałam sobie spokojnie na sofie, gdy obok mnie
usiadł Scorpius Malfoy.
-
Malfoy czy musisz przebywać w miejscu w którym ja akurat jestem? -
spytałam.
-
Tak. - Uniosłam brwi. On nawet jak był pijany nie był dla mnie
miły, a tym bardziej nie chciał przebywać za blisko mnie. Zresztą
ja też.
-
Czy coś ci się stało? Masz gorączkę,
przedawkowałeś czy może upadłeś na ten swój pusty łeb? -
zaczęłam wymieniać.
-
Hmm... - dotknął ręką swojego czoła. - Gorączka odpada, o to
drugie mogłabyś oskarżyć Max'a, a nie mnie. Upadek odpada.
-
Bo? - dopytywałam.
-
Nie przypominam sobie żebym miał spotkanie z podłogą. A nawet
jeśli ja nigdy nie upadam. - uśmiechnął się zawadiacko i puścił
mi oczko. Z nim jest źle... Bardzo źle...
-
To na pewno jakaś choroba... - mruknęłam. Położył się na sofie
kładąc mi głowę na kolanach, a nogi na oparciu. - Czy ja ci nie
mówiłam, że cię nienawidzę? Najgorszy dzień w moim życiu był
dniem w którym cię spotkałam.
-
Bardzo mnie to cieszy. Wymieniaj dalej to może zasnę.
-
Ale na pewno nie na moich kolanach.
-
Tak na twoich kolanach.
-
Masz może różdżkę?
-
Tak. A po co ci?
-
Żeby cię zabić. - mruknęłam ironicznie. Wzięłam jego różdżkę
i przywołałam butelkę Ognistej. Alkohol, który pomaga na
tolerowanie ględzenia Malfoya. - Chcesz też? - Pokiwał głową.
Przywołałam jeszcze jedną butelkę i rzuciłam mu ją razem z
różdżką. Pociągnęłam łyka ze swojej butelki. - Teraz MOŻE
przeżyje
twoje towarzystwo.
-
Sukces!
-
Wiesz, że w każdej chwili mogę cię zrzucić?
-
Nie dasz rady,
-
Tak?
Popchnęłam
go, ale nie było to dobrym pomysłem. Malfoy spadając złapał mnie
i ja poleciałam na niego. Gdy próbowałam się podnieść obrócił
się tak, że teraz to ja leżałam pod nim nie on pode mną.
-
Idiota. - mruknęłam i próbowałam się od niego uwolnić, ale nie
było to takie łatwe, bo - niestety - był silny. - Mógłbyś mnie
puścić? - zapytałam słodko.
-
Nie. - odpowiedział i... POCAŁOWAŁ
MNIE!!! Kompletnie
go pojebało! Dolali mu jakiegoś eliksiru czy co! Swoją drogą nie
źle całuje. Lily ogarnij się! To MALFOY
on nie może dobrze całować! Nie odwzajemniaj tego pocałunku!
Odwzajemnij przecież on jest taki przystojny jak mogłabyś tego nie
zrobić.
W
końcu wygrał ten głos który wcale nie miał wygrać. Będę miała
wyrzuty sumienia.
Oddałam
pocałunek. Był on pełen namiętności i... Tęsknoty? Jego wargi
smakowały Ognistą Whisky, które przed chwilą piliśmy. Malfoy
wplótł jedną rękę w moje włosy, a drugą przesuwał po moim
ciele. Przygryzłam jego wargę, a on cicho jęknął. W końcu się
opamiętałam i przerwałam pocałunek.
-
To się nigdy nie wydarzyło. - mruknęłam do siebie.
-
To się wydarzyło. - powiedział Scorpius.
-
Zapomnijmy o tym.
-
A co z tego będę miał?
-
Satysfakcje, że nie zrujnowałeś
mi i sobie życia. - Bardziej spytałam niż stwierdziłam.
-
Hmm... Mało interesująca propozycja.
-
Czego chcesz?
-
Nie wiem wymyśl coś.
-
10 galeonów?
-
20.
-
10.
-
20.
-
11
-
20
-
11.
-
19.
-
Pójdźmy na kompromis. 15 galeonów i Lizzy będzie ci odrabiała
pracę domową z JEDNEGO
przedmiotu, który sobie wybierzesz, przez tydzień.
-
Okay. A co z nimi? - wskazał głową na tańczących. Na szczęście
byliśmy w mało widocznym miejscu i tylko z pięć osób nas
widziało.
-
To będzie proste oni się nas boją.
-
Zostaw to mnie. - Pomógł mi wstać. - Ktokolwiek coś widział,
ktokolwiek coś wie jak to rozpowie to umrze! - krzyknął i ludzie
którzy nas widzieli od razu zrozumieli o co chodzi. Widziałam to w
ich spojrzeniach.
-
Nie wiedziałam, że umiesz rymować.
-
Dużo rzeczy o mnie nie wiesz.
-
Zresztą ty o mnie też. I tak ma zostać.
-
Chodź
nie raz cię to cieszy, a nie raz nie? - spytał. Spojrzałam na
niego. Co kolejny talent - czytanie w myślach. Z niechęcią
przyznałam mu rację i kiwnęłam głową.
Maxmilian
Zabini
-
Zrozumiałaś coś z tego? - zapytałem moją siostrę, która w
niewiadomy sposób znalazła się koło mnie. Wypowiedź Scorpiusa
była kompletnie nie zrozumiała, ale wydawało się, że nie którzy
wiedzieli o co chodzi mojemu kumplowi.
-
Nie mam pojęcia. Tak samo jak nie mam pojęcia gdzie znika Lizzy. -
powiedziała zamyślona. Wspominałem kiedyś, że myślenie jest jej
słabą stroną.
-
Szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi.
-
A mnie nie obchodzi twój kumpel więc jesteśmy kwita. A może
obchodzi cię gdzie jest Lily, bo jakoś ostatnią wcale nie byłeś
dla niej taki niemiły? - Chciałem już coś odpowiedzieć, ale
usłyszeliśmy głos.
-
Tu jestem. - zawołała Lily Potter stając przed nami, a koło niej
stał... Scorpius?
-
Wy razem koło siebie... i się nie kłócicie? - spytałem
równocześnie z Cassie
-
Jak widać. - mruknął Scor.
-
Mógłbyś mi może wytłumaczyć o co ci chodziło z tym twoim
tekstem?- zwróciłem się w stronę Piusa.
-
To było tylko do wybrańców. - zerknął kątem oka na Lily. Coś
mi tu śmierdzi... I wcale nie są to perfumy mojej siostry.
-
Wy coś knujecie. - stwierdziłem
-
Nie. - odpowiedzieli równocześnie.
-
Zakopaliście topór wojenny? - zapytałem.
-
Niee. - odpowiedzieli przeciągle. - Ja z nim się nigdy
nie pogodzę. - dokończyła Lilka.
-
Robicie sobie z nas żarty?
-
Ale z czym? - Znowu ta równoczesność jakie to denerwujące. Oni
chyba wcześniej sobie scenariusz napisali.
-
Powiem tyle. Nadal mnie szokuje, że Lily nie kłóci się z
Malfoyem, ale jakoś to przeżyje. - wtrąciła moja siostra.
-
Nie ciesz się za długo. - mruknęła Potter.
-
Lils uratowałaś mnie. Już myślałam, że moja najlepsza
przyjaciółka zwariowała i postanowiła się zaprzyjaźnić z
kumplem mojego porąbanego braciszka. - Cassandra odetchnęła z
ulgą.
-
Nie martw się Cassie. Nigdy
bym tego nie zrobiła. - zmierzyła chłodnym spojrzeniem Scorpiusa.
- Choć po te swoje 15 galeonów. - No to teraz już wiem o co
chodzi. Założyli
się o coś. Wyciągnąłem skręta, odpaliłem go i zaciągnąłem
się nim. Już myślałem, że Scorpius wygrał zakład...
Scorpius
Malfoy
Położyłem
się na jednym z łóżek stojących w dormitorium Potter i czekałem
na swoje 15 galeonów. Na szczęście nie domyśliła się, że to
przez ten głupi zakład. Ale tak swoją drogą to ona całkiem
nieźle... Potrząsnąłem głową. Nie mogę myśleć, że Potter
dobrze całuje!
-
Trzymaj! - rzuciła mi moje 15 galeonów. - Zadowolony.
-
A żebyś wiedziała jak bardzo.
-
To może sobie już stąd pójdziesz.
-
A co zrobisz jak stąd nie wyjdę?
-
Albo będę spała nie na swoim łóżku, albo pójdę do twojego
dormitorium, ale spanie w nim nie będzie miłym doświadczeniem.
-
No więc będziesz musiała skorzystać z którejś z tych opcji, bo
mi się nie chcę wstać. Mogę
też powiedzieć coś przez przypadek.
-
Idę
do łazienki.
Nic
nie dotykaj. A jak jutro rano obudzę się w jakiś dziwny sposób to
nie ujdziesz z życiem. Chociaż mam cichą nadzieję, że jak wyjdę
z pod prysznica to już cię tu nie będzie.
-
Twoje marzenie są nie do spełnienia.
Weszła
do łazienki i zamknęła się. Może jak w nocy zakradnę się do
jej łóżka i jej koleżaneczki to zobaczą to wygram ten zakład.
Naprawdę nie mam zamiaru robić tego co mi kazali. To jest nie do
wykonania. Nawet ja tego nie zrobię!
Rozejrzałem
się po pokoju. Wszystko było inne niż w naszym. Zaczynając od
tego, że nie było tu bałaganu. Już Edward mi opowiadał jak
wygląda, choć za bardzo mnie to nie interesowało. Teraz jednak
zauważyłem jeszcze gitarę. Ciekawe kto na niej gra? Wstałem z
łóżka i zacząłem grać prostą melodię. Potrafiłem grać na
kilku instrumentach i trochę śpiewałem. Nie raz też pisałem
jakieś utwory, ale większość z nich trafiała do kosza.
Zostawiałem tylko te najlepsze, które najbardziej mi się podobały.
Usłyszałem
otwieranie drzwi więc przerwałem grę na gitarze. Wyszła z nich
oczywiście Potter z ręcznikiem na głowie i w pidżamie. Bardzo
krótkiej pidżamie...
-
Czy mógłbyś zostawić moją gitarę? - spytała i nie czekając na
odpowiedź zabrała mi ją.
-
Ty grasz na gitarze? - odpowiedziałem pytaniem. Skinęła głową.
-
Wiesz tak sobie rozmyślam pod prysznicem... Założyłeś się ze
swoimi koleżkami o to, że mnie przelecisz. - stwierdziła, a ja pod
intensywnością spojrzenia jej zielono-złotych tęczówek
przyznałem się do hmm... Winy? - No więc wbije ci teraz do tej
twojej pustej główki, że ci się to nie uda.
-
Chyba, że mi pomożesz w wygraniu tego zakładu.
- mruknąłem.
-
Po pierwsze co ja z tego będę miała, a po drugie niby jak ja mam
ci pomóc? - spytała.
-
Będziesz miała satysfakcje, a jeżeli chodzi o pomoc to możesz
potwierdzić moją wersję
wydarzeń.
-
Za dużo roboty. Musiałbyś być dla mnie miły, nazywać mnie po
imieniu i takie tam. Zresztą ja też musiałabym się tak
zachowywać, a wcale nie mam ochoty, ani motywacji.
-
A myślisz, że ja mam ochotę... Ja po prostu chcę wygrać zakład.
-
No bo zaraz się popłaczesz. Wszystkie te ,,działania" -
nakreśliła cudzysłów w powietrzu. - musiałyby być wprowadzane
stopniowo. A nawet jeśli nie wiadomo czy się zgodzę. Moje warunki
są takie. 100 galeonów i
takie
mało widoczne usługiwanie na przykład noszenie moich zakupów czy
coś w tym stylu.
-
Jestem zdesperowany więc się na to zgodzę.
-
No, więc od jutra musisz stopniowo
wprowadzać swój plan w życie. Pamiętaj, że na osobności i tak
będę wredna.
-
Okay. Jak myślisz ile to będzie trwać?
-
W naszym przypadku kilka miesięcy. Raczej nikt by nie uwierzył, że
po jednym dniu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
-
Taa...
-
No to teraz sobie pójdziesz?
-
Tak. Nasz bród jest lepszy od tej czystości.
-
Ty myślisz, że my mamy różdżki tylko po to żeby sobie leżały.
Po prostu te śmieci w magiczny sposób znikają. No to arrivederci!
- wypchnęła mnie za drzwi. No więc sprawa zakładu załatwiona.
Teraz tylko będę musiał zaoszczędzić 100 galenów. To, że
dostaje dużo kasy od rodziców nie oznacza, że ich nie wydaje.
Przynajmniej mam te 15...
-
Malfoy chodź jeszcze na chwilę. - Usłyszałem głos za sobą. -
Oddawaj moje 15 galeonów teraz mi nie zależy czy to wygadasz czy
nie. - Nie chętnie wyciągnąłem pieniądze z kieszeni i dałem je
Potter. Od razu zniknęła za drzwiami tak samo jak mój uśmiech.
Teraz nie mam ani kasy, ani pracy domowej, tylko pewną wygraną w
zakładzie.
Rose
Weasley
Tak
jak przypuszczałam Gryfoni postanowili zorganizować imprezę.
Ja jednak miałam na to sposób. Rzuciłam na swoje dormitorium
zaklęcie i żadne odgłosy do mnie nie docierały.
Wszystkie
dziewczyny z mojego dormitorium - nawet Lucille - poszły na tą
imprezę, a ja czytałam książki, które wypożyczyłam. Był to
mugolskie romanse, które uwielbiałam czytać. Zawszę,
gdy szłam do biblioteki odrabiać zadane nam prace wypożyczałam
też nową książkę.
Nie które tak mi się podobały, że czytałam je po kilka razy, a w
domu miałam swoją własną biblioteczkę z samymi książkami tego
typu.
Nagle
do pokoju wpadła Lucille i od razu krzyknęła
w moją stronę:
-
Rose musisz to zobaczyć!
Nie
chętnie zwlokłam się z łóżka i poszłam za nią do Pokoju
Wspólnego. To co tam zobaczyłam mnie zamurowało. Mój brat całował
się z Dafne Wildsee. Była to dziewczyna, której nienawidziłam
najbardziej na świecie z Gryffindoru. Była podstępna, puszczalska
i całkiem ładna. Nie była jednak tak ładna jak - niestety - moja
kuzynka i jej koleżaneczki. Była jednak najładniejsza w naszym
domu. Ma ona proste blond włosy do połowy pleców i niebieskie
oczy. Kiedyś chodziła z moim kuzynem - kolejnym idiotą - James'em
Potterem. On jednak zerwał z nią po dwóch dniach i upokarzał ją
na każdym kroku. Od tamtej pory stała się jeszcze bardziej wredna.
-
Hugo jak ty możesz się z nią całować! - krzyknęłam w stronę
mojego brata. Odkleił się od Wildsee i spojrzał na mnie z wyraźną
złością wypisaną w brązowych oczach. Od kiedy on się mnie nie
boi? - Mogłabym cię umówić z moimi koleżankami, które są o
wiele mądrzejsze.
-
Po pierwsze ty nie masz koleżanek. - warknął. - A po drugie to był
zakład idiotko i dzięki tobie straciłem 5 galeonów.
-
Och, bo zakład jest ważniejszy od nerwów twojej siostry.
-
Tak jest ważniejszy, gdy za siostrę ma się taką idiotkę. W końcu
kto by się chciał przyznać do takiego brzydala i na dodatek
kujona.
-
Hugo kiedyś taki nie byłeś.
-
Kiedyś to było kiedyś. - Mój brat wyciągnął różdżkę. -
Crucio!
Obudziłam
się zlana potem. Westchnęłam z ulgą. Tylko zasnęła przy
książkach. To był tylko sen. To się nie wydarzyło.
Położyłam
książki na szafce, która stała obok mojego łóżka i wstałam z
niego. Weszłam do łazienki, zrzuciłam z siebie ubrania i
wskoczyłam pod prysznic. Wzięłam gorący prysznic i przebrałam
się w moją pidżamę w serduszka i wyszłam z łazienki. Wskoczyłam
pod kołdrę i postanowiłam pójść spać może wtedy nikt mnie nie
wyciągnie z łóżka, a mój sen nie spełni się w rzeczywistości.
Lily
Potter
Powoli
wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mnie nikt
w nim dzisiaj nie spał. Zdziwiło mnie to, że nie było Lizzy, w
końcu jeżeli nie było jej na imprezie to nie mogła spać w Pokoju
Wspólnym tylko gdzie indziej. Muszę kiedyś sprawdzić gdzie ona
tak znika.
Wyjęłam
ubrania z szafy i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i
umyłam zęby. Ubrałam się w czarne, poprzecierane rurki, czarną
bokserkę, czerwoną koszulę w kratę (zostawiłam ją rozpiętą) z
rękawami 3/4
(podwiniętymi) oraz czerwone Converse'y, a na rękę założyłam
komplet złotych bransoletek. Zrobiłam sobie ciemny makijaż, a usta
pomalowałam czerwoną szminką. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy
byłam już gotowa wyszłam z łazienki i poszłam do Pokoju
Wspólnego poszukać znajomych ,,ciał".
Gdy
znalazłam Cassie leżała ona w objęciach jakiegoś bruneta.
Wyjęłam różdżkę i polałam ich wodą. Nie czekając na ich
reakcje to samo zrobiłam z Patricią. I tak o to cały Slytherine
obudził pisk jednej dziewczyny. Ludzie, którzy leżeli w Pokoju
Wspólnym myśląc, że są w dormitorium szukali poduszek, ale
bezskutecznie.
-
Patty przestań się tak wydzierać, bo obudzisz cały zamek. -
warknęłam. Na szczęście to mogło i Patricia szybko poleciała do
naszego dormitorium żeby, cytuje: ,, To ja się zmywam, bo jak ktoś
zobaczy mnie w takim stanie to będzie katastrofa. ". - Cassie
pośpiesz się, bo inaczej już dzisiaj nie zobaczysz łazienki. -
Zabini zorientowała się o co mi chodzi i pognał w tą samą stronę
co McMilian. Obrzuciłam jeszcze raz spojrzeniem Pokój Wspólnym i
poszłam za nimi.
Gdy
weszłam do naszego dormitorium Patricia przeklinała Cassandrę, a
Cassie siedziała w łazience. Nie wiem jakim cudem ona to zrobiła,
ale pewnie Trish nie wiedziała
co na siebie założyć i dlatego Zabini się udało.
-
Nie denerwuj się Patty, złość piękności szkodzi. - mruknęłam.
-
Och... Naprawdę?
-
Nie na niby.
Po
30 minutach McMilian mogła
już wejść do swojej ukochanej łazienki w której spędzi
najbliższe... Długo. Wyjęłam z kieszeni telefon i sprawdziłam,
która jest godzina. 13:56.
-
Idziemy na obiad, czy nie? - spytałam Cassandry.
-
Chodźmy. Zobaczymy ilu Ślizgonów już wydobrzało. - zaśmiała
się czarnowłosa.
-
Mogę się założyć, że nie będzie pierwszaków. - uśmiechnęłam
się i wyszłam z dormitorium, a za mną podążyła
Zabini.
Niestety
od dziś miała się zacząć akcja ,,Zakład Malfoya". Nie wiem
po co pomagałam temu idiocie, ale... Będę miała ubaw, gdy zobaczę
minę Visions oraz Weasley. No i oczywiście po pewnym czasie będę
się mogła odegrać na Malfoyu i powiedzieć wszystkim, że on wcale
nie wygrał tego zakładu, a ja kłamałam. O tak... Ten pomysł był
idealny. Malfoy nie dostanie tego o co się założył, a ja będę
miała ogromną satysfakcje.
-
Witam piękne panie! - usłyszałam za sobą głos McCullougha. Był
dziwnie radosny. Kolejny, który sobie coś zrobił. Uderzył w pustą
główkę albo coś.
-
Co zrobiłeś, że masz tak dobry humor? - spytała Cassie. No w
końcu mnie ktoś wyręcza od zadawania pytań. Pięknie. Ja mogę
przejść na... Jak to ci mugole nazywają? Hmm... Chyba emerytura.
No powiedzmy, że tak to się nazywa. A więc ja sobie mogę przejść
na emeryturę,
a Cassandra mnie zastąpi w moich obowiązkach. Ludzie o jakich ja
głupotach myślę. Chyba mi też się coś stało tylko o tym nie
pamiętam.
-Dużo
rzeczy... - powiedział tonem, który bardziej pasował do naćpanego
Zabiniego niż do naćpanego
McCullougha.
-
Wolne tłumaczenie. Ochlał się, naćpał, a potem przeleciał kilka
lasek. - wytłumaczył Malfoy. O nie! Moja misja zaczyna się zbyt
wcześnie. Chociaż dla nie których 14 nie jest wczesną godziną,
ale ja nie jestem normalna. (xD)
-
To by do niego pasowało. - mruknęłam. Przecież nie mogę udawać,
że mnie nie ma w końcu i tak mnie widać. Szkoda, że nie wzięłam
peleryny-niewidki. Wtedy mogłabym zniknąć i opóźnić pewną
nieuniknioną rzecz. - A tak w ogóle to gdzie zgubiliście
Zabiniego?
-
Nie jest w stanie wyjść do ludzi. - odpowiedział Malfoy. On nigdy
nie jest w stanie wyjść do ludzi chciałam powiedzieć, ale nie
zdążyłam,
bo wyręczyła mnie Cassandra.
-
Mój brat nigdy nie jest w stanie wyjść do ludzi. Z nim nawet
podczas zajęć nie ma kontaktu.
-
Taa... - przytaknął Malfoy.
Szliśmy
sobie tak i obgadywaliśmy Zabiniego, gdy nagle zza rogu wypadł ktoś
i na mnie wpadł. Wylądowałabym na podłodze gdyby nie ktoś kto
mnie złapał.
-
Nic ci się nie stało Lily? - spytał Malfoy. Dlaczego? Dlaczego?
Dlaczego? Dobra, bo wpadnę
w depresje. Muszę sobie uświadomić, że jak mu pomogę to się na
nim zemszczę
i wtedy wszyscy będą szczęśliwi. No oprócz Malfoya...
Westchnęłam
w myślach. A da się tak w ogóle? Hmm... Ja do wszystkiego jestem
zdolna.
-
Nic. Ale ten ktoś, który z pewnością teraz jest przede mną nie
dożyje wieczora.- warknęłam. Gdy zobaczyłam kto był tym kimś od
razu na mojej twarzy pojawił się kpiący uśmiech. Stała przede
mną miłość mojego życia, osoba jedyna w swoim rodzaju,
niewiarygodnie piękna i mądra. Oczywiście wiadomo kto... - O
Weasley! - zawołałam radośnie. Z pewnością pomyślała, że
wszyscy się naćpaliśmy. Chociaż może ona nie wie, że istnieje
coś takiego jak... - Widzę, że idziesz do biblioteki. Znowu... Na
pewno jest to bardzo interesujące miejsce, ale dla takich osób jak
ty.
-
Czyli jakich? - zapytała unosząc brwi i marszcząc nos. Co
wyglądało komicznie ze względu na jej piegi.
-
Nudnych, brzydkich, pilnych, nie mających życia towarzyskie... Dużo
by wymieniać. Musielibyśmy tu siedzieć do wieczora. A chyba nie
chcesz z nami przebywać tak długo? Bo my nie chcemy. -
wytłumaczyłam jej. Jakby nie wiedziała jakie są jej wady...
Zresztą zalet to ona chyba nie ma.
-
A gdzie kupiłaś taki piękny sweter Weasley? - zapytał Malfoy.
Uuu... Malfoy wkracza do akcji. Cuda się jednak zdarzają.
Spojrzałam na rudowłosą. Jej sweter był czerwony, a na nim był
wyszyty herb Gryffindoru.
-
Dostałam go od babci Molly, Malfoy. Mną dziadkowie się
przynajmniej interesują. Zresztą moja kuzyneczka też taki dostała
tylko z herbem Slytherine'u. - powiedziała wypinając pierś jakby
jeszcze bardziej chciała pokazać swój sweter.
-
Bo liżesz ich po dupie. - mruknął szatyn. - A tak swoją drogą
nigdy nie widziałem Lily w tym swetrze. - Chciało mi się śmiać
na widok miny Weasley. Na jej twarzy malował się szok i bezgłośnie
powtarzała moje imię. W końcu rzadko się słyszy z ust Malfoya
moje imię.
-
Wiesz Scorpius, - wymówiłam to imię jakby z lekkim naciskiem. - bo
my z Albusem i Jamesem się ich pozbyliśmy. Kto
by
nosił takie coś. - prychnęłam. Szok nadal nie odstępował od
mojej kuzyneczki. Widząc, że nie odzyskała mowy powiedziałam. -
To może już pójdziemy skoro nie możesz sie wysłowić. A podobno
ci czytający książki mają rozbudowany słownik. - westchnęłam
i odeszłam, a za mną ruszyła reszta.
-
Czy wy... wy mówiliście do siebie po imieniu. - wyjąkała Cassie.
Spojrzałam na nią. Też szok na twarzy, lecz ona potrafiła się
odezwać nie tak jak Weasley. Zrobiłam minę niewiniątka
i skinęłam głową. Ona nadal zdziwiona pokręciła głową z
dezaprobatą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz